Jarosław Bieniuk. Dziś doradca ds. sportowych Lechii Gdańsk, niegdyś piłkarz tego klubu, a także Amiki, Antalyasporu i Widzewa oraz reprezentacji (8 występów). Tym razem to jego poprosiliśmy o wystawienie jedenastki kumpli. Jedenastki, w której znalazło się miejsce dla wybitnych postaci naszej ligi, ale też piłkarzy z egzotyki…
***
Zacznijmy od bramki – Oscar Cordoba, z którym grałem w Turcji. Wystąpił w 74 meczach kadry, zaliczył kilka dużych imprez jako pierwszy bramkarz Kolumbii, między innymi mundial w USA. Rzadko widywałem bramkarzy, którzy by tak świetnie grali zarówno lewą, jak i prawą nogą. Duża persona, pięć lat w Besiktasie, tyle samo w Boca Juniors, gdzie wygrał Puchar Interkontynentalny.
Jeżeli chodzi o stoperów, muszę wyróżnić Arka Głowackiego. Reprezentował najwyższy poziom z tych z którymi grałem, przede wszystkim w reprezentacjach juniorskich, ale też chyba ze dwa mecze w dorosłej kadrze. Prawa obrona – Marcin Wasilewski, z którym dzieliłem obronę przez dwa sezony w Amice Wronki. Lewa – Volkan Yaman, którego poznałem w Antalyasporze – potem trafił do Galatasaray Stambuł, zadebiutował też w reprezentacji.
Na defensywnej pomocy Maynor Suazo, który grał przez pięć lat w lidze austriackiej, skąd przeszedł do Antalyi. Potem wyemigrował do FC Koln i zrobił z nimi awans. Reprezentant Hondurasu. Świetnie odbierał piłkę, zaawansowany technicznie. Do tego dobry duch zespołu. Obok Rafał Murawski, a na lewej pomocy Marek Zieńczuk, z którym znam się od dziecka. Razem zdobywaliśmy mistrzostwo Polski juniorów, potem Puchar Polski z Amiką.
Prawa pomoc – Tomek Dawidowski, do którego mam sentyment ze względu na występy w juniorach i reprezentacji Polski. Miał olbrzymi potencjał, zdecydowanie większy niż to co osiągnął. W pewnym momencie trochę go przystopowały kontuzje, ale to zawodnik który w pewnym momencie był w świetnej formie, grał w reprezentacji, wygrywał nam mecze w Pucharze UEFA. Przed nimi wystawiłbym Daisuke Matsuiego – Japończyk był doskonały technicznie, strasznie ciężko było mu odebrać piłkę.
W napadzie Paweł Krzyszałowicz i Jacek Dembiński. „Kryszałowi” piłka – cokolwiek by się działo – zawsze spadała pod nogi, a przy tym był bardzo skuteczny i miał świetnie ułożoną lewą nogę. „Dembina” – poza imponującymi warunkami fizycznymi – był świetny technicznie. Pamiętam, że kiedyś w Niemczech z Tomkiem Dawidowskim i Markiem Zieńczukiem próbowaliśmy po treningu żonglować piłką do tenisa i tak kręciliśmy powiedzmy po dziesięć, może kilkanaście odbić. Jacek tak siedział na murawie, przyglądał się nam przez parę minut i nagle wstał bez skarpetek i powiedział – dajcie tę piłkę. I tak zaczął ją podbijać, zrobił z pięćdziesiąt żonglerek, spuścił sobie piłkę na nogę i powiedział: Dobra, dalej już mi się nie chce. Granie z takimi zawodnikami to była prawdziwa przyjemność.
Fot. FotoPyK