Cristiano Ronaldo wczoraj dał swojemu przeciwnikowi z liścia, za co od razu spadła na niego ogromna, zasłużona zresztą fala krytyki. To jednak nic w porównaniu z tym, co równo dwadzieścia lat temu zrobił Eric Cantona. Dokładnie 25 stycznia 1995 roku piłkarz Manchesteru United odkrył w sobie talent do kung-fu, nokautując siedzącego na trybunach kibica Crystal Palace. To był kopniak, którym – zdaniem wielu – sprofanował cały swój wizerunek.
Ledwie dwa tygodnie wcześniej Alex Ferguson sprowadził na Old Trafford Andy’ego Cole’a z Newcastle United. To na nim była skupiona cała uwaga mediów. Do czasu. Cantona ukradł mu show, w najmniej wyrafinowany sposób, jak tylko było to możliwe. Jego kupnem zainteresowany był Massimo Moratti – właściciel Interu – ale po tym co się stało, temat rzecz jasna umarł śmiercią naturalną.
Obrońca Palace, Richard Shaw, od początku meczu ostro pilnował Cantonę. Balansował na granicy faulu. W przerwie Francuz podszedł do sędziego i domagał się żółtej kartki. Zainterweniował nawet Alex Ferguson. – Dlaczego nie wykonujesz swojej pierdolonej pracy? – miał powiedzieć w tunelu. Kilka minut po powrocie na boisko w Cantonie coś pękło. Peter Schmeichel wybił piłkę, Shaw za nią pobiegł, ale za moment runął na murawę. Wątpliwości nie było – czerwona kartka. Cantona sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział co się dzieje. Rozglądał się. Był jak w transie. Złożył wiecznie postawiony kołnierzyk i skierował się w stronę tunelu. Przeszedł obok Fergusona, który kompletnie go zignorował.
Wtedy kompletnie mu odbiło. Obrażał go cały stadion, a on ruszył w stronę jednego kibica – 20-letniego Matthew Simmonsa – i przeskakując przez bandę zadał mu cios w stylu king-fu. Do dziś nie wiadomo w jaki konkretnie został do tego sprowokowany. Sam Simmmons utrzymywał, że znalazł się „w nieodpowiednim miejscu i czasie”. Inne przekazy mówią o wiązance w stylu „wracaj do Francji, ty skurwysynie!”.
Samego incydentu Ferguson w ogóle nie widział. Gdy wrócił do domu również nie chciał na to patrzeć. Nie mógł jednak zasnąć. Wstał o trzeciej w nocy, włączył kasetę i doznał szoku. Pierwszą myślą było rozwiązanie kontraktu. Władze United uprzedziły federację, zawieszając Cantonę do końca sezonu. Nie obyło się też bez sprawy sądowej. Skazano go na dwa tygodnie więzienia, później zamienione na 120 godzin prac społecznych i 10 tys. funtów kary finansowej.
– Nie chcę być kimś specjalnym, ponad wszystkimi. Chciałem zrobić to, co chciałem zrobić. Jeśli chcę kopnąć fana, to po prostu to robię. Nie jestem wzorem do naśladowania. Myślę, że im więcej widzisz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę z tego jakim życie jest cyrkiem – mówił.