Musimy wam przyznać, że kolejny wieczór spędziliśmy z Pucharem Narodów Afryki. Wrażenia? Nie żałujemy ani trochę. Wkręcamy się w ten turniej coraz bardziej. To jednak futbol z zupełnie innej bajki niż ten, którym karmimy się w Ekstraklasie, Lidze Mistrzów czy którejś z silnych lig europejskich. Fajna odmiana, i jeśli jeszcze nie załapaliście się na żaden seans z mistrzostwami Czarnego Lądu – polecamy. Dzisiaj była szczególna okazja, bo na boisko w Malabo wyszli reprezentanci grupy śmierci, a przy tym mieliśmy polski akcent, czyli grę Mali prowadzonego przez Henryka Kasperczaka.
Co zapamiętamy z czwartego dnia PNA? Oto nasz przegląd. Zapraszamy.
Głupota Gervinho
Gervinho miał być jedną z największych gwiazd turnieju. Nie znajdziecie tu wielu o głośniejszym nazwisku, wielu grających pierwsze skrzypce w tak mocnej ekipie jak Roma. I co? I owszem, szarpał do pewnego momentu wcale nieźle, szczególnie na tle cieniujących kolegów. Ale potem wyłączył myślenie i dostał czerwoną kartkę, a powiedzieć, że głupią, to nic nie powiedzieć:
Zryw Wybrzeża Kości Słoniowej
Tyle dobrego z tej jego czerwonej kartki, że otworzyła mecz, a także drogę na boisko dla niedocenianego Doumbii (między innymi nie zabranego na mundial). Do tamtej chwili outsider grupy D, Gwinea, zasłużenie prowadził z rozczarowującym WKS, które znowu przywiozło zaciąg znanych nazwisk, które potem nie funkcjonowały jako drużyna. Ale gdy Gervinho zszedł pod prysznic, Herve Renard postawił wszystko na jedną kartę i oglądaliśmy to, z czego słynie PNA. Radosny futbol, akcja za akcję, gonienie od jednego pola karnego do drugiego. Strzał za strzał, cios za cios. Bajka. Wreszcie wyrównał wspomniany Doumbia, po przytomnej asyście Bony’ego.
Nie była ona jednak tak dobra jak ta wcześniejsza Auriera przy golu dla Gwinei. Brawo, klasa, jedyny problem, to że gracz PSG zgrał piłkę do rywala.
Brat Pogby
Aha, w drużynie Gwinei grał brat Pogby. Ciekawe, prawda? Raczej trzeba się przyzwyczajać. Takich przypadków będzie coraz więcej biorąc pod uwagę to jak afrykańskie ekipy posiłkują się urodzonymi w Europie zawodnikami.
Konferencje na wysokim poziomie
A poniżej macie zdjęcie z konferencji prasowej. Piękna kwiatowa cerata zwraca szczególną uwagę.
Mało wam afrykańskiego folkloru?
No dobrze, to jeszcze to: podczas Mali – Kamerun na boisku znaleziono nożyczki.
Mali całkiem duzi
Wracamy jednak do meczów, a właściwie tego, który interesował nas od początku najbardziej. Mali to przyzwoita ekipa, ale faworytem w grupie D na pewno nie jest. Kamerun po katastrofalnym mundialu zrobił rewolucję i to udaną, przez eliminacje przemknął bez problemów, nabrał nowej jakości. Na pewno pomóc w tym mógł fakt, że „Nieposkromione Lwy” kontynuują tradycję posiadania konkretnych – szczególnie jak na Afrykę – golkiperów, bo Ondoa z Barcy B wyglądał bardzo przyzwoicie.
Mali grało bardzo uporządkowany futbol, bez cofania się na własną połówkę, murarki. Właściwie dosyć odważny, ale i rozważny. Setny mecz w kadrze rozgrywał Keita i to on popisał się kapitalnym podaniem do młodszego z braci Yatabare. To był w ogóle mecz asystentów, bo Loe z Kamerunu to już w ogóle pozamiatał, naprawdę rzućcie okiem, jest na co:
Mali strzeliło nawet gola w końcówce, ale sędzia (słusznie) gwizdnął spalonego. Początek zaliczyli jednak bardzo obiecujący i należą się za to brawa Kasperczakowi, w porównaniu do niektórych ekip, które widzieliśmy wcześniej, Mali wygląda naprawdę jak zespół, dla którego taktyka nie jest czarną magią.
Spalony z doliczonego czasu gry
Yatabare świętuje gola z Kasperczakiem
Bez komentarza ani rusz
Na koniec słówko o komentatorach Eurosportu, którzy dodają całej imprezie folkloru. Jasne, gdy dziś jeden z graczy uderzył w mur, a komentator krzyknął „słupek!”, to jest to niemal poziom zaliczenia dodatkowej bramki Barcelonie. Ale generalnie odważna decyzja o zaproszeniu osób bez większego komentatorskiego doświadczenia, ale z krajów występujących w turnieju, na plus. Panowie dodają klimatu, sympatycznie się ich słucha, a wiedzę mają naprawdę dużą.
No i nie ukrywajmy: można się też czasem dzięki nim uśmiechnąć. Mieliśmy już śmieszka z Senegalu, którego bawiło co drugie zagranie (a najbardziej drugi gol dla jego ekipy), a dziś „komentator” wrażenia zapewnił „komentator” z Kamerunu.
Tylko mnie rozbawił ten okrzyk współkomentatora? 🙂 Goool przy golu, którego nie ma 🙂
— Paweł Grabowski (@pawel_grabowski) styczeń 20, 2015