Jonjo Shelvey nie jest naszym ulubionym piłkarzem. Kiedy parę lat temu pierwszy go zobaczyliśmy, stwierdziliśmy: ale dziwny gość, jaka facjata! Ma jednak pomocnik Swansea młotek w nodze i dzisiaj znowu to pokazał. Łabędzie niespodziewanie ograły Southampton, a Łukasz Fabiański zanotował dziewiąte czyste konto w tym sezonie. Wierzcie lub nie, ale po Forsterze jest pod tym względem… najlepszy w lidze. Gorszy wynik ma nawet Courtois, bo przecież kilka meczów na zero Chelsea to również zasługa Petra Cecha.
Niedziela w Anglii pokazała jak przewrotne bywa życie bramkarza. Że tak naprawdę nic nie jest dane raz na zawsze i w każdym momencie możesz pójść albo w górę albo w dół. W idealnym świecie oglądalibyśmy dziś w akcji dwóch polskich bramkarzy. Kilka miesięcy temu byłaby to oczywistość, niestety zobaczyliśmy tylko jednego. Fabiański zaliczył bardzo dobre spotkanie: raz świetnie interweniował, poza tym miał kupę szczęścia, bo piłkę z linii dwa razy wybił Ashley Williams.
Kto by pomyślał, że dzisiaj akcje Fabiana będą rosły tak szybko w górę, a Szczęsnego w dół. Dzisiaj Arsenal zagrał koncertowe spotkanie, naprawdę to byli Kanonierzy jakich chcielibyśmy oglądać zawsze. Walcott, Giroud, Oezil – cała trójka strzelała do Aston Villi (5:0) jak do kaczek i niestety udział przy tym świetnym meczu miał Ospina, a nie Szczęsny. Kolumbijczyk zaliczył trzecie czyste konto w Premier League z rzędu, a wcześniej miał też mecz na zero w Pucharze Anglii.
Jasne – duża w tym zasługa dobrej gry obrońców Arsenalu, ale takie jest życie bramkarza. Ospina wszedł do składu w idealnym momencie. Kanonierzy wygrywają. Grają porywająco i już słychać szyderze głosy, że wystarczyło, że Szczęsny zajarał pod prysznicem i drużyna w końcu zaczęła grać. Ma więc Wojtek problem. Póki Arsenal gra świetnie, póki Ospina nie daje powodów, by go zmieniać – będzie status quo. Szczęsny może powoli przyzwyczajać się do ławki, a to nie zwiastuje niczego dobrego w kontekście wiosny i kluczowych meczów w kadrze…