Reklama

Dziwactwa Paderborn. Niech ta bajka się nie kończy…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

10 marca 2015, 09:58 • 6 min czytania 0 komentarzy

Nie mogą zorganizować u siebie meczu w piątkowy wieczór, bo po 22 łamią ciszę nocną. Nie zmieszczą na stadionie więcej widowni niż 15 tysięcy ludzi. Nie mają własnego autobusu, nie mają centrum treningowego, jakiegokolwiek znanego nazwiska w składzie, nawet trenera z doświadczeniem. Paderborn – klub, który w podartych ciuchach przypadkiem trafił na bankiet w Hiltonie – gra dziś o to, żeby z tego bankietu nie zostać wyproszonym. Kopciuszek walczy, by piękna bajka nie trwała tylko rok.

Dziwactwa Paderborn. Niech ta bajka się nie kończy…

– Paderborn 162 dni po tym, jak było na szczycie, oficjalnie straciło szansę na mistrzostwo Niemiec – przeczytaliśmy ostatnio na Twitterze. Dziś o jakimkolwiek szczycie nie ma już mowy. Beniaminek wszedł mocnym kopem w sezon, w zupełnie niezrozumiały sposób stając się liderem Bundesligi, ale szybko wrócił na swoje miejsce.

Tylko gdzie tak naprawdę powinno być miejsce Paderborn? Klubu, w którym wystarczy spojrzeć w jakikolwiek zaułek, by zderzyć się z brutalną rzeczywistością. Taką, która mocno odbiega od europejskich standardów…

SC Paderborn istnieje od trzydziestu lat – wtedy doszło do połączenia FC Paderborn i TuS Schloss Neuhaus. Jedyne ciekawe wydarzenie, jakie przez ten czas odnotowali historycy, to rok 2004 i wygrana 4:2 w Pucharze Niemiec z faworyzowanym Hamburgerem SV. Coś z tamtym meczem było jednak nie tak – kiedy HSV prowadziło 2:0, Robert Hoyzer wyrzucił Emile’a Mpenzę i przyznał dwie kontrowersyjne jedenastki rywalom. Hoyzerowi wynagrodzenie sędziowskie nie wystarczało, powiązany był jeszcze z chorwacką mafią. 67 tysięcy euro łapówek kosztowało go koniec pracy z gwizdkiem, wyrok na 2 lata i 5 miesięcy więzienia, a także udział w jednym z największych skandali niemieckiej piłki.

Reklama

O Paderborn głośno było też półtora roku temu. Prezydent klubu, Wilfried Finke wpadł w szał po porażce w Pucharze Niemiec z trzecioligowym Saarbrucken. – Jestem wkurzony na ten zespół. Przecież te ich porażki kosztują nas duże pieniądze, za same transmisje telewizyjne przepadło nam pół miliona euro! Ci piłkarze nie wykazali chęci do gry, byli niezdyscyplinowani, bez pasji. Po tym meczu najchętniej wyrzuciłbym ośmiu z nich. A Brueckner to miał dziś na sobie suknię baletową, nie mundur do walki – denerwował się w Bildzie. Andre Breitenreiter, trener Paderborn, skrytykował podopiecznych na Facebooku i zażądał od nich stanowczej reakcji w kolejnych meczu. A ci trzy dni później przegrali u siebie 0:3, po dziewięciu kolejkach wylądowali na trzecim miejscu od końca.

Siedem miesięcy później awansowali.

Awansowali po raz pierwszy w historii, wciąż z tym Breitenreiterem na ławce (mimo wcześniejszych wpadek). Z drugim najniższym budżetem na zapleczu (6 mln euro) i najniższym w Bundeslidze (15 mln euro). Bez żadnego skauta, stadionem za 25 milionów euro, sąsiadami, którym późnymi wieczorami przeszkadzał hałas i wyceną całego zespołu, która wg Transfermarkt wyniosła tyle, co transfer Xherdana Sqakiriego, rezerwowego Bayernu…

53. klub Bundeslidze, jeden z najbardziej pokręconych, miał na początek udowodnić, że nie będzie najgorszym w historii ligi. Media szybko przypomniały Tasmanię Berlin, która w sezonie 1965/66 wygrała dwa mecze i zremisowała cztery, z bilansem bramkowym 15:108.

Ale Paderborn dwa zwycięstwa miało na koncie już po czterech kolejkach. Pierwszą historyczną wygraną, 3:0 w Hamburgu, piłkarze uczcili hamburgerami i chipsami. Prawdziwą imprezę zrobili sobie wcześniej: awans świętowali w mieście z dwudziestoma tysiącami fanów i o 5 rano polecieli na Majorkę.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Cztery mecze – dwa zwycięstwa, dwa remisy. Piąta kolejka to dla Paderborn wyjazd do Monachium, beniaminek w roli… lidera. Media nazywają ten mecz najbardziej nierównym starciem na szczycie. 15 milionów całego budżetu klubu kontra 12,5 miliona rocznej pensji jednego piłkarza (Ribery’ego lub Goetze). – Nie jedziemy tam po wspólne zdjęcia z mistrzami świata – zapewnia Breitenreiter. Szybko dodaje jednak, że wynik nie będzie najważniejszy, że nie chce odbierać piłkarzom radości z gry. I podkreśla raz jeszcze, że on nadal planuje się tylko utrzymać. Pep Guardiola, nie chcąc powielić błędów pierwszych czterech rywali beniaminka, dmucha na zimne: – Będą bardzo agresywni. Pamiętajcie, że nie mają nic do stracenia.

Musimy zrobić z tej tabeli tapetę w sklepie kibica – żartuje jeszcze przed meczem Michael Born, menedżer generalny Paderborn. Z tej potyczki na szczycie żartują właściwie wszyscy. Bild wypuszcza satyryczny filmik, jak Guardiola próbuje znaleźć stadion beniaminka. Chwilę potem beniaminek, rzecz jasna, w Monachium przegrywa 0:4.

Dwa i pół tygodnia temu Paderborn znów grało z Bayernem, tym razem u siebie. 0:6. Chwilę wcześniej 0:3 z HSV, 0:5 w Mainz, w minioną niedzielę 0:3 z Leverkusen. W sześciu meczach tej wiosny beniaminek ugrał cztery punkty. Pytanie „tylko” czy „aż” wydaje się podchwytliwe.

Paderborn przez ostatnie 270 minut traci jedenaście goli, nie strzela żadnego, ale wciąż twardo trzyma się na nogach. 16. miejsce w tabeli sprawia, że w lidze jeszcze są dwie gorsze drużyny, dziś wystarcza to na baraże. A pamiętajcie, że to miała być druga Tasmania. To mieli być chłopcy do bicia i obiekt drwin. Fani Paderborn doskonale to nastawienie pamiętają, są wyrozumiali dla piłkarzy. Breitenreiter co chwila podkreśla, jak ważną rolę odgrywa ich wsparcie.

Zresztą, obejrzyjcie, jak mieszka Juergen Patzer, kibic.

Ciężko nie trzymać kciuków za Paderborn. Ciężko nie dopingować klubu, którego piłkarze przebierają się na trening w starym mieszkaniu dozorcy zlokalizowanego tuż obok boiska treningowego. Tam biuro ma też trener.

Breitenreiter jako piłkarz zagrał w Bundeslidze ponad 100 spotkań, ale to wciąż trenerski no name. Sześć lat temu pracował jako skaut w Kaiserslautern, przed Paderborn miał jedno starcie z prowadzeniem seniorów. – Andre to urodzony trener – komplementował go Stefan Pralle, dyrektor zarządzający w TSV Havelse, kiedy jego klub z budżetem 300 tysięcy euro awansował do trzeciej ligi. Breitenreiter ponoć znalazł się wtedy na liście życzeń Eintrachtu Frankfurt i Hannoveru. – Łączenie mojej osoby z takimi klubami to zaszczyt, ale to nie jest dla mnie właściwa pora – odpowiadał. – Potrafię być cierpliwy.

Image and video hosting by TinyPic

Na warunki pracy w Paderborn publicznie nie narzeka. Nie przeszkadza mu, że często ma związane ręce, że może oprzeć zespół głównie na piłkarzach nieznanych, niechcianych i w innych miejscach odrzuconych. Priorytetem było dla niego zatrzymanie tych, których już miał w poprzednim sezonie: z jedenastki na pierwszy mecz w Bundeslidze już wcześniej u Breitenreitera grało dziesięciu.

Daniel Brueckner, ten od sukni baletnicy, w młodości wyleciał ze szkoły, miał problemy z rodzicami i przez pewien czas był bezdomny. Suleyman Koc był członkiem gangu, który rabował kasyna przy pomocy m.in. maczet, i skończył w więzieniu (przeczytaj jego historię TUTAJ). Takiego wyroku mógłby uniknąć, ale na żaden układ z policją iść nie chciał – tego zabrania kodeks miejsca, z którego pochodzi.

Image and video hosting by TinyPic

Najwyższy latem transfer Moritz Stoppelkamp, sprowadzony za 700 tysięcy euro, w Hannoverze wyzywany był na ulicach, w Oberhausen nazywano go „Stolperkamp” – ten, który potyka się o własne nogi. Kojarzycie go stąd, że zdobył bramkę z 82 metrów. A potem stwierdził: – Nie sądziłem, że umiem tak daleko kopnąć.

Guardiola, mówiąc o agresji Paderborn, miał pewnie na myśli m.in. Stoppelkampa. On pasuje tutaj idealnie. W pierwszych trzech meczach sezonu przebiegł 35 kilometrów i zanotował 112 sprintów, najwięcej w lidze. – Nie mogę ciągle stać. W futbolu chodzi o psychikę. Musisz być pewny siebie, przekonany do twardej gry i chcieć mieć piłkę cały czas – mówił.

Stoppelkamp wyjawia też motto z szatni: „Harujemy, walczymy, plujemy, gryziemy, drapiemy”.

To, co w ostatnich latach działo się w Paderborn, miało niewiele wspólnego z profesjonalnym futbolem – wypalił któregoś razu bramkarz Lukas Kruse. Dziś wspólnego ma więcej, znacznie więcej. Wciąż jednak widać, kto na bankiet w Hiltonie dostał się przypadkiem…

PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Liga Narodów

Po co komu Mbappe, gdy pod bramką szaleje Rabiot? Francja wygrywa z Włochami w Lidze Narodów

Michał Kołkowski
0
Po co komu Mbappe, gdy pod bramką szaleje Rabiot? Francja wygrywa z Włochami w Lidze Narodów

Niemcy

Niemcy

Wstrząsające wyznanie bramkarki Bayernu. „Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy”

Aleksander Rachwał
6
Wstrząsające wyznanie bramkarki Bayernu. „Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...