Reklama

Nie tak to miało wyglądać, ale… Mądry Miśkiewicz po szkodzie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

25 stycznia 2015, 17:18 • 2 min czytania 0 komentarzy

Jak informowaliśmy kilka dni temu tych, którzy śledzą nas na Twitterze, w przyszłym tygodniu kibice Wisły Kraków na 99 procent (bo jeszcze kwestia testów medycznych) doczekają się pierwszego zimowego transferu. Nie licząc oczywiście Bobana Jovicia, który podpisał kontrakt od lipca. Mamy pewną wątpliwość, czy się tym faktem zachwycą, bo owym uzupełnieniem składu będzie dobrze znany im Michał Miśkiewicz. A akurat zwiększenie rywalizacji pośród bramkarzy wydawało się być dość odległym punktem na liście klubowych priorytetów.

Nie tak to miało wyglądać, ale… Mądry Miśkiewicz po szkodzie

Albo inaczej…

Gdyby Wisła była dziś klubem funkcjonującym na zdrowych, normalnych zasadach, sprowadzenie nowego bramkarza byłoby wręcz pożądane, bo Gerard Bieszczad to dla Michała Buchalika żadna realna konkurencja. Tylko że Wisła nie jest dziś „klubem funkcjonującym na zdrowych, normalnych zasadach” i każdą niezagospodarowaną złotówkę musi obejrzeć dwa razy. Na przykład szukając też napastnika.

Kilka miesięcy temu napisaliśmy, że Miśkiewicz to dla nas największy przegrany letniego okna transferowego. Podtrzymujemy, choć tym transferem powrotnym się odrobinę ratuje.

Mocno się przeliczył, ale też ewidentnie miał pecha. Nie dogadał się z Wisłą, ćwiczył indywidualnie, licząc, że zaraz znajdzie się klub, który zaproponuje mu lepsze warunki, może nawet wyjedzie do lepszej ligi – co obiecywał mu agent. I nagle pach – poważna kontuzja, operacja. Pół roku z głowy i oczywiście nici z transferu, bo kto weźmie bramkarza tej klasy z przetrąconym kręgosłupem…

Reklama

Nie jest tajemnicą, że Miśkiewicz trochę ściął się z Jackiem Bednarzem. Później udzielił wywiadu Przeglądowi Sportowemu, ponarzekał jak został potraktowany i że Wisła ciągle wisi mu sporo pieniędzy… I co? Nagle zapadła decyzja, że nie może nawet kontynuować rehabilitacji, którą po starej znajomości odbywał w klubie. W ostatnich tygodniach Miśkiewicz szukał klubu już coraz bardziej nerwowo i z tego punktu widzenia nowy, 2,5-roczny kontrakt z Wisłą będzie dla niego zbawienny. Znowu ma szanse wrócić na karuzelę, zostać pierwszym bramkarzem, grać w Ekstraklasie. Musi to doceniać, bo w ostatnich miesiącach już się doskonale przekonał, jak szybko świat może o kimś zapomnieć.

Oczywiście jest też druga strona medalu, czyli zarobki. Dziś wraca do klubu stojąc pod ścianą. Godzi się na warunki gorsze niż te, jakie latem zaproponował mu Bednarz, a on ich wtedy nie przyjął. No, ale kto mógł się spodziewać, że tak to się dalej potoczy? Nikt. Mądry Miśkiewicz po szkodzie.

Ile zyska na tym Wisła? Tu sami mamy dylemat. Wiadomo, że będzie mieć dwóch w miarę solidnych bramkarzy, przy czym obu – jak dla nas – na dość podobnym poziomie. Miśkiewicz bywał dużo bardziej efektowny aniżeli Buchalik, ale też zdarzały mu się większe klopsy, więc w naszych oczach jest remis.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...