Reklama

Budziński o swoich pasjach: – Mój kolejny film ma być perfekcyjny

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

23 stycznia 2015, 10:20 • 12 min czytania 0 komentarzy

– Kręcę filmy krótkometrażowe, najczęściej akcji – opowiada „Super Expressowi” Budziński. – Aktorami są najczęściej koledzy z drużyny. Trudno namówić chłopaków, którzy mają rodziny, dlatego moimi aktorami są zazwyczaj „wolni strzelcy”. Wcześniej grywali u mnie Edgar Berhardt, Adam Marciniak, Krzysztof Nykiel, Mateusz Żytko. Na początku problemem było to, żeby aktorzy się nie śmiali. Koledzy patrzyli, a tu jednak trzeba było powiedzieć swoją kwestię. Chyba najlepiej radził sobie Krzychu Nykiel, ale w sumie każdy z chłopaków dawał radę. Przed każdym nagraniem przygotowuję scenariusz, ale też czasami daję chłopakom trochę luzu na improwizację. Budziński nagrał już kilka filmów, ale nie znudziło mu się to. Planuje kolejne produkcje – opowiada pomocnik Cracovii w rozmowie z Super Expressem. Zapraszamy na nasz piątkowy przegląd najciekawszych materiałów piłkarskich w prasie codziennej.

Budziński o swoich pasjach: – Mój kolejny film ma być perfekcyjny

FAKT

Ondrej Duda dba o nogi warte 35 milionów. Historia dopasowana… do fotki.

Słowacki pomocnik nie może się opędzić od ofert zagranicznych, dlatego sztab szkoleniowy i medyczny robi wszystko, by uchronić zawodnika przed kontuzją. Duda podczas zgrupowania w tureckim Belek korzysta ze specjalnych butów, które pomagają w szybkiej regeneracji i wzmocnieniu mięśni. Trener Henning Berg nie oszczędza legionistów, dlatego po zajęciach Słowak relaksuje się w pokoju, a przy okazji przechodzi odnowę biologiczną. Sprzęt, z którego korzysta Duda nie jest tani. Komplet do regeneracji kosztuje około sześciu tys. zł. Podobne metody są stosowane np. przez thriatlonistów.

Zrzut ekranu 2015-01-23 o 09.40.10

Reklama

No cóż, tekst raczej bez wartości. Co dalej? Lubomir Moravcik przekonuje, że coraz większa liczba Słowaków chciałaby grać w Polsce, bo to dla nich eldorado. No to czytamy.

Co ich pcha do Polski?
– Każdy szanujący się piłkarz chce grać w lepszej lidze. A wasza ekstraklasa słowacką bije na głowę (…) To u was są nowocześniejsze stadiony, zainteresowanie ze strony kibiców i przede wszystkim pieniądze. Bo nie oszukujmy się: piłkarz pójdzie grać tam, gdzie mu więcej zapłacą. A w Polsce w porównaniu ze Słowacją jest finansowe eldorado. Jeśli do tego dołożymy perspektywę występów z lepszymi zawodnikami, to wszystko robi się jasne i nie ma się co dziwić, że Słowacy chcą grać w polskiej lidze.

Aż tak dobre mają mniemanie o naszej ekstraklasie?
– Pewnie, młody Słowak marzy o występach w Anglii czy Bundeslidze. Jednak to udaje się nielicznym. Bardziej przyziemnie jest myśleć o wyjeździe do was, Czech lub Austrii. Choć w tej chwili to wasza ekstraklasa jest najlepszym kierunkiem.

W ramkach:

– Mateusz Prus odszedł z Ruchu Chorzów
– Carlo Ancelotti uznany trenerem roku
– Martin Odegaard w Realu Madryt
– Białorusin Filip Rudzik zagra w Łęcznej

Krzysztof Kamiński, który rozmawiał z nami przed kilkoma dniami, dziś opowiada dziennikarzowi Faktu o tym jak jest w Japonii i jak zakochał się w sushi.

Reklama

– Na razie ciężko jest z pisaniem i czytaniem. Za każdym razem musze prosić o przetłumaczenie na angielski – przyznaje Kamiński, który jednak widzi zdecydowanie więcej plusów swoich przenosin do Azji. – Różnice między Japonią a Polską są ogromne. Organizacja jest tutaj niesamowita. Od razu czekało na mnie mieszkanie, samochód i pomocnicy trenera odpowiedzialni za obcokrajowców, którzy świetnie mówią po angielsku. Japończycy mają bzika na punkcie technologii. Wszędzie chcą oglądać telewizję i upychać monitory na przykład w samochodach. Gadżety to ich specjalność. 

Zrzut ekranu 2015-01-23 o 09.40.23

Na ostatniej piłkarskiej stronie kawałek o Wojtku Pawłowskim. Chodzi do psychologa.

W przypadku młodego bramkarza słowo klucz to głowa, bo umiejętności nie można mu odmówić. Podkreśla to praktycznie każdy, kto z nim współpracował. – Prowadziłem Lechię w momencie, kiedy on wchodził do zespołu – wspomina Tomasz Kafarski, były trener biało-zielonych. – Zapamiętałem powiew żywiołowości. Wtedy nie zauważyłem odchyleń od normy. Wygrywał z konkurencją dzięki bezkompromisowości i dowcipowi. Po upadku potrafił szybko wstać i wrócić. Resztę jego przygód znam tylko z tego, co o nim przeczytałem. Kiedy zaczynał podbijać serca kibiców, mnie zwolniono. Cóż, chyba nie wykorzystał szansy od losu, drugiej pewnie już nie dostanie. Teraz pozostaje mu jedynie ciężka praca – ocenia szkoleniowiec. – Jego przejście do Bytovii świadczy o tym, że w ekstraklasie o nim zapomnieli.

Teksty z Faktu znajdziecie również na efakt.pl

GAZETA WYBORCZA

Zrzut ekranu 2015-01-23 o 09.22.41

GW proponuje dziś tylko jeden tekst. Turbodoładowanie dla Legii. Warszawski klub ma dostać dodatkowe 2 mln euro od kilkunastu osób, które założyły fundusz inwestycyjny…

Fundusz miałby wykładać na piłkarzy 50 proc. ich ceny. Potem Legia dzieliłaby się z nim zyskami ze sprzedaży zawodników. Nie wiadomo jeszcze, na jakiej zasadzie – klub może oddawać część zysków ze sprzedaży każdego piłkarza, ale umowa może też dotyczyć tylko tych zawodników, których transfery były współfinansowane przez fundusz . – To może być opłacalne, patrząc na historię transferów Legii w ostatnich latach, i jest w zgodzie z nowymi przepisami FIFA – komentuje prawnik Jacek Masiota. Wszyscy inwestorzy mają dostać potwierdzone cesjami gwarancje wypłaty zainwestowanych pieniędzy z oprocentowaniem wyższym niż oferowanym przez banki. Ale to wariant minimalny – jeśli Legia zarobi na transferach, podzieli się zyskami ze swoimi „udziałowcami”. Właściciele klubu nie chcą komentować tych informacji. Ale prezes Legii i właściciel większościowy Bogusław Leśnodorski już w październiku 2013 roku zapowiadał: „Wszystko wskazuje na to, że od zimy będziemy mieli fundusz, który będzie z nami finansował transfery zawodników. W skrócie: jeśli piłkarz będzie kosztował 2 miliony, to my zapłacimy milion, a fundusz dołoży drugi. Ryzyko zostanie rozłożone. Może dzięki temu będziemy…

Teksty z Gazety Wyborczej znajdziecie też na sport.pl

SUPER EXPRESS

Listonosz nie przyniósł nam dziś katowickiego Sportu, tak więc na razie musicie nam wybaczyć – postaramy się w ciągu paru godzin ten błąd naprawić i „dograć” wam kilka informacji odnośnie sparingów śląskich klubów itp. Parę ciekawostek mamy tymczasem na łamach Super Expressu. Pierwszy to tekst: Sebastian Mila – człowiek, który ma rządzić w Lechii Gdańsk. Cytujemy fragment:

Przejście reprezentanta Polski do klubu znad morza to hit transferowy dekady w polskiej Ekstraklasie. – To była życiowa decyzja Sebastiana – ocenia nestor polskich szkoleniowców ligowych. – Dostał kontrakt na kilka lat oraz zapewnienie, że po jego skończeniu będzie dalej pracował w gdańskim klubie. Lechia zyskała bardzo dobrego piłkarza, w dodatku kadrowicza. Stracił Śląsk, bo przecież ten klub wiosną ma walczyć o tytuł mistrza Polski. Jednak ostatnio jest tam trend pozbywania się zawodników z wysokimi kontraktami. Sebastian ostatnio był w Śląsku ciężko „ranny”. Zabrano mu opaskę kapitana, potem upubliczniono inne sprawy. To go na pewno zabolało – uważa. Ile Sebastian Mila zarobi w Lechii Gdańsk? Kaczmarek nie ma wątpliwości, że nowy nabytek zapewni Lechii nową jakość. – Lechia jest królową zimowego polowania – twierdzi. – Latem było działanie na ilość, a teraz na jakość. Sprowadzenie Mili, Wojtkowiaka i Wawrzyniaka to potwierdza. To trio ma blisko 100 meczów w reprezentacji Polski. Lechia w końcu wzięła, kogo chciała. Mila to edukacyjna wartość dodana. Podoba mi się jego entuzjazm, jego charyzma. Wprowadzi do zespołu spokój, który tak bardzo jest potrzebny w wiosennych meczach. Wytykanie, że to dla niego krok w tył, nie ma sensu. Teraz Lechia jest w grupie spadkowej, ale ma bardzo korzystny układ meczów na wiosnę. I szybko sytuacja może się zmienić – twierdzi.

Zrzut ekranu 2015-01-23 o 09.26.50

Hit transferowy dekady. Hmm..

Niejako na potwierdzenie Superak wybiera dziesiątkę najgłośniejszych transakcji w historii naszej ligi. Zaczyna się od przejścia Dziekanowskiego do Widzewa Łódź. Drugi to transfer Żurawskiego do Wisły. Dalej Szarmach, Pol, Buncol. Możecie zerknąć.

W ramkach jeszcze:

– Messi trafił Atletico w pucharze
– Hiszpanie twierdzą, że Legia kupi Vincenzo Rennellę
David Holman z Lecha zapowiada polowanie na gole.

– Najbardziej lubię pełnić rolę ofensywnego pomocnika. Grywałem jednak także w ataku, na prawym skrzydle, często też na lewym. Tak naprawdę to trener będzie decydować, gdzie będę najbardziej przydatny, jestem do dyspozycji (…) Przez prawie pół roku zmagałem się z odmą, to choroba płuc. Straciłem cztery miesiące i całe przygotowanie kondycyjne. Na szczęście mam to już za sobą.

Zrzut ekranu 2015-01-23 o 09.27.01

Ostatni większy materiał to ten o Marcinie Budzińskim – człowieku orkiestrze. Zaskakujące, że w ogóle porozmawiał z SE, bo zwykle nie jest zainteresowany.

– Kręcę filmy krótkometrażowe, najczęściej akcji – opowiada „Super Expressowi” Budziński. – Aktorami są najczęściej koledzy z drużyny. Trudno namówić chłopaków, którzy mają rodziny, dlatego moimi aktorami są zazwyczaj „wolni strzelcy”. Wcześniej grywali u mnie Edgar Berhardt, Adam Marciniak, Krzysztof Nykiel, Mateusz Żytko. Na początku problemem było to, żeby aktorzy się nie śmiali. Koledzy patrzyli, a tu jednak trzeba było powiedzieć swoją kwestię. Chyba najlepiej radził sobie Krzychu Nykiel, ale w sumie każdy z chłopaków dawał radę. Przed każdym nagraniem przygotowuję scenariusz, ale też czasami daję chłopakom trochę luzu na improwizację. Budziński nagrał już kilka filmów, ale nie znudziło mu się to. Planuje kolejne produkcje. – Chcę nakręcić nieoficjalny spot Cracovii, zamierzam zaangażować większą liczbę aktorów, oczywiście z drużyny. Teraz w Turcji, podczas zgrupowania Cracovii, będę miał pod ręką wszystkich zawodników, więc spróbuję coś nagrać. W poprzednich filmach było trochę niedociągnięć, a jestem na tyle ambitny, że tego nie akceptuję. Kolejny film ma być już perfekcyjny, więc może będę mógł się nim pochwalić. Czasami chłopaki wołają na mnie w żartach Spielberg – twierdzi Marcin.

Teksty z Super Expressu znajdziecie też na gwizdek24.pl

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka PS.

Pierwszy piłkarski tekst, przypomina pamiętne transfery w polskiej lidze. – Nie brakowało ich w wolnej Polsce. Robili je głównie ci, którzy mieli pieniądze albo dobrze kombinowali.

Na polskiej giełdzie transferowej w ostatnim ćwierćwieczu działy się już różne cuda. Kiedyś zdarzyło się nawet tak, że karty zawodnicze przekazano… pod zastaw bankowego kredytu. I potem wyznaczony przez bank człowiek sprzedawał piłkarzy. Tak trafili do Widzewa Łódź Mirosław Szymkowiak i Grzegorz Mielcarski. – Koledzy śmiali się z nas, że skoro jesteśmy własnością banku, to mogą nas zamknąć w klatkach, a w okresie urlopowym urzędnicy będą mieć dyżury, żeby nas dokarmiać – opowiadał nam kiedyś Mielcarski. Spektakularnych historii o handlowaniu zawodnikami przybywa z każdym okienkiem transferowym. Saga o sprzedawaniu Sebastiana Mili to tylko kolejny fragment długiego serialu. Tu przypominamy kilka wybranych odcinków. – Nie wyrywałem się do Legii. Tak naprawdę na siłę mnie do niej pchali. Kasy potrzebowali. Nikt mi tego w twarz nie powiedział, ale w powietrzu czuło się dosadny przekaz, coś w stylu: słuchaj, lepiej spadaj – opowiada Tomasz Łapiński o jednym z najbardziej spektakularnych transferów w polskiej lidze w wolnej Polsce. Był 1999 rok, Legię trenował Franciszek Smuda. Był w stanie namówić na przenosiny do stolicy solidnego obrońcę, który wcześniej odmawiał klubom z najmocniejszych lig świata. – Faktycznie odmawiałem, bo dobrze się czułem w Widzewie i nie uważałem, że trzeba to zmienić. Ale tym razem sytuacja wyglądała inaczej i nie chodziło tylko o argumenty Smudy. Nie chcieli mnie w Widzewie, bo woleli pieniądze, dotyczyło to zresztą o kilku innych reprezentantów Polski. O Marka Citkę, Pawła Wojtalę, Rafała Siadaczkę – wylicza Łapiński.

Zrzut ekranu 2015-01-23 o 09.58.24

Henning Berg szlifuje taktykę przed Ajaksem.

Trener Legii nie oszczędza swoich zawodników podczas zgrupowania w tureckim Belek. Henning Berg szlifuje taktykę przed meczami 1/16 finału Ligi Europy z Ajaksem Amsterdam (19 i 26 lutego). Piłkarze mistrza Polski po przylocie do Turcji od razu zabrali się do ciężkiej pracy. Berg obserwował tydzień temu ligowy mecz Ajaksu z Groningen (2:0), dlatego doskonale wie, jak ustawić swój zespół przeciwko znakomicie wyszkolonym technicznie rywalom. Pierwsze dni obozu legioniści poświęcili na trenowanie schematów gry w obronie. Norweski szkoleniowiec zwracał uwagę przede wszystkim na pressing. – Nie mamy dużo czasu na przygotowanie się do dwumeczu z holenderskim zespołem, ale ufam trenerom, bo na pewno mają opracowany dokładny plan. W spotkaniach z Ajaksem szanse są wyrównane. Niektórzy uważają, że jesteśmy faworytem, choć ja tak nie myślę. Musimy być czujni, bo rywale mają w składzie świetnych ofensywnych zawodników. Z drugiej strony nabraliśmy pewności po spotkaniach…

Nuda. No to może Deniss Rakels, który kiedyś w wywiadzie dla Weszło przekonywał, że jest wręcz krystaliczny. Dziś mówi: za błędy już przeprosiłem.

Musiał pan uciekać przed kibicami Zagłębia Lubin?


- Nie, skończyło się tylko na rozmowie, choć bardzo nieprzyjemnej. Akurat zostałem wtedy przesunięty do rezerw i mieliśmy trening. Na zajęcia przyszło dwóch mężczyzn w szalikach. Kiedy schodziliśmy do szatni, podeszli do mnie i zaczęli wygrażać. Kazali, bym przekazał kolegom z pierwszej drużyny, że jeśli nie wygrają w Bielsku-Białej z Podbeskidziem, piłkarzom może stać się coś złego. Nie pamiętam już nawet, czy było to przed, czy po tym, jak Jež został uderzony, a Gliwie zniszczono samochód.

Grał pan wówczas najczęściej w rezerwach Zagłębia, w pierwszej drużynie praktycznie nie zaistniał. Spodziewał się pan, że teraz będzie najlepszym strzelcem Cracovii?


– Przed sezonem nie sądziłem, że będę miał tak dobrą rundę, bo przecież w hierarchii napastników byłem dopiero numerem trzy, za Dawidem Nowakiem i Darkiem Zjawińskim. Trener Podoliński latem powiedział mi, że chce, bym został i zapewnił, że otrzymam szansę, ale uczciwie zaznaczył, iż muszę być cierpliwy, bo nie wie, ile będę musiał na tę szansę czekać. Widocznie na treningach przekonałem go do siebie…

Zrzut ekranu 2015-01-23 o 09.58.33

Peter Grajciar ma być następcą Sebastiana Mili w Śląsku. Z kolei problemy, które martwią Macieja Skorżę, ma Karol Linetty. Wybrał się na obóz z Lechem, ale nie tylko nie grał w sparingach, ale nawet nie trenował od pierwszego dnia. Z powodu kontuzji pracował jedynie z fizjoterapeutą.

Problemy reprezentanta Polski bardzo martwią szkoleniowca Kolejorza. – Faktycznie, jego problemy mocno nam skomplikowały sytuację – przyznaje ze smutkiem. – Gdyby nie kłopoty Karola, byłbym bardzo zadowolony z tego, co działo się w Belek. Jego kontuzja mąci jednak mój spokój. Wiem bowiem, jak ważny to dla nas piłkarz i bardzo zależało mi na tym, by przeszedł z nami cały okres przygotowawczy. Okazało się jednak, że znów dopadł go pech. I to już na pierwszym treningu – dodaje Skorża.

Cytowaliśmy już z Faktu Słowaka Moravcika. No to może jeszcze kawałek o Wojtku Pawłowskim, którego po raz kolejny nie nadąża za czynami. Zobaczmy:

– Halo, teraz nie mogę rozmawiać, bo spieszę się na trening. No przecież nie mogę się spóźnić, pogadamy wieczorem – stwierdził ze śmiechem piłkarz, kiedy pierwszy raz próbowaliśmy się z nim skontaktować. Jeszcze niedawno prawdopodobnie nie przejąłby się tym, że może opuścić część zajęć. – Z psychologicznego punktu widzenia: jeśli głowa boli, to ciało choruje. Jedna zła decyzja, skutkuje lawiną problemów. Ale to jest do naprawienia – mówi Kaczmarek. Wydaje się, że sam piłkarz ma świadomość, skąd biorą się jego problemy. Jeśli spojrzeć na wcześniejsze wybryki (patrz ramka), słowa Kaczmarka brzmią jak proroctwo. Ostatnie dwa lata Pawłowskiego to jak czekanie na wybuch bomby zegarowej. Jedna zła decyzja zawsze prowadziła go ku upadkowi. – Dlatego korzystam z porad psychologa w moim rodzinnym Koszalinie – przyznaje Pawłowski. Odebrał telefon już po treningu, w wolnym czasie. – Do wizyty u psychologa skłoniła mnie mama. Stwierdziła, że warto, abym spróbował. 

Zrzut ekranu 2015-01-23 o 10.00.28

W ramkach:

– Mila nie może się doczekać pierwszego meczu
– Wilczek na testach w angielskim Boltonie
Wszołek powinien pakować walizki

Piłkarza odwiedził niedawno we Włoszech Adam Nawałka, przy okazji spotkania Empoli z Sampdorią. Z taką formą i częstotliwością grania zawodnik nie ma jednak co liczyć na powrót do kadry. – Zależy mi na dobrym kontakcie, dlatego odwiedzam piłkarzy w klubach. Warto przy okazji rozwijać relacje z klubowymi trenerami i wymienić wiedzę na temat kadrowiczów. Dla mnie taka współpraca to ważny element pracy z reprezentacją. Kadrowicze znają jednak moje zasady. Liczą się przede wszystkim regularne występy – podkreśla selekcjoner. Wszołek już na początku sezonu usłyszał od trenera Sinisy Mihajlovicia, że może liczyć jedynie na sporadyczne występy. Media we Włoszech są zgodne, że po takim występie Polak niemal na pewno opuści drużyne w zimowym oknie transferowym. Ma trafić na wypożyczenie. Kierunki to Serie B lub belgijska ekstraklasa. Wśród drużyn zainteresowanych wymienia się Royal Mouscron-Peruwelz. Kontrakt piłkarza z Sampdorią obowiązuje do końca czerwca 2017 roku. 

Teksty z PS znajdziecie również na przegladsportowy.pl

Najnowsze

Anglia

Amorim: Nie przyszedłem na Old Trafford dla kasy. Inni dawali trzy razy więcej

Paweł Wojciechowski
0
Amorim: Nie przyszedłem na Old Trafford dla kasy. Inni dawali trzy razy więcej
Niemcy

W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Szymon Piórek
1
W Niemczech chwalą Grabarę. „Ma duży wpływ na kolegów”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...