Dawid Kownacki to wielki talent, trzeba na niego dmuchać i chuchać. No i trzeba go też wychowywać, bo młody jest i popełnia błędy. Potraktujcie ten tekst właśnie w taki sposób – jako artykuł mający na celu zawstydzenie Kownackiego, by więcej na boisku nie robił z siebie błazna. Wolimy oglądać jego gole czy asysty, a nie oszustwa.
Jest końcówka meczu. Kownacki upada i udaje, że coś mu jest. Kamera nawet uchwyciła jak śledzi rozwój akcji, ale nie podnosi się, licząc, że Ruch wybije piłkę w aut.
Najgorszym boiskowym szmaciarstwem to jest właśnie wymuszanie na przeciwniku zagrania fair-play. Oszustwo, mające skłonić rywala do przyzwoitego zachowania. Jest to dodatkowo szkodliwe, bo kiedyś ktoś naprawdę będzie cierpiał i oczekiwał natychmiastowej pomocy lekarza, ale piłkarze – nauczeni doświadczeniem – uznają, że pewnie błaznuje. Jak Kownacki.
Naprawdę, to ostatnie stadium upadku piłkarza. Napastnik Lecha niech się zastanowi, czy chce być właśnie z tego zapamiętany. Mamy nadzieję, że jak to czyta, to się troszkę czerwieni.
I przy okazji – kartka z kalendarza. Rok 2010, przedostatnia kolejka sezonu. Ostatnia minuta meczu Ruch – Lech. Arboleda taranuje Piecha i odbiera mu piłkę, „Kolejorz” prowadzi atak. Piech leży i leży i lechici już zamierzają wybić piłkę w aut, lecz Piech w końcu wstaje. Poznaniacy zmieniają zdanie – zamiast wybić, kontynuują grę i Kriwiec strzela gola na 2:1. W zasadzie gola na wagę mistrzostwa… Gdyby Piech leżał jak Kownacki i oszukiwał, mistrzem mogłaby zostać Wisła.