Martin Odegaard, rewelacyjny 16-latek z Norwegii, miał ostatnio poważny dylemat. Czy chodziło o to, który z 84 zainteresowanych nim klubów ma wybrać? Nie, nie, nic z tych rzeczy. Nastolatek musiał zdecydować, czy kontynuować karierę piłkarską, czy może założyć podróżniczego bloga. Nie pamiętamy już, komu należy przypisać autorstwo tego żartu z tournee Odegaarda po Europie, ale doceniamy humor, bo sytuacja rzeczywiście była dość groteskowa. Teraz, gdy Norweg podpisał już kontrakt z Realem Madryt, teoretycznie szum wokół jego osoby powinien przycichnąć. Tak się jednak nie dzieje…
Chyba wszyscy lubimy licytację. Podbijanie ceny, wyczekiwanie i symboliczne uderzenie młotkiem na koniec, oznajmiające światu, że mamy zwycięzcę. Wnosimy m.in. po dużej po popularności programów typu „Łowcy okazji” pokazywanych przez Discovery Channel. Są to licytacje o tyle specyficzne, że ich uczestnicy do końca nie wiedzą, co znajduje się w tych opuszczonych garażach czy innych kontenerach. Mają bardzo ogólny obraz, ale spokojnie można powiedzieć, że kupują kota w worku z nadzieją, że da się na nim później zarobić.
Odbiegliśmy od tematu? Tylko pozornie, bo mamy wrażenie, że cały ten hype z Odegaardem bardzo przypominał taką garażową licytację. Wszystkie kluby pobieżnie rzuciły okiem na „towar” i rozpoczęło się podbijanie ceny, w którym Real poszedł na całość.
Jego obecny zespół, norweskie Stromsgodset, ma zarobić na transferze 2.8 miliona euro (plus ewentualnie drugie tyle w bonusach). Luzik, nikt nie uważa takich pieniędzy za nieprzyzwoite. Większe kontrowersje budzi kwota, jaka ma wpadać do kieszeni samego młokosa. W ekspresowym tempie świat obiegła informacja, że Odegaard ma kasować – uwaga! – obrzydliwie wielką tygodniówkę w wysokości 105 tysięcy euro. Bzdura? Raczej tak, biorąc pod uwagę, że ważni gracze pierwszej drużyny (Norweg na razie trafi do drugiej) m.in. Isco zarabiają zdecydowanie mniej.
Bardziej prawdopodobna wydaje się być kwota podawana przez niemieckie media (głównym rywalem w wyścigu o Odegaarda był Bayern Monachium, stąd podstawy co do wiarygodności informacji) i część hiszpańskich – nastolatek będzie kasował od 2-2.5 miliona euro za sezon (prócz tego etat w klubie dostanie jego ojciec), czyli cały czas mówimy o kupie siana. To więcej niż zarabia kilka gwiazd Serie A. Więcej niż jeszcze niedawno dostawał sprawdzony już w poważnych bojach wonderkid Paul Pogba. Prócz ostatniego sezonu, mniej w Borussii Dortmund zarabiał Robert Lewandowski, nawet pomimo tego, że był już gwiazdą Bundesligi.
Trener Ajaksu Amsterdam (Holendrzy też wzięli udział w licytacji), Frank De Boer mówi, że po prostu sobie tego nie wyobraża. Szydzi z kwot i dodaje, ze w takim wypadku jego klub mógł Norwegowi zaoferować tylko dobre wykształcenie. Głosów oburzonych można znaleźć zresztą więcej. Dokąd zmierza futbol, skoro obiecującemu nastolatkowi już na wstępie płaci się takie pieniądze? – pytają. Przecież to cały czas przysłowiowy kot w worku. Bardzo prawdopodobne jest, że chłopak stanie się milionerem zanim pierwszy raz poda piłkę do Cristiano Ronaldo.
Jesteśmy bardzo ciekawi, jaki będzie rozwój wypadków. Nie postawilibyśmy dziś dużych pieniędzy, że Odegaard stanie się gwiazdą futbolu. Za dużo w futbolu już widzieliśmy. Z drugiej strony, nie szastalibyśmy też forsą przy zakładzie, że będzie drugim Freddym Adu. Pewne jest jedno – najbogatsi przekroczyli kolejną granicę. Następną będą już miliony dla dziesięciolatka, który jest najlepszy na podwórku.
W takim tempie, kwestia kilku lat.