Szkoleniowiec uważa niektóre zachowania reprezentanta Polski za nieprzewidywalne i zastanawia się, czy nawet jeśli drużyna awansuje do Premier League, warto zaoferować mu nowy kontrakt. O jakie konkretnie sytuacje chodzi? Kilkanaście dni temu Polak w meczu z Watford obraził kibiców Bournemouth. Fanom siedzącym za bramką nie spodobało się, że golkiper źle podał piłkę koledze, więc Boruc (35 l.) rzucił do jednego z nich: „Zamknij się, kur…”. Z kolei pod koniec grudnia po spotkaniu wyjazdowym z Millwall zanim wsiadł do autokaru, ubrany w klubowy garnitur palił papierosa. Do tej pory takie incydenty w Bournemouth się nie zdarzały, co zaczęło nieco niepokoić władze klubu z Championship. Dodatkowo Boruc chadza własnymi ścieżkami, po treningach błyskawicznie znika z szatni, a dziennikarzom odmawia udzielania jakichkolwiek wywiadów – czytamy dzisiaj w Fakcie i Przeglądzie Sportowym.
FAKT
W dzisiejszych dziennikach widać głów futbolu w polskim wydaniu. Sporo tekstów o meczu pucharowym Legii ze Śląskiem. Wrocławianie grają o pół miliona, a Fakt mocno pompuje atmosferę.
Co za emocje już na inaugurację piłkarskiej wiosny! W ramach ćwierćfinału Pucharu Polski wicelider ekstraklasy, czyli Śląsk Wrocław zmierzy się z liderem, Legią Warszawa (godz.20:00). – Będą to derby Polski! Zagrają dwie aktualnie najsilniejsze drużyny w kraju – mówi Faktowi nowy piłkarz wrocławian Peter Grajciar (32 l.). Podczas zimowego okienka transferowego działacze Legii wzmocnili zespół, pozyskując Arkadiusza Malarza (35 l.), Michała Masłowskiego (26 l.), czy Dominika Furmana (23 l.). Z kolei przez Śląsk zimą przeszła prawdziwa burza. Po długich negocjacjach z klubu odszedł najważniejszy zawodnik i symbol klubu, czyli Sebastian Mila (33 l.). Jednak Tadeusz Pawłowski (62 l.) znalazł już następcę utytułowanego piłkarza. Od dziś za grę zespołu odpowiadać będzie Peter Grajciar, który jak zapowiada, ma sposób na pokonanie bramkarza Legii. – Dusan Kuciak jest moim rodakiem i mieliśmy okazję zagrać przeciwko sobie. Jeszcze w lidze słowackiej jako gracz FC Nitra, wygrałem z Żyliną Kuciaka 3:0. Wprawdzie bramki nie zdobyłem, ale przy jednej z nich zanotowałem asystę, także mogę powiedzieć, że mam sposób na wygrywanie z Kuciakiem – mówi Faktowi Grajciar.
Co Nawałka załatwił w Londynie? Selekcjoner oglądał spotkanie Arsenalu z Leicester. Miał zamiar również porozmawiać z Wojtkiem Szczęsnym. Tekst o tym zacytujemy szerzej z Przeglądu Sportowego, bo tu mamy tylko informacyjną notkę. To tylka jedna z kilku ramek, w których mamy jeszcze:
– Były trener Zawiszy wyleciał z Olhanense
– Grzegorz Kasprzik zapisał się do Socios Górnik
– Jasmin Burić na razie nie pogra, ale już kończy leczenie
W Poznaniu tłok, jak nigdy. Kadra Lecha będzie liczyć co najmniej 30 zawodników.
– Pracujemy nad tym, żeby mieć silną i szeroką kadrę, ale w drużynie jest wielu młodych i niedoświadczonych zawodników – przestrzega jednak szkoleniowiec poznaniaków. Na pewno stan posiadania został poprawiony, bo odszedł tylko Hubert Wołąkiewicz. W jego miejsce kupiono trzech piłkarzy. A to nie wszystko, bo został zrobiony przegląd ligowej akademii i dołączyli również młodzi gracze. To już łącznie daje 30 piłkarzy, a Skorża zdradził, że blisko kadry pierwszego zespołu są też Marcin Gawron oraz Krystian Sanocki. – Lech jest perspektywiczną drużyną. Chciałbym natomiast, żeby ta liczna przekładała się w jakość – przyznaje Maciej Skorża.
Na koniec Artur Boruc. Polak rzekomo znów sprawia kłopoty, a w Bournemouth mają wątpliwości czy zasługuje na nowym kontrakt. Co takiego się wydarzyło? Poczytajmy.
Jak dowiedział się Fakt, szkoleniowiec uważa niektóre zachowania reprezentanta Polski za nieprzewidywalne i zastanawia się, czy nawet jeśli drużyna awansuje do Premier League, warto zaoferować mu nowy kontrakt. O jakie konkretnie sytuacje chodzi? Kilkanaście dni temu Polak w meczu z Watford obraził kibiców Bournemouth. Fanom siedzącym za bramką nie spodobało się, że golkiper źle podał piłkę koledze, więc Boruc (35 l.) rzucił do jednego z nich: „Zamknij się, kur…”. Z kolei pod koniec grudnia po spotkaniu wyjazdowym z Millwall zanim wsiadł do autokaru, ubrany w klubowy garnitur palił papierosa. Do tej pory takie incydenty w Bournemouth się nie zdarzały, co zaczęło nieco niepokoić władze klubu z Championship. Dodatkowo Boruc chadza własnymi ścieżkami, po treningach błyskawicznie znika z szatni, a dziennikarzom odmawia udzielania jakichkolwiek wywiadów. Nie chce współpracować nawet z oficjalną stroną internetową „The Cherries”, co też jest sytuacją w Bournemouth niespotykaną, bo menedżer dba o kontakty z mediami. Do tego stopnia, że Howe (37 l.) nie organizuje konferencji prasowych, tylko lokalnych dziennikarzy zaprasza na indywidualne wywiady…
GAZETA WYBORCZA
Dziś w GW dwa tematy piłkarskie. Najpierw Janusz Wójcik. Dar dla młodzieży…
Skąd pomysł, żeby w Ulanowie Wójcik pracował z młodymi piłkarzami? – Zastanawialiśmy się nad stworzeniem szkoły piłkarskiej w ramach szkoły średniej. Padł pomysł, aby znaleźć osobę, która ma doświadczenie i osiągnięcia. Stowarzyszenie szukało fachowca i wybraliśmy trenera Wójcika – mówi Janusz Bronkiewicz, wiceprzewodniczący rady powiatu niżańskiego. Czy korupcyjna przeszłość Wójcika nie ma znaczenia? – Dla mnie jego osiągnięcia sportowe i jego pozycja za granicą są niezaprzeczalne. W międzynarodowym środowisku piłkarskim jest to fachowiec najwyższej klasy – podkreśla Bronkiewicz i dodaje, że skoro były selekcjoner przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze, to sprawa dla niego jest zamknięta. – Niewielu było stać na to, by się przyznać – uważa organizator konferencji. Starosta powiatu niżańskiego Robert Bednarz: – To trudna sprawa. Pan Wójcik ma swoje sukcesy, których nikt mu nie odbierze. Był skazany za korupcję, ale powiem szczerze, że za bardzo nie wnikałem w te sprawy. Ludzie na pewno to obiektywnie ocenią. Ja jako starosta zostałem tylko zaproszony na konferencję. Jako powiat nie jesteśmy organem prowadzącym to przedsięwzięcie. Janusz Wójcik: – Dla mnie temat jest zakończony. Poddałem się karze. Wszystko się uprawomocniło.
Przemysław Zych natomiast o marketingu Legii. Na sprzedaży ubrań i gadżetów zarabia trzy razy więcej niż jeszcze dwa lata temu. Wywiad z Jakubem Szumielewiczem. Kiedyś już czytaliście o tym na Weszło.
Legia wyłamuje się z powszechnej dotąd tradycji kulawego marketingu w polskich klubach. Sprawdźmy tę tezę na przykładzie koszulek. Arsenal sprzedaje ich 800 tys., Fenerbahce 390 tys., Ajax – 100 tys. Ile wy dziś sprzedajecie koszulek?
– 10 tys. na sezon. Ta liczba cały czas rośnie. Jeszcze dwa lata temu była to połowa. Ze sprzedaży wszystkich gadżetów i ubrań ze sklepu mamy kilkanaście milionów złotych. Gdy dwa lata temu przychodziliśmy do klubu, była to jedna trzecia tej sumy. Przez wiele lat w Legii nie zwracano uwagi na jakość materiału i estetykę gadżetów. Dziś przykładamy do tych spraw olbrzymią wagę. Wciąż tkwi tu olbrzymi potencjał rozwojowy. W Polsce nie było dotąd kultury chodzenia w koszulce meczowej. Ale to się zmienia. Zaczynają się sprzedawać koszulki z nazwiskami piłkarzy, co pokazuje, że kibice mają już idoli, nie dopingują tylko klubu. Ale koszulka jest wciąż bardzo droga na polską kieszeń, kosztuje ok. 300 zł. A ze względu na temperatury nie można chodzić w niej na stadion przez cały sezon. Stąd większa popularność bluz i kurtek. W lipcu zaprezentujemy specjalną koszulkę na stulecie klubu. Będzie wyglądała zupełnie inaczej niż do tej pory, a nie jest to proste. By doczekać się koszulki w całości wykonanej na potrzeby klubu, trzeba się wykazać sprzedażą na poziomie 100 tys. na sezon, boAdidas nie złamie tych zasad na potrzeby Polski. Ale doszliśmy do kompromisu.
Wciąż daleko nam do Europy?
– Odwiedzałem duże futbolowe firmy i jestem przekonany, że w bogactwie oferty i jakości im już nie ustępujemy. Mamy cztery razy więcej asortymentu i dwa razy większy sklep niż ledwie dwa lata temu. Przygotowujemy kolekcje odzieżowe także dla rugbistów, pływaków, koszykarzy. Mamy dział zajmujący się tylko merchandisingiem, który osobne kolekcje przygotowuje przez pół roku na podstawie rozmów z kibicami i badań. Wprowadziliśmy np. kolekcję typu lifestyle, która przynosi kilka milionów. Musimy przy tym pamiętać, że nie można przesadzić, sklep dla kibiców nie może się bowiem stać butikiem modowym.
SPORT
No to gramy. W Pucharze Polski na razie.
W Bielsku chcą być rycerzami wiosny.
Chcemy być rycerzami tej wiosny – zakrzyknął na dziedzińcu bielskiego zamku trener Leszek Ojrzyński. Chętnych, by usłyszeć tę deklarację, było po udanej rundzie jesiennej tak wielu, że setka osób się nie zmieściła i musiała pozostać na zewnątrz. W środku natomiast było wyjątkowo dostojnie. W Podbeskidziu wymyślili, że nie będą prezentować drużyny w galerii handlowej, tak jak było w poprzednich latach, gdy połowa obecnych osób była przypadkowymi ludźmi, a piłkarze pozdrawiali kibiców w sportowych dresach. Tym razem władze klubu zadbały nie tylko o eleganckie mury, ale też o elegancki wygląd zawodników. To efekt nowo podpisanej umowy z producentem garniturów, firmą Pako Lorente. Jak przy każdej tego typu okazji, padły też z sali deklaracje i obietnice. – Zrobiliśmy wszystko, by drużyna miała wszystko, czego zapragnie – stwierdził Jacek Krywult, prezydent Bielska-Białej. – Nie płacimy kroci, ale też od ekstraklasowej średniej nie odbiegamy. Wszystko jest płacone na czas, a to bardzo ważne, że Podbeskidzie kojarzy się z solidnością. Na tym nasza rola się jednak kończy. Teraz wszystko w nogach.
We wtorek piłkarze Górnika dostali część wynagrodzenia…
W sumie piłkarze i trenerzy dostali ponad 1,5 miliona złotych, a pieniądze pozyskano z tytułu praw medialnych. Zabrzańscy gracze odetchnęli z ulgą, bo obawiali się, że przed rozpoczęciem ligi nie dostaną ani grosza. Klub spłaca długi i ma nadzieję, że uda mu się uniknąć minusowych punktów, którymi został ukarany przez Komisję Licencyjną. Kara wynika z niuregulowanych zobowiązań finansowych wobec dwóch byłych zawodników: Pawła Olkowskiego i Macieja Małkowskiego. Obaj zawodncy ostatecznie zostali spłaceni, co pozwala Górnikowi wierzyć w złagodzenie kary.
Dalej mamy tekst o najmłodszych zawodnikach w kadrze Ruchu Chorzów. Martin Helik łączy grę w klubie ze studiami na AWF. Niejaki Miłosz Trojak nazywany jest Schweinsteigerem, ze względu na fizyczne podobieństwo. Maciej Urbańczyk to z kolei „syn kierownika”. Dla nas, nic szczególnie ciekawego, ale jeśli ktoś bardziej interesuje się Ruchem Chorzów, może do katowickiego dziennika zajrzeć.
Kto w Ekstraklasie może obawiać się o pracę? Rafał Werner pisze felieton, w którym w pierwszej kolejności wskazuje Roberta Podolińskiego i Ryszarda Tarasiewicza. No to poczytajmy kawałek:
Słówko o dwóch wielkich kumplach z boiska, którzy pożegnali się z posadą, mimo że wyników inni mogli im tylko pozazdrościć (przynajmniej połowicznie). Pierwszy z nich to Jan Urban, zwolniony z Legii w grudniu 2013 roku. Podziękowano mu za współpracę, mimo że prowadzona przez niego drużyna zimowała na pozycji lidera ekstraklasy. Była to jednak cena za kompromitującą postawę warszawian na scenie europejskiej. Nieco inaczej żegnał się ze swoim pracodawcą Ryszard Tarasiewicz. To on podejmował decyzję o nieprzedłużaniu kontraktu. Najpierw uczynił tak zaraz po wywalczeniu awansu do ekstraklasy z Pogonią Szczecin. Potem wprowadził do elity Zawiszę Bydgoszcz i wywalczył z nim Puchar Polski, ale trenerską karierę postanowił kontynuować gdzie indziej. Człowiek z zasadami, nic za wszelką cenę. Kiedyś powiedział, że nie ma zwyczaju biegać do bankomatu, żeby sprawdzić stan konta. Mówił prawdę. Oczywiście nie zawsze zmiana na stanowisku pierwszego szkoleniowca wynikała ze zniecierpliwienia lub słabych nerwów prezesa klubu. Dariusz Kubicki przestał pracować w Podbeskidziu Bielsko-Biała, bo otrzymał atrakcyjniejszą ofertę zatrudnienia z rosyjskiego Sibiru Nowosybirsk, z kolei Robert Warzycha przymusowo awansował na dyrektora sportowego Górnika Zabrze z przyczyn formalnych. Ale to tylko wyjątki potwierdzające regułę. A reguła jest taka, że kiedy chwytasz trenerskie stery, siadasz na beczce prochu i jednocześnie zapalasz lont. Jeśli ufać uproszczonej statystyce, spać spokojnie nie powinni Robert Podoliński (Cracovia) i wspomniany Tarasiewicz (Korona). Obaj zostali zatrudnieni osiem miesięcy temu. To zwykle moment krytyczny, jeśli chodzi o relacje na linii prezes – trener.
Dalej:
– Dawid Janczyk dostanie nowy kontrakt
– Bartłomiej Pawłowski wypożyczony do Zawiszy
– Legia gra dziś w pucharze ze Śląskiem.
Na koniec dwa teksty. Jeden, który stwierdza, że Robert Gaszyński nie dotrzymał słowa, bo do rozpoczęcia rundy wiosennej nie udało mu się porozumieć z Semirem Stiliciem. Chciano uniknąć sytuacji, w której Stilić zostaje w Krakowie do czerwca, a później odchodzi za darmo Sam zawodnik nie komentuje sprawy, ostatnie serie negocjacji nie przyniosły skutku. Drugi z tekstów, który krótko zacytujemy, to z kolei rozmowa z byłym prezesem Piasta Gliwice Józefem Drabickim. „Piasta stać na medal”.
Wierzy pan w awans do ósemki?
– Uważam, że Piast może walczyć nawet o medal.
Jest drużyna, którą stać na podium?
– Według mnie w porównaniu do poprzednich rozgrywek poziom ligi się obniżył. Jesienią zawodziły Cracovia, Lechia, Zawisza czy Korona. Piast traci tylko sześć punktów do trzeciego miejsca zajmowanego przez Lecha Poznań, a kilku mocnych rywali ma już za sobą. Z Kolejorzem grał w ramach wiosny i go pokonał, z Wisłą zremisował. Tych piłkarzy stać na zajęcie 3 – 4 miejsca. Należy wysoko stawiać sobie cele, a nie zadowalać się tylko promocją do ósemki.
SUPER EXPRESS
Dwie piłkarskie strony dziś w Superaku. Marco Paixao rzuca wyzwanie Legii.
– Mamy bardzo dobry zespół, wyjątkową atmosferę w szatni i świetnego trenera. Rzucamy wyzwanie Legii na obu frontach. Wiem, że wielu fachowców typuje ją do tytułów, ale wierzę, że będziemy ją w stanie zatrzymać. Oglądaliśmy ich mecze na wideo, znamy słabe punkty i we Wrocławiu mocno zranimy rywala – zapowiada snajper Śląska, który twierdzi, że wiosną polscy kibice zobaczą prawdziwą „bliźniaczą eksplozję”. – Do tej pory trochę się „mijaliśmy” z Flaviem. Gdy ja zacząłem grać w Śląsku, to jego tu jeszcze nie było. Potem musiał czekać na zgodę na grę, a gdy „odpalił”, to ja leczyłem poważną kontuzję. Teraz w tym samym czasie jesteśmy zdrowi i w świetnej formie, co powinno Śląskowi bardzo pomóc – mówi Marco, który nie przejmuje się tym, że we Wrocławiu nie ma już Sebastiana Mili (odszedł do Lechii). – To świetny piłkarz i superchłopak, ale dla niego Śląsk to już przeszłość. Skupiamy się na tych, którzy są z nami teraz, szatnia Śląska nie rozpamiętuje odejścia Sebastiana. Trener Pawłowski to spec od łatania dziur i teraz też sobie poradzi. Kandydatem do zastąpienia Mili jest Peter Grajciar, który w sparingach udowodnił, że stać go na to – twierdzi Marco, niemający problemu ze wskazaniem najgroźniejszej broni.
I to jest ten główny materiał. Reszta to ramki:
– Duda wróci szybciej niż myśleliśmy
– Na mecze Legii już bez kart kibica
– Premier League warta 30 miliardów
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dzisiejsza okładka PS.
Inauguracja wiosny dziś w wadze ciężkiej.
– Cieszę się, że już na początek wiosny trafił nam się tak silny rywal. Dzięki konfrontacji z Legią, będziemy mogli sobie wytyczyć kierunek, w którym chcemy podążać w obecnym sezonie – mówi bojowo nastawiony Pawłowski. Jak w Legii na Michała Masłowskiego (debiut po transferze z Zawiszy Bydgoszcz), tak w Śląsku wszystkie oczy będą skierowane na Petera Grajciara. To ten, który ma zastąpić Sebastiana Milę, co samo w sobie jest zadaniem trudnym. W okresie przygotowawczym najpierw Pawłowski był nim zachwycony, potem nieco tonował nastroje, teraz znowu liczy na Słowaka. Ten wprawdzie nie jest jeszcze gotowy na 90-minutową walkę, ale dopóki nie zabraknie mu sił, będzie przebywał na boisku. Grajciar szczególnie cieszy się na rywalizację z Dušanem Kuciakiem, którego już raz w karierze pokonał. – Mieliśmy okazję już raz zagrać w lidze słowackiej. Jako gracz FC Nitra wygrałem z jego Żyliną aż 3:0. Wprawdzie bramki nie zdobyłem, ale przy jednej z nich zaliczyłem asystę – mówi opowiada 31-letni pomocnik. Słowak ma sprawić, że kibice przestaną tęsknić za Milą. Jest bardziej dynamiczny od swojego poprzednika, a więc teoretycznie, ta zamiana powinna wyjść Śląskowi na dobre. – Jak Sebek odchodził, to w sali konferencyjnej było tyle płaczu, że do dzisiaj podłoga jest mokra. Zamknąłbym już jednak ten rozdział. Nie będę odchodził od tego, co jesienią przynosiło nam punkty. Peter zagra na pozycji Mili, więc ciągłość gry zostanie zachowana. Grajciar pasuje do naszej koncepcji…
Mariusz Pawełek marzy o pucharze.
Najbardziej pamiętny bój z Legią? Parę razy zepsuł pan drużynie z Warszawy imprezę.
– Nie zawsze mecze z Legią dobrze się dla mnie kończyły, ale parę razy faktycznie zepsułem. Nie tylko kiedy byłem w Wiśle. Pamiętam, że wygrałem kiedyś z Legią jeszcze jako zawodnik Odry Wodzisław. Broniliśmy się przed spadkiem i jechaliśmy na Łazienkowską. Nikt nam nie dawał szans, a my zwyciężyliśmy 1:0. Broniłem wtedy z kontuzją ręki, której nabawiłem się parę dni wcześniej na treningu. Jeden palec był złamany i jeden wybity. Piłkarz powinien mieć jednak trochę charakteru, dlatego podjąłem decyzję „boli, ale gram”. Dostałem zastrzyk przeciwbólowy i na boisko. Nie powiem, w stu procentach znieczulony nie byłem. Nawet nie pamiętam sytuacji z tamtego meczu, ani ile było roboty. Tylko cały czas te palce… Później jako piłkarz Wisły wygrałem z Legią między innymi 4:0…
No właśnie. Pan ma w dorobku trzy tytuły mistrzowskie, a żadnego pucharu.
– Nawet kiedy odchodziłem z Wisły, wspominałem o tym, że choć byłem przez wiele lat w dobrej drużynie, która potrafiła zdominować ekstraklasę, to zawsze czegoś brakowało, żeby wygrać jeszcze Puchar Polski. Oddałem na aukcje charytatywne chyba dwa medale za mistrzostwo, a medalu za puchar Polski nie mogę, bo go po prostu nie mam. Wierzę, że uda mi się go zdobyć ze Śląskiem. To dla mnie tak samo ważny cel, jak walka o wygranie ekstraklasy.
A dalej rozwinięcie tematów, które sygnalizowaliśmy w Fakcie. Co dalej z Borucem?
Pozornie to wszystko wydaje się nic nieznaczącymi sprawami, ale Howe’owi bardzo zależy na harmonii w szatni. Pamiętam, że gdy byłem w listopadzie w Bournemouth jeden z tamtejszych dziennikarzy opowiadał mi, że trener skrupulatnie dobiera piłkarzy pod względem charakteru. – Siłą Howe’a jest to, że potrafi konsekwentnie pracować z tą samą grupą piłkarzy. Kiedy rok temu awansowali do Championship, wydawało się, że dokonają wielu wzmocnień, że zaczną wymieniać skład. Ale nie, Eddie stworzył kolektyw, a poszczególni zawodnicy zrobili pod jego wodzą duże postępy – usłyszałem.
Adam Nawałka nie miał z kolei szczęścia do oglądania naszych w Londynie.
Do Londynu Nawałka pojechał na trudną rozmowę ze Szczęsnym, u którego wraz ze zmianą roku sytuacja w klubie zmieniła się o 180 stopni. Notowania w północnym Londynie poszły z dymkiem. Incydent z zapalonym papierosem w szatni i przeciętny noworoczny mecz z Southampton sprawiły, że Arsene Wenger zrezygnował z usług Polaka. Problemem Szczęsnego, niestety większym niż się początkowo wydawało, jest David Ospina. Kolumbijczyk wykoerzystuje swoją szansę. Od pięciu ligowych meczów nie daje powodów Arsenowi Wengerowi, aby kombinować ze składem. Kanonierzy wygrali cztery z nich. Na razie nawet liczby przemawiają za rywalem Polaka. Szczęsny kontra Ospina – średnia obron na mecz: 1,65 – 2,80. Puszczone gole na mecz: 1,24 – 0,60. Skuteczność chwytów: 95% – 100%. Skuteczne piąstkowania: 12% – 40%. – Na razie nie ma co siać paniki. Wojtek znakomicie spisywał się w reprezentacji. Miał tendencję zwyżkową i czasem zdarza się taki regres. Zobaczymy, co dalej. Jesteśmy przygotowani na wszelkie scenariusze – to słowa Nawałki sprzed dwóch tygodni, kiedy pytaliśmy go o wizytę w Anglii. Selekcjoner miał nadzieję, że Szczęsny szybko wróci do bramki, jak w przeszłości.
Lecimy dalej. władze Podlaskiego Związku Piłki Nożnej odmawiają rejestracji nowych zawodników Jagiellonii. Dlaczego? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Np. za Quintanę.
– Jagiellonia od dawna wodzi nas za nos. Władze klubu powinny były wpłacić do związkowej kasy 130 tysięcy złotych za jesienne transfery piłkarzy. Wykazaliśmy się maksimum dobrej woli, proponowaliśmy rozłożenie płatności na raty albo odroczenie w czasie. Ze strony Jagiellonii nie otrzymaliśmy jednak żadnych konkretów. Dostajemy cały czas jakieś pisma z których nic nie wynika – oburza się Witold Dawidowski, prezes Podlaskiego ZPN. Na początku tygodnia przedstawiciele klubu przelali 30 z zaległych 126 tysięcy. W wysłanym piśmie zobowiązali się również do spłacenia całości do 13 marca. W związku z zaległościami finansowymi związkowi działacze odmawiają postawienia pieczątki pod transferami Sawickiego, Tarasovsa, Rafała Augustyniaka i pięciu innych. Agnieszka Syczewska, która w Jagiellonii jest odpowiedzialna m.in za finanse, uważa takie zachowanie Dawidowskiego za haniebny szantaż.
Co jeszcze?
– Tłok na boisku treningowym Lecha
– Pawłowski wypożyczony do Zawiszy
– Widzew igra z ogniem. Idzie nawet o licencję.
Widzew musi znaleźć stadion zastępczy na rundę wiosenną, bo przy al. Piłsudskiego rozpoczęła się budowa nowego obiektu. Działacze najpierw chcieli grać w Piotrkowie Trybunalskim, ale nie osiągnięto porozumienia z tamtejszymi władzami. Odpadały również kolejne lokalizacje. Miasto chciało rozwiązać ten problem i zapowiedziało przystosowanie obiektu Szkoły Mistrzostwa Sportowego do wymogów pierwszoligowych. Widzew nie był jednak zainteresowany i odmówił. Ostatecznie postawiono na Byczynę koło Poddębic. Pierwsza wizytacja tego stadionu przez przedstawicieli Komisji Licencyjnej przy PZPN nie wypadła pomyślnie. Obiekt nie spełniał zbyt dużo wymogów licencyjnych, by mógł zostać dopuszczony do rozgrywek. Nakazano działaczom Widzewa wskazać inną lokalizację. Ci jednak nie zmienili zdania…