Wszystko tak dobrze szło w kwestii zatrudnienia Milana Barosa w Podbeskidziu. Prezes klubu zacierał ręce, emocjonowali się kibice i dziennikarze. Wydawało się, że ta transakcja nie może upaść. Niestety, trochę za szybko o sprawie usłyszał sam Milan Baros i kazał się wszystkim puknąć w łeb.
Miał być hit na miarę… No, na miarę Salenki w Pogoni Szczecin przynajmniej. Prezes Wojciech Borecki mówił: – Nie potwierdzam, nie zaprzeczam, że próbujemy go pozyskać. Nie mogę na ten temat nic powiedzieć. Zostało jeszcze kilka dni do końca okna transferowego i może coś się wydarzy.
Czyli oficjalnie sprawy nie potwierdził, ale jednak zasugerował jasno, że starania są czynione. Od dość dawna przecież zwrot „nie potwierdzam, nie zaprzeczam” funkcjonuje jako „coś jest na rzeczy, ale nie mogę się wypowiadać”, w przeciwieństwie do „to totalna bzdura”. Spekulacjom nie było końca.
Tylko ten pieprzony Baros…
– Nikt się ze mną nie kontaktował. A nawet gdyby się skontaktował, to i tak bym tam nie poszedł – stwierdził.
Naprawdę nie marzył od dziecka o Podbeskidziu? Nie krzyczał sobie wieczorami: „Idzie, idzie Podbeskidzie”? Nie śledził atomowych uderzeń Dariusza Kołodzieja i rajdów Piotra Malinowskiego? W Bielsku wszyscy gotowi na przyjęcie byłego gwiazdora Liverpoolu, a on się ociąga? Co to ma w ogóle znaczyć? Co z nim jest nie tak?
Cóż, z gwiazd dawnego Liverpoolu zawsze jeszcze można spróbować z Jerzym Dudkiem, który powtarza od 56 lat, że wcale nie zakończył kariery.
fot. FotoPyK