Reklama

Smuda gra o posadę? Sielanka w relacjach to już przeszłosć

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

06 marca 2015, 09:31 • 14 min czytania 0 komentarzy

Na początku stycznia nowy prezes Robert Gaszyński jasno zadeklarował: “Wisła musi wrócić do Europy”. Na razie z tych planów niewiele wychodzi. Poza tym coraz głośniej mówi się, że w relacjach pomiędzy prezesem i trenerem Franciszkiem Smudą nie ma już sielanki. Do pierwszej sprzeczki doszło w poniedziałek. We wtorek trener odbył rozmowę z właścicielem klubu Bogusławem Cupiałem i to miało uspokoić sytuację, ale potem ukazał się wywiad w portalu interia.pl, w którym trener powiedział m.in. “Dostałem ostatnio dwóch zawodników. Ale jakich? Pozyskanych za pięć złotych”. Te słowa dolały oliwy do ognia. Smuda miał na myśli Bobana Jovicia i Jeana Barrientosa, którzy dołączyli do zespołu przed zamknięciem okna transferowego – czytamy dziś na łamach Faktu i Przeglądu Sportowego. Zapraszamy na nasz piątkowy przegląd najciekawszych materiałów w prasie. Siela

Smuda gra o posadę? Sielanka w relacjach to już przeszłosć

FAKT

Trzy piłkarskie stroniczki dziś na łamach Faktu. Spodziewamy się wielu tematów ligowych i tak jest od początku. Czy Trałka wyczyści się na Legię? – zastanawia się korespondent z Poznania.

Reklama

Defensywny pomocnik to kluczowa postać w układance trenera Macieja Skorży. Statystyki nie pozostawiają złudzeń – bez niego w składzie Kolejorz ma ogromne problemy. W poprzednim sezonie z pięciu takich meczów wygrał zaledwie jeden, trzy razy przegrał. W obecnych rozgrywkach lechita leczył w sierpniu kontuzję i wicemistrzowie Polski trzy razy z rzędu zremisowali. A kiedy pauzował w listopadzie za kartki, Lech zremisował z Podbeskidziem (1:1) – to jedyna strata punktów przy Bułgarskiej od momentu, kiedy zespół przejął Skorża. Dlatego obecność Trałki będzie tak istotna w starciu z Legią. Są tylko dwa rozwiązania, by piłkarz mógł bez przeszkód wystąpić przeciwko mistrzom Polski – musi dostać w piątek przeciwko Jagiellonia ósmą żółtą kartkę i pauzować za tydzień, kiedy Lech zmierzy się z Zawiszą w Bydgoszczy, albo w obu meczach uniknąć kary. To drugie może być trudne, ze względu twardą i nieustępliwą postawę Trałki na boisku. Taki styl cechuje kapitana poznaniaków.

Zrzut ekranu 2015-03-06 o 08.50.12

Drągowski wraca do bramki – po kontuzji ręki nie ma śladu. Chłopak mówi, że teraz to trener Probierz musi się chwilę zastanowić którego z bramkarzy wystawić, bo Baran bronił bez zarzutu. Idziemy dalej: o awansie w Pucharze Polski zadecydowały rzuty karne – to wiadomo.

Reklama

No to Orlando SA: Ja i Berg chcemy dla klubu jak najlepiej. Seria wywiadów z Portugalczykiem.

Po pierwszym meczu o Puchar Polski ze Śląskiem, w którym pan nie zagrał, podał nam na Twitterze dalej wpis jednego z kibiców, który napisał po angielsku: „Mam nadzieję, że będziesz cierpliwy i nie odejdziesz. Albo ten łysy klaun pozwoli ci grać, albo sam odejdzie”.
– Już o tym słyszałem, ale szczerze nie mam pojęcia o czym jest mowa. W ogóle rzadko używam Twittera. Służy mi tylko do tego, żeby od czasu do czasu napisać coś do moich fanów. Mam osobę, która zajmuje się moim kontem na Facebooku, ale rzadko tam zaglądam.

W poprzedniej rundzie po meczu z Górnikiem pokłócił się pan z trenerem.
– Piłka nożna to biznes, który nie zawsze jest usłany różami. Jestem w Legii po to, żeby grać w piłkę, a nie po to, żeby stwarzać problemy. Media sztucznie pompują balonik, nakręcają konflikt pomiędzy mną a Bergiem. To nie jest nikomu potrzebne. Przecież obaj chcemy dla klubu jak najlepiej. Chciałbym, żebyśmy się wreszcie skupili na tym, co dobre, a nie na tym, co złe. Żebyśmy porozmawiali o moich golach, o grze zespołu czy fantastycznej atmosferze na trybunach. Zapomnijmy wreszcie o tych gorszych momentach i idźmy do przodu.

Zrzut ekranu 2015-03-06 o 08.50.21

Czy Smuda gra o posadę?

Na początku stycznia nowy prezes Robert Gaszyński jasno zadeklarował: “Wisła musi wrócić do Europy”. Na razie z tych planów niewiele wychodzi. Poza tym coraz głośniej mówi się, że w relacjach pomiędzy prezesem i trenerem Franciszkiem Smudą nie ma już sielanki. Do pierwszej sprzeczki doszło w poniedziałek. We wtorek trener odbył rozmowę z właścicielem klubu Bogusławem Cupiałem i to miało uspokoić sytuację, ale potem ukazał się wywiad w portalu interia.pl, w którym trener powiedział m.in. “Dostałem ostatnio dwóch zawodników. Ale jakich? Pozyskanych za pięć złotych”. Te słowa dolały oliwy do ognia. Smuda miał na myśli Bobana Jovicia i Jeana Barrientosa, którzy dołączyli do zespołu przed zamknięciem okna transferowego. O ile Urugwajczyk przyszedł do Wisły za darmo (oczywiście, jeśli nie liczyć prowizji menedżerskich i kwoty za podpis na kontrakcie), to aby wykupić Jovicia z Olimpii Lublana trzeba było wyłożyć 75 tysięcy euro. Może to niewiele, ale dla pogrążonej w kryzysie Wisły…

I na koniec: Wojtek Szczęsny zachorował na ławie. Co? Jak? Ostatnio nie znalazł się nawet w kadrze meczowej na mecz pucharowy, bo jest przeziębiony. Pracownicy biura prasowego klubu zapewnili, że to tylko chwilowa niedyspozycja. Trener nie zająknął się na ten temat ani słowem.

GAZETA WYBORCZA

Na łamach GW dostajemy kolejną już rozmowę z Janem Urbanem. „Znałem ryzyko”.

Po spadku do II ligi Osasuna sięgnęła po pana, legendę klubu, by pomógł pan przetrwać jeden z najtrudniejszych zakrętów w historii. Była zadłużona na 80 mln euro, piłkarze uciekali.
– Nie mogłem odmówić. Grałem w Pampelunie kilka lat, mieszkam tam od 1989 r. Mówiłem o awansie podczas okresu przygotowawczego. Kiedy jednak okazało się, że w czasie rozgrywek drużyna wciąż jest osłabiana, a sytuacja klubu stawała się coraz trudniejsza, zmieniłem zdanie. Z określeniem ostatecznego celu wstrzymaliśmy się do zakończenia jesieni – licząc, iż zimą zostaniemy wzmocnieni. Ale wtedy straciłem kolejnych trzech piłkarzy, których zastąpiło dwóch graczy rezerw. Stało się jasne, że walczymy wyłącznie o utrzymanie. Prosty fakt: Miguel de las Cuevas odszedł za darmo do drugoligowej włoskiej Spezii, bo Osasuny nie było stać, by płacić mu ponad 0,5 mln euro rocznie.

O strefę spadkową pana drużyna otarła się na początku grudnia, po pięciu meczach bez zwycięstwa. Kiedy pana zwalniano, mieliście 3 punkty przewagi nad strefą spadku. Jeśli szefom na panu zależało, mogli się chyba wstrzymać?
– Zatrudniał mnie latem zarząd komisaryczny powołany, by ratować finanse, poukładać sprawy z wierzycielami. Tonący w długach klub z Pampeluny musiał oddać miastu stadion i ośrodek treningowy. W grudniu przyszedł prezes Luis Zabalza, który przyznał, że na piłce się nie zna. Jego misją jest ratowanie finansów. Gdy przyjrzał się rachunkom, okazało się, że jest z nimi gorzej, niż uważano. Drużyna żyła swoim życiem, ale po czterech kolejnych porażkach zarząd został zmuszony do poszukiwania bodźca, który odmieniłby fatalną serię. Nie można było wzmocnić zespołu, więc zmieniono trenera. Spodziewałem się tego. Nie mam nawet żalu, bo pewnie na miejscu szefów też szukałbym rozwiązań. Może mogli być bardziej cierpliwi, ale każdy trener zdaje sobie sprawę, jaki uprawia zawód. W II lidze zwolniono już 13 szkoleniowców w tym sezonie. W sobotę Osasuna zagra z Racingiem Santander, oba kluby poprowadzą debiutanci i każdy śni o awansie. Ścierają się wielkie ambicje, czasem ponad stan, ale też połowa drużyn grała kiedyś w Primera División, więc ich celem jest powrót do elity.

Zrzut ekranu 2015-03-06 o 08.42.04

Dokąd idzie Louis van Gaal?

Bronią go wyniki, ale nie styl gry. Nie wiadomo, czy wymyśla Manchester United na nowo czy nie ma żadnego planu i jego praca musi się skończyć klęską. Zapomnijcie o wszystkim, co słyszeliście o van Gaalu. O czerwonym ze złości furiacie rugającym dziennikarzy na konferencjach. O ekscentryku zdejmującym spodnie w szatni, by pokazać piłkarzom, że ma jaja. O trenerze, który przeszedł przemianę: kiedyś był zapatrzonym w ustawienie 4-3-3 i ofensywny futbol doktrynerem, na ostatnim mundialu pokazał twarz pragmatyka przywiązanego wyłącznie do wyników. Zapomnijcie, bo problem jest inny. Po siedmiu miesiącach w Anglii wciąż bowiem nie widać, czego van Gaal chce. Wyniki są nawet niezłe. W ostatnich czterech miesiącach United przegrał w lidze tylko dwa razy, na dziesięć kolejek przed końcem zajmuje czwarte miejsce w Premier League, ostatnie dające udział w Lidze Mistrzów. Ma 2 punkty przewagi nad piątym Liverpoolem i 5 punktów straty do drugiego Manchesteru City. W poniedziałkowym ćwierćfinale Pucharu Anglii piłkarze Holendra zmierzą się z Arsenalem. Gdyby wygrali, staliby się obok Liverpoolu (gra z Blackburn) faworytem rozgrywek. Mówiąc inaczej, MU może wrócić do elitarnych rozgrywek i zdobyć pierwsze prestiżowe trofeum…

SUPER EXPRESS

Zrzut ekranu 2015-03-06 o 08.46.20

Superak proponuje dziś rozmowę z Arkadiuszem Piechem. W Legii nie byłem potrzebny.

W Bełchatowie zostaniesz na dłużej czy po sezonie wracasz do Warszawy?
– Nie wiem. Jestem wypożyczony na pół roku, a z Legią mam jeszcze dwa lata kontraktu. Na razie robię wszystko, by udowodnić, że ostatnie pół roku to był tylko zbieg nieszczęśliwych i niekorzystnych dla mnie okoliczności. Nie zapomniałem, jak się zdobywa gole.

Żałujesz, że związałeś się z Legią?
– Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, toby się położył. Każdy piłkarz z polskiej ligi marzy o grze w Legii. Stabilizacja, pełen komfort. Oferta z Legii trafia się tylko raz w życiu. Głupi bym był, gdybym jej nie przyjął. Zaryzykowałem. Nie wyszło. Ale to jeszcze niezamknięty rozdział. Liczę, że wrócę i pokażę, że za wcześnie mnie skreślono.

Zrzut ekranu 2015-03-06 o 08.46.27

Nie będziemy tego cytować szerzej, bo rozmówka – jak to w tabloidzie – jest dość zwięzła. Ale fajny materiał mamy na kolejnej stronie: Rozbili Cracovię i poszli do pracy.

Ufnal (kapitan drużyny) od 9 lat jest strażnikiem więziennym w zakładzie karnym w Choszcznie. Pracuje na cztery zmiany. – Najlepsza jest nocka, bo pracuję wtedy od 19.00 do 7 rano, a potem mam 2 dni wolnego, które mogę przeznaczyć na treningi – mówi nam. Przełożeni z zakładu karnego idą mu na rękę. Tak też było przed meczem z Cracovią. – Powinienem być wtedy w pracy. Ale wykorzystałem nadgodziny i dostałem wolne na mecz – opowiada. Niebawem Ufnal będzie miał jednak kolejny problem. – W przyszły piątek jedziemy na mecz do Sosnowca, który rozegramy w sobotę i pozostaniemy tam do wtorku, do rewanżu z Cracovią. W tym czasie będę miał trzy służby w pracy i nie wiem, co zrobić. Nadgodzin już nie mam, więc będę musiał prosić kolegów o zamianę – rozważa. Zarobki strażników więziennych nie są wielkie, wynoszą około 2700 zł na rękę, a odpowiedzialność jest bardzo duża. – O strażnikach więziennych mówi się mało, a jeśli już, to negatywnie. A na nocnej zmianie odpowiadam za sto różnych osób, które różnie przeżywają swoje problemy. Miałem do czynienia z samobójstwami przez podcięcie żył, widziałem litry krwi, w psychice coś pozostaje – zwierza się Ufnal.

Na koniec jeszcze szybkie sprawozdanie z meczu Legia – Śląsk w pucharze. Lecimy dalej.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Kończymy dziś Przeglądem Sportowym.

Zrzut ekranu 2015-03-06 o 09.02.37

Najpierw relacja z meczu pucharowego.

Jedno było pewne: obie drużyny chciały awansować, nikt nie miał zamiaru odpuszczać. Legia szybko strzeliła gola (Michał Kucharczyk), ale ze spalonego. Śląsk odpowiedział, nieco przypadkiem i po niefortunnej interwencji Dušana Kuciaka, który wybił piłkę prosto pod nogi Petera Grajciara. Słowak pokonał rodaka i w tym momencie goście byli w półfinale. Zdobyta bramka wzmocniła wrocławian psychicznie. Uwierzyli, że to się może udać. Imponowali zaangażowaniem, grali bardzo agresywnie, a do tego skutecznie. Przez 30 minut, poza nieuznanym golem Kucharczyka, legioniści nie oddali celnego strzału. Mnożyły się błędy, czy to w ofensywie, czy przy wyprowadzaniu piłki. Często takie, które na tym poziomie nie miały prawa się przytrafić. Legia była nerwowa – a to Kuciak źle trafiał w piłkę, Dominik Furman gubił ją przed własnym polem karnym, a Orlando Sa przegrywał kolejny pojedynek z obrońcami.

Rozmowy z Orlando Sa nie będziemy szerzej cytować, bo robiliśmy to już przeglądając Fakt – to po pierwsze. Po drugie – wszystkie one są podobne, a cytowaliśmy już m.in. tą z Wyborczej wczoraj. No i po trzecie – wywiad z Portugalczykiem niebawem znajdziecie także u nas.

Zrzut ekranu 2015-03-06 o 09.09.35

Nowy trener Floty Romuald Szukiełowicz opowiada o tym, jak zastał strzępki zespołu.

Co pan zastał we Flocie?
– Strzępy zespołu. Kilkunastu zawodników, w tym juniorów. Wielu z nich załamanych sytuacją, w jakiej znalazł się klub. Ale nie załamujemy rąk. W ostatnim dniu okna transferowego Jerzy Woźniak zatwierdził Daniela Bujoka z Podbeskidzia oraz Daniela Keona z Miedzi Legnica. Zwłaszcza ten ostatni piłkarz może okazać się perełką na pierwszoligowych boiskach. Niektórym nie podoba się, że ma długie włosy i mówi, co uważa za słuszne. Keon ma na koncie 60 meczów w reprezentacji Trynidadu Tobago, strzelił dla niej kilkanaście goli i jest w optymalnym dla piłkarza wieku. Zawodników z takim CV, jeżeli tylko są zdrowi, przyjmuję do pierwszej ligi w ciemno. Jeszcze w tym tygodniu mamy potwierdzić do gry czterech piłkarzy z kartami na ręku.

Pytanie zasadnicze brzmi jednak, czy Flota w ogóle przystąpi do rozgrywek?
– Tego potwierdzić na sto procent nie mogę. W klubową politykę się nie mieszam. Jest duża szansa, że w sobotę meczem z Olimpią Grudziądz rozpoczniemy rundę wiosenną. A gdy już wystartujemy, dogramy sezon do końca. I utrzymamy się w lidze. Zespół, który skleciliśmy w ostatniej chwili, prezentuje całkiem niezły poziom.

Po raz pierwszy od dawna na łamach prasy wypowiada się Tomasz Kupisz. Choć dość zwięźle – tekst „Nie każdy jest Glikiem” zajmuje mniej niż pół strony. – Bardzo dużo myślałem nad powrotem do kraju i ofertą z Lechii. Ale przeważyło to, że od zawsze moim marzeniem było zaistnieć na Zachodzie. Jeśli tu gra się dobrze, łatwiej dostać się do reprezentacji. Był taki tydzień, kiedy praktycznie codziennie myślałem co zrobić i wydaje mi się, że wybrałem najtrudniejszą opcję z możliwych – opowiada Kupisz. – Wiedziałem, że teraz muszę odpalić, bo jak nie to mnie odpalą. Chcę zbierać dobre recenzje, bym mógł wrócić do Chievo.

A dalej już czas na część typowo ligową. Sporo drobiazgów:

– Czy Trałka wyczyści się na mecz z Legią?
– Po urazie Drągowskiego nie ma śladu
– Gorące krzesło pod Frankiem Smudą
– Dobrivoj Rusov na razie rozczarowuje
– Waldemar Fornalik miesza w obronie.

Zrzut ekranu 2015-03-06 o 09.14.02

Do tego mamy kilka większych materiałów. Część z nich spróbujemy zacytować. Na początek rzecz o piłkarzu zapomnianym, czyli Tomaszu Bandrowskim. Uparciuch, który nie lubi szumu.

– To on teraz nigdzie nie gra?! – dziwi się Franciszek Smuda, gdy dzwonimy do niego, by porozmawiać o Bandrowskim. Obecny trener Wisły Kraków wręcz uwielbiał tego piłkarza. Nic dziwnego, zawsze w cenie byli u niego zawodnicy, którzy nigdy nie odpuszczają, walczą na całego i są nieustępliwi. – To świetny człowiek, więc jestem gotowy mu pomóc. U mnie odbudowało się wielu zawodników, więc Tomka też przyjmę z otwartymi ramionami. Jeśli jest zdrowy, to może jeszcze być z niego niezły pożytek – uważa Smuda. Możliwe zatem, że wyciągnie do 30-latka pomocną dłoń i zaproponuje mu przejście do Wisły. Sprawa jest jednak oczywiście bardzo świeża i na razie kończy się na tym, że szkoleniowiec przypomniał sobie o swoim byłym podopiecznym… Zresztą Bandrowski ma swoje twarde zasady. Nienawidzi wokół siebie szumu, a już zwłaszcza w sytuacji, w jakiej się znalazł. – Wywiad? Nieeee… – kręci głową. – To mi teraz nie jest do niczego potrzebne – przekonuje. Taki już jest. Nie lubi się wyróżniać. Kiedy koledzy z zespołu co chwilę zmieniali samochody, on jeździł kilkuletnim fordem fiesta. Zaprzecza jednak zdecydowanie, że kończy karierę. – Odebrałem kilka telefonów z propozycjami, ale brakowało konkretów. Czekam na to, co się wydarzy – ucina temat.

Zrzut ekranu 2015-03-06 o 09.16.59

W Białymstoku jest trenerską legendą. Wychował kilka pokoleń znakomitych piłkarzy, m.in. Tomasza Frankowskiego, Marka Citkę i Mariusza Piekarskiego, a dziś szlifuje talent ich następców. Przegląd rozmawia z Ryszardem Karalusem, który potrafi przylać.

Pan, trener i wychowawca kilku pokoleń młodych piłkarzy, potrafił przylać.
– Dziś to nie do pomyślenia. Mamy tak zwane bezstresowe wychowanie. Doskonale pamiętam zgrupowanie moich juniorów z Jagiellonii nad Bałtykiem. Pozwoliłem chłopakom na brzegu się pochlapać, a oni popłynęli daleko w morze. Do dziś mam przed oczami białe czepki migoczące w oddali. “Wracajcie!” – wydzierałem się. Gdzie tam, nie słuchali… W końcu przypłynęli. Trzęsłem się ze strachu. Kazałem wszystkim slipy zdjąć i na gołą dupę wkroiłem klapkiem.

Porozmawiajmy o młodzież tamtej i dzisiejszej.
– Hańba.

Co takiego?
– Hańba, że niemal 40-milionowy kraj nie potrafi wychować 30–40 piłkarzy na europejskim poziomie, nie mówię już o światowym. U nas chyba przy każdym okrągłym stole zdążono dyskutować o naprawie futbolu młodzieżowego. To był 1987 rok, wielki boom na piłkę w Białymstoku, pierwszy awans do ekstraklasy, w składzie siedmiu wychowanków. A ja rzuciłem hasło: “Co roku nowe boisko w Białymstoku”. No i powstawały: Włókniarz, Gwardia, Jagiellonia. Wcześniej wojewoda zadzwonił do przedstawicieli klubów sportowych i zapytał, czego potrzebują. Piłkarze potrzebowali boisk, więc je zbudowano. A dzisiaj? Na jednych boiskach stoją bloki, na innych rosną krzaki po pachy.

Jan Kocian przyjeżdża do Chorzowa i… pyta o zaległe wynagrodzenie.

Zdania nie zmieniam, to był dobry trener, bardzo nam pomógł, ale musieliśmy zareagować na kiepskie wyniki – tłumaczy Smagorowicz. W obecnym sezonie, jeszcze za czasów Kociana, Ruch w jedenastu kolejkach wygrał tylko raz, odpadł z Pucharu Polski z trzecioligową Ostrovią Ostrów Wlkp., mimo że zagrał w najmocniejszym składzie. Los Kociana został przesądzony po porażce na własnym stadionie z Górnikiem Zabrze. Podobno bezpośrednim powodem dymisji był sposób, w jaki Kocian reagował na kiepskie wyniki. Kiedy Smagorowicz zapytał go, dlaczego drużyna przestała wygrywać, trener miał odpowiedzieć zdawkowo: “Nie wiem”. – Nie będę wracał do tamtej historii. Mogę powiedzieć tylko tyle, że podjęliśmy wtedy właściwą decyzję. Nie żałuję jej. Dziś postąpiłbym tak samo. Teraz pracuje z nami Waldemar Fornalik i jestem przekonany, że wyciągnie drużynę z tarapatów – mówi szef i współwłaściciel Ruchu.

Zrzut ekranu 2015-03-06 o 09.17.07

Piech, król małego podwórka. To ostatnia rzecz, którą zacytujemy.

– Gdybyśmy wcześniej wiedzieli, że z klubu odejdzie Miroslav Radović, to Piech na pewno by tu został – zapewnia Leśnodorski. Dziś 29-letni napastnik jest jednak już w innej rzeczywistości, w której sprawdza się najlepiej. Mniejsze miasto, mniejsza presja, gra toczy się wokół niego. Trenerzy, którzy z nim pracowali potwierdzają, że to niezbędne czynniki, by spełniał pokładane w nim oczekiwania. By być królem, musi być jak król traktowany. Na to nie mógł liczyć ani w Legii, ani w reprezentacji Polski, ani w tureckim Sivassporze, dlatego w żadnym z tych miejsc miejsca nie zagrzał. Chłopak ze Świdnicy, który w przeszłości spędził za murami więzienia 9 miesięcy, a w grudniu ubiegłego roku miał zaatakować lekarza z miejscowego szpitala, zdecydowanie lepiej odnajduje się w świecie, który nie jest wystawiony na pokaz. – Wielki klub, mały Piech. Mały klub, wielki Piech – słowa, które w niedzielnym programie Liga Plus Ekstra wypowiedział Andrzej Twarowski, być może najlepiej charakteryzują napastnika GKS. Napastnika, który Legii przydaje się bardziej na wypożyczeniu, niż w jej zespole, bo przynajmniej swoimi bramkami odbiera punkty walczącym o tytuł zespołom.

Poza tym znajdziecie jeszcze kilka innych ciekawostek. Piątkowy przegląd daje radę.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...