Na wiosnę Zawisza w ogóle nie przypomina drużyny, którą był jeszcze kilka miesięcy temu. W czterech meczach podopieczni Mariusza Rumaka zdobyli już osiem punktów, czyli tylko o jedno oczko mniej, niż we wszystkich dziewiętnastu spotkaniach rundy jesiennej. Co zmieniło się w grze ekipy z Bydgoszczy? Największa metamorfoza dokonała się w defensywie, która w pierwszej części sezonu była najgorsza w lidze i traciła średnio ponad dwa gole na mecz. Natomiast po wznowieniu rozgrywek obrona Zawiszy nie ma sobie równych, a w 2015 roku jeszcze nikomu nie udało się jej sforsować.
Co się zmieniło? Wiadomo, Mariusz Rumak miał cały okres przygotowawczy na ułożenie wszystkich klocków po swojemu. Jeśli jednak spojrzymy na personalia, ciężko doszukać się rewolucji w linii defensywy. Tak naprawdę w wielu meczach rundy jesiennej na bokach obrony grali Wójcicki i Ziajka, jednym ze środkowych był Micael, a między słupkami stał Sandomierski. Jedyną nową postacią jest więc Luka Marić, który został sprowadzony jeszcze listopadzie, ale w lidze zadebiutował dopiero teraz. I z miejsca stał się najlepszym obrońcą Zawiszy, który w czterech pierwszych meczach otrzymał od nas dwie „siódemki” i dwie „szóstki”.
Kim on w ogóle jest? Z pozoru nowy środkowy obrońca Zawiszy nie prezentuje się zbyt korzystnie. Jeszcze w 2009 roku kopał w średniaku chorwackiej trzeciej ligi, a na najwyższym poziomie rozgrywkowym zadebiutował dopiero w wieku 24 lat. Od tego czasu rozegrał jedynie 58 ligowych spotkań. Przyznacie, że to niezbyt okazały dorobek, jak na faceta, któremu za dwa lata stuknie trzydziestka.
Inna sprawa, że Marić powinien zadebiutować w chorwackiej ekstraklasie zdecydowanie wcześniej. W 2009 roku przeniósł się do drugoligowego NK Pomorac, w którym walnie przyczynił się do awansu, wywalczonego… dwa razy z rzędu. Jak to możliwe? Były klub nowego piłkarza Zawiszy po prostu nie spełniał wymogów licencyjnych, by grać na najwyższym poziomie. Jedynym sposobem, by chorwacki obrońca mógł pójść wyżej, była więc zmiana klubu.
W 2011 roku Marić podpisał roczny kontrakt z NK Istra 1961, czyli klubem ze swojego rodzinnego miasta i wreszcie trafił do ekstraklasy. Grał tam na tyle dobrze, że po sezonie – gdy postanowił odejść do HNK Rijeka – mocno podpadł kibicom, a klubowy trener nazwał go nawet zdrajcą. Dla Maricia priorytetem był jednak sportowy rozwój, ale też pieniądze, jakie mógł zarobić w czołowym chorwackim klubie.
W Rijece Marić stosunkowo szybko wyrobił sobie silną pozycję. Po kilkunastu tygodniach wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, którego później nie oddał. Jego klub zajął na koniec rozgrywek trzecie miejsce, gwarantujące start w europejskich pucharach, a on sam grał na tyle dobrze, że został mianowany zastępcą kapitana.
Sezon 2013/14 zaczął się dla Chorwata rewelacyjnie. Rijeka dobrze radziła sobie w lidze, a także w europejskich pucharach. Między innymi udało się awansować do fazy grupowej Ligi Europy po wyeliminowaniu VFB Stuttgart, a w obydwu spotkaniach z Niemcami Marić nosił opaskę kapitańską. We wrześniu środkowy obrońca znalazł się też na wstępnej liście powołanych do reprezentacji Chorwacji na mecz z Koreą Południową, ale ostatecznie nie pojechał na zgrupowanie. Rijeka zakończyła rozgrywki z wicemistrzostwem i krajowym pucharem, natomiast Marić… z zerwanym więzadłem w kolanie.
Kontuzja Chorwata zbiegła się z końcem jego kontraktu w klubie. Władze Rijeki przedstawiły swojemu czołowemu zawodnikowi propozycję nowej umowy, jednak on zdecydował się ją odrzucić. Dziwna decyzja, prawda? W perspektywie miał długie tygodnie leczenia się, a mimo to nie przyjął oferty. Czy była na tyle niska, czy zadecydowały inne względy – ciężko stwierdzić.
Jakkolwiek patrzeć, w latach 2011-2014 kariera Maricia nabrała niesamowitego rozpędu. Z nikomu nieznanego piłkarza stał się czołowym obrońcą ligi chorwackiej i zaczął ocierać się o przygotowującą się do mundialu reprezentację narodową. A potem przyszło pierwsze poważne wyhamowanie, głównie z powodu kontuzji, ale też przez dziwną decyzję o nieprzedłużeniu kontraktu. Marić stracił całą jesień, ale teraz – patrząc jak porusza się po boisku – wszystkie problemy wydaje się mieć za sobą.
Sami zastanawiamy się, jak Marić będzie się prezentował w dłuższej perspektywie. Skoro wyróżniał się w silniejszej lidze chorwackiej, to spokojnie powinien sobie poradzić także u nas. I jak dotąd zdaje się to potwierdzać. Inna sprawa, że z dwóch ostatnich klubów odszedł w niezbyt czystej atmosferze. Jedno wydaje się pewne – jeżeli w pełni wróci do formy, długo miejsca w Zawiszy raczej nie zagrzeje.
Fot. FotoPyK