Reklama

Gdzie obserwatorzy to darmozjady, a piłkarze grają w gazie

redakcja

Autor:redakcja

23 lutego 2015, 09:16 • 11 min czytania 0 komentarzy

Świat najniższych polskich lig wielu określa jako coś niezwykłego, ewenement. Swoisty folklor, charakter, jak i specyfika rozgrywek może zauroczyć, a już na pewno w pewien sposób wciąga oglądającego. Wielu chłopaków nie tylko traktuje grę w piłkę jako oderwanie od codzienności, ale też czas dla siebie. Jednak nie wszędzie jest różowo, nawet w polskiej A i B klasie. Każde środowisko ma swoje brudy, układy, które niszczą coś dobrego od środka. Osobliwy rak polskiej piłki.

Gdzie obserwatorzy to darmozjady, a piłkarze grają w gazie

O specyfice, problemach i brudach najniższych klas rozgrywkowych porozmawiałem z Damianem Bednarzem. Przez 6-7 lat prowadził spotkania w Okręgowym Związku Piłki Nożnej w Wałbrzychu. Na swoim koncie ma około 200 spotkań (A klasa, B klasa i Okręgówka). A teraz, drogi czytelniku, nie szykuj się na cukierkowy tekst, ani na lekkie słowa. W tym temacie trudno niestety o pozytywy, co wcale nie oznacza, że ich nie ma. W krótkiej rozmowie….

– Dosyć banalne pytanie, ale skąd bierze się zapał do wykonywania takiego zawodu, specyficznego, jako arbiter w najniższych szczeblach rozgrywkowych?

– Myślę, że z pasji. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Zawód arbitra jest niezwykle interesujący, fajnie jest uczestniczyć bezpośrednio w spotkaniu piłkarskim.

– Ale?

Reklama

– Ale piłka nożna na niższych szczeblach to też niezłe ryzyko. Czasem adrenalina potrafiła nam (trójce sędziowskiej) skoczyć bardzo mocno. Pamiętam, sędziowaliśmy kiedyś mecz derbowy Wałbrzyskiej Klasy Okręgowej pomiędzy Stalą Świdnica a Victorią Świebodzice. Mecz odbywał się na sztucznym boisku, które ogrodzone było wysokim płotem od trybun. Klatka. W przerwie spotkania spora gruba kibiców gości z osłoniętymi twarzami natarła na kilka osób z gospodarzy. Polała się krew, dwóch zawodników się starło, a na domiar złego musieliśmy iść do szatni, gdyż budynek klubowy był oddalony kawałek drogi od murawy.

– Jak wiele brudów ma miejsce w A i B klasie? Tajemnicze prezenty, obietnice, inne?

– Nie wszystko w niższych ligach jest złe. Futbol szczebla amatorskiego to miejsce przede wszystkim dla pasjonatów. Któż inny poświęcałby wolną niedzielę, którą mógłby spędzić z żoną i dziećmi, aby pograć w piłkę?

Wracając, brudy to trochę drastyczne słowo. Zdarzają się – że tak to określę – dziwne sytuacje. Jak inaczej określić „kolesiostwo” i oddawanie punktów drużynie, która jest oddalona od naszego miasta 15 km, a nie 30? Lepiej, żeby spadła ta, do której jedzie się dłużej. Przy zielonym stoliku dzieje się wiele rzeczy, na które nie mamy wpływu. Czasem bardziej pomagają, niż szkodzą, jednak zawsze nie są zgodne z ideą sportu. Chodzi mi głównie jednak o zawodników czy działaczy. Większość z graczy czy prezesów się zna. Pracują w jednych firmach, razem imprezują. Często po prostu po koleżeńsku odpuszczają mecz.

Tutaj funkcjonuje zasada: pomożemy wam teraz, a wy nam, kiedy będziemy potrzebować. Zdarzają się też niepoważni ludzie zarządzający klubami. Kiedyś istniał klub, w którym kierownik drużyny (osoba odpowiedzialna za kontakty z sędziami) co mecz był tak nachlany, że ledwo co stał na nogach. Oczywiście całe kierownictwo klubu, jak i władz wiedziało o tym, jednak nikt nie chciał nic zrobić, żeby nie zabić piłki na wsi. O przekrętach z kartami zawodników i naćpanymi graczami już nie wspomnę …

– Łapówkarstwo?

Reklama

– Nie. Kluby niskich lig nie stać na tego rodzaju działalność. Chodziło mi bardziej o fakt, że nieuprawniony zawodnik wchodzi na boisko i gra jak gdyby nigdy nic na kartę swojego kolegi. I jest do tego tak bezczelny, że uczy się podstawowych danych tego gościa. Przy sprawdzaniu idąc w zaparte, że to on, ale zdjęcie w karcie jest stare i dlatego nie można go rozpoznać.

– Z doświadczenia wiem, że po pewnym czasie arbitrzy nawet niezgodność ze zdjęciem mają w poważaniu. Dlaczego tak się dzieje? Teoretycznie taki delikwent powinien zostać zdyskwalifikowany?

– Za taki incydent grozi walkower oraz potężne kary pieniężne. W tej chwili nie pamiętam, czy mam rację, ale jest to kwota rzędu tysiąca złotych. Dla niższych lig są to ogromne pieniądze, a jeśli chodzi o sędziów to cóż… Niektórzy są po prostu wygodni.

– Ile razy miałeś osobiście do czynienia z działaniami, które miały sprawić twoją przychylność przed czy po spotkaniu?

– Kilka razy się zdarzało. Czasami było to tylko zagajenie w formie żartu typu: „panie sędzio pomógłby pan coś, u nas kiepsko, grać nie ma kto, wyników brak”. Czasem też delikatne suweniry. Nie wiem jednak, czy to tak z czystej życzliwości, czy może delikatna próba na wpłynięcie na wynik.

– Coraz częściej słyszymy, że polska piłka, również ta najmniej ważna w Polsce, jest coraz czystsza. Czy aby na pewno?

– Umówmy się. Piłka nigdy nie będzie czystsza. Zawsze będzie tzw. kolesiostwo.

– Nie oszukujmy się, nadal spotykamy sport, w którym de facto sportu próżno szukać. Gdybyś miał przewidywać, jak wiele spotkań w twoim okręgu było ustawionych?

– Ciężko powiedzieć. Słyszałem kiedyś w kuluarach powiedzenie, że żeby się utrzymać, wystarczy być przed Kryształem Stronie (kiedyś występowali w IV lidze).

– Nasuwa się pytanie, czy ktoś z władz związkowych wie o wszelakich praktykach, jeśli tak, dlaczego nic z tym nie jest robione?

– Tego nie wiem. My sędziowie nie jesteśmy dopuszczani do takich praktyk. Przynajmniej ja nie byłem.

– Ile spotkań może być ustawionych w jednym sezonie?

– Niewiele. Może jedno, dwa pod koniec sezonu.

– Mają one wpływ na finalny układ tabeli oraz na to, kto spadnie, kto się utrzyma bądź kto awansuje?

– Być może. Przecież kolesi nie może spotkać krzywda. Ja jednak za rękę nikogo nie złapałem.

– Miałeś do czynienia z zastraszaniem?

– Czasami zawodnikom czy kibicom odbija. Kiedyś jeszcze jako młody sędzia sędziowałem B-klasowe spotkanie. W pewnym momencie podbiegł do mnie zawodnik z tekstem ”zaraz ci przypierdolę”. Dostał czerwoną kartkę, początkowo nie chciał opuścić boiska, później schodząc, zwyzywał mojego asystenta. Były to mocne słowa. Po meczu oczywiście się kajał, ale sprawa poszła dalej i zawieszono go na pół roku gry. Po jednym spotkaniu przed wyjściem z szatni czekał na nas pniaczek z siekierką. Czekaliśmy, aż nas policja odstawi poza miasto.

– Do jakich absurdów dochodzi w tych rozgrywkach?

– Wartym odnotowania jest fakt, że na regionalnych boiskach Okręgu Wałbrzych na meczach niejednokrotnie spotkamy prawdziwych emerytów. Rekordzista ma 80 lat! Wielkim absurdem są też przepisy, które czasami tak naprawdę wiążą ci ręce.

– Co masz na myśli?

– Pojechaliśmy kiedyś na mecz B-klasowych zespołów. Podczas tradycyjnego obchodu boiska podchodzę do jednej z bramek i z przerażeniem stwierdzam, że na wyciągniętej ręce mogę spokojnie dotknąć poprzeczki. Przy moich 176 cm zazwyczaj było to trudne. Okazało się, że bramka jest dużo niższa niż powinna. W tej chwili nie pamiętam, ale wydaje mi się, że było to ponad 10 cm. Przepisy w takiej sytuacji zabraniają rozegrania meczu. Lecz jest też drugi przepis, który mówi o tym, że sędzia musi zrobić wszystko, żeby spotkanie poprowadzić.

– I co w takim wypadku?

– Chłopaki musieli przed meczem popracować trochę łopatami.

– Czego najbardziej brakuje A i B klasie? Mam na myśli względy administracyjne i organizacyjne.

– Przede wszystkim pieniędzy. Kluby borykają się z olbrzymią biedą. Czasem też nie mają nawet porządnego boiska i muszą grać na pastwiskach. Słowo „pastwisko” nie jest wcale przesadzone. Jedni mają boisko obok byłego PGR-u, gdzie sędziowie przebierają się w byłej świniarni, a przez środek murawy biegnie ścieżka, a inni przy linii bocznej mają potężny długowieczny dąb, którego korona sięga prawie do środka boiska. Niejednokrotnie zdarzało się, że piłka wisiała między gałęziami.

– Chyba najlepiej odwzorował to film o LZS Chrząstawa. Dotknęliśmy pewnych aspektów, które powodują, że A i B klasa swojsko kuleją. Wymień największe choroby toczące te klasy rozgrywkowe?

– Oglądałeś kiedyś dokument ”Czekając na sobotę”? To pomyśl, że ci, którzy wychodzą z tego klubu, później idą na mecz.

– Szczerze powiedziawszy, nie oglądałem. Jednak mamy również do czynienia ze swoistym folklorem. Za co ludzie kochają te rozgrywki?

– Za to, że są ich. Uczestniczą w tym wydarzeniu. Mogą „dotknąć gry”. Tam grają ich bracia, mężczyźni czy znajomi. To jest liga zwykłego człowieka.

– Mówiłeś wcześniej o narkotykach bądź innych używkach, jak częste jest to zjawisko?

– Powiedzmy, że podczas meczu tak z 70% zawodników jest albo wciąż ”w gazie”, albo mocno wczorajszych.

– Jak powszechny jest precedens ”handlowania” kartami zawodników? Mam na myśli podstawianie nowych osób.

– To nie jest handlowanie, gdyż odbywa się wszystko w jednym klubie. Zawodnik A nie może grać np. za nadmiar kartek, więc zaradny kierownik drużyny wpisuje do protokołu zawodnika A pod nazwiskiem B. Swego czasu popularna też była podwójna przynależność klubowa. Piłkarz wyjeżdżał za granicę do pracy, gdzie grał w klubie po czym wracając od czasu do czasu do domu, grał w byłej drużynie, będąc zarejestrowanym dalej poza Polską. OZPN wpadł na te przekręty, jednak kar nie pamiętam. Przypominam sobie tylko tyle, że jakaś gazeta wyliczyła, że gdyby mistrzowi odjąć punkty za te wałki, spadliby do A klasy.

– Można jednak stwierdzić, że OZPN, a tym samym A i B klasa są pozostawione samym sobie?

– Nigdy nie byłem w zarządzie OZPN-u, więc nie wiem jak to wygląda od strony technicznej.

– Ale wszelkie decyzje, czy działania wobec OZNP były Ci znane?

– Szczerze mówiąc nie interesowały mnie nigdy ”zielone stoliki”. Zwracałem uwagę tylko na boisko i to, co obok niego.

– Miałeś do czynienia z osobami, które za wszelką cenę wszelkie wydarzenia chciały uprzedzić czynami na boku?

– Sędziowałem kilka podejrzanych dla mnie spotkań. Jednak to jest futbol i prawdy już pewnie nigdy się nie dowiem.

– Skoro byliśmy przy alkoholu, zdarza się arbitrom gwizdać pod wpływem?

– Przepisy zabraniają sędziowania pod wpływem alkoholu. Ale dzień po spożywaniu już nie. Zdarzało się, że dzień przed meczem spotykało się zawodników w klubie, którzy lubili postawić piwko, dwa. Później przed meczem było kupę śmiechu, jak widzieliśmy się na boisku.

– Najdziwniejsze sytuacje, o jakich wiesz z boisk?

– Kiedyś miałem taką sytuację, gdy moim asystentem był wspominany wcześniej pan 80 latek. Napastnik dostaje piłkę na kilkumetrowym spalonym, więc zerkam w kierunku mojego asystenta, a on odwrócony tyłem do gry ogląda sobie mecz na sąsiedniej murawie. Powiedzmy sobie szczerze, nie wszyscy sędziowie podchodzą do sprawy poważnie.

– Czyli można powiedzieć, że część arbitrów oddaje się zajęciu tylko po to, aby zarobić, nie robiąc nic?

– Niestety większość tak robi. Są to arbitrzy starsi, czasem nawet zasłużeni dla rozwoju piłki. Jednak brak predyspozycji spowodowany wiekiem, robi z nich już tylko marnych statystów.

– Odnosząc się do sprawy sędziów, w ostatnim czasie trwa protest związany ze zbyt małym ekwiwalentem za dojazd. Możesz powiedzieć, o co tak naprawdę chodzi?

– Z tego, co się orientuję, to strajk dotyczy tylko Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej. Jest to sytuacja bardzo delikatna. Z jednej strony kluby, które coraz gorzej finansowo znoszą ekwiwalenty sędziów, z drugiej arbitrzy, którzy też lekko na meczach nie mają. Chyba nikt nie lubi jak obcina się jego pensję, prawda? Niestety dla większości sędziów, piłka nożna przestała być hobby, a stała się całkiem niezłą pracą dodatkową. Ja nikomu w portfele nie chcę zaglądać, jednak o ile młodzi sędziowie, którzy mają szansę na rozwój powinni zarabiać w miarę godziwe pieniądze, o tyle leśne dziadki, które już tylko jeżdżą na mecze i odcinają kupony, powinni zgodzić się na tę podwyżkę i dziękować, że jeszcze ktoś ich chce. Przecież na takiej B klasie nie masz żadnej odpowiedzialności. Spierdolisz mecz, piłkarze powrzeszczą, kibice powyzywają, a tobie hajs się zgadza. Jednak Związek powinien przestać szukać pieniędzy na siłę. Wiesz, że licencja sędziego B klasowego kosztuje 60 zł? Przecież to śmieszne! Zamiast aż tak drastycznie zmniejsza koszta dojazdu, DZPN powinien zacząć bardziej kontrolować wszelakie wałki.

– Jakie wałki masz na myśli?

– Prosta sprawa. Sędzia ma pierwszy mecz o godzinie 11.00 w miejscowości oddalonej przykładowo 50 km od domu. W delegacji wpisuje kwotę 48 zł za dojazd 50 km od miejsca zamieszkania (według starego taryfikatora, który pamiętam). Po sędziowaniu tego meczu ma drugi o 14.00, 5 km dalej. I w kolejnym miejscu wpisuje w delegację kwotę za dojazd 57 zł, czyli znów od miejsca zamieszkania, pomimo tego, że przejechał tylko 5 km. Rozumiesz, o co chodzi?

– Każdy o tym wie i nikt nic z tym nie robi?

– Sędziowie o tym wiedzą, no ale każdy tak robi. A zarząd? Zarząd ma swoje za uszami, więc siedzi cicho, żeby ich nikt nie kontrolował.

– Swoje za uszami? Rzucisz trochę więcej światła na to?

– Powiedzmy, że czasem lubią sobie zmanipulować awansami i spadkami sędziów. Nie twierdzę, że to w 100 procentach ich zasługa. Największym błędem w tym wszystkim, tzn. w całym procesie awansów i spadków są obserwatorzy. Wiele spotkań w swoim życiu sędziowałem i miałem okazję kilku ich poznać. Uwierz mi, większych darmozjadów w regionalnej piłce nie ma.

– Materiał dla prokuratury?

– Trudne pytanie. Obserwatorami są ludzie, którzy skończyli swoją przygodę z sędziowaniem i najczęściej gwizdali w czasach piłkarskiego pokera, więc układanie tabeli (sędziowskiej) nie jest dla nich niczym obcym. Czasem są zbyt nadgorliwi, czasem zbyt leniwi. Ale czy ty możesz pozwać nauczycielkę w szkole, że wystawiła ci inny stopień niż koledze z ławki? Nie możesz. Tak samo jest tutaj. Naszą trójkę obserwował kiedyś pan, który cały mecz stał praktycznie tyłem do murawy i dłubał słonecznik. Zarzutów pod naszym adresem miał całą masę. Był też gość, który wydawał się straszną, nazwijmy to terminologią szkolną, „kosą”, a przychodzi po meczu i nie ma żadnych zastrzeżeń, wystawiając wysoką ocenę. Najbardziej bawią mnie ludzie, którzy z przeciwległego końca boiska są w stanie zarzucić błąd w ocenie minimalnego spalonego. Jesteś inteligentnym gościem, twoi czytelnicy zapewne też. Resztę dopiszcie sobie sami.

– Istnieje jakiekolwiek światełko w tunelu?

– Kiedyś liczyłem, że wszystko skończy się wraz z odejściem kolesi. Jednak oni uczą teraz młodych. Więc pojawia się problem. Podczas moich tułaczek poznałem wielu pasjonatów, którym należy pozwolić rozwijać tę piłkę. I ja wierzę, że im się uda!

Paweł K.

psychiatrykpilkarski.blog.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...