16 stycznia 2005. Treningi z Legią Warszawa rozpoczął nieznany dotąd szerszej publiczności 15-latek, Wojciech Szczęsny. Zrobił piorunujące wrażenie na trenerze Krzysztofie Dowhaniu. Podjęto więc decyzję o tym, żeby już na tym etapie liznął dorosłej piłki. – Zapowiada się na dobrego bramkarza. Pojedzie na jedno z zagranicznych zgrupowań z pierwszą drużyną Legii. Będzie nadal zawodnikiem Agrykoli, ale Legia ma prawo pierwokupu – mówił Jacek Bednarz.
Wojtek początkowo chciał grać w ataku i strzelać bramki. Nie pozwolił na to trener Agrykoli, Jacek Rutkowski: – Od razu stwierdziłem, że to wykapany Maciek. Te same ruchy, postura, twarz i talent. Więc szybko kazałem mu wejść do bramki. Teraz ma szansę wskoczyć do bramki Legii, która ma do niego prawo pierwokupu. Wszyscy podkreślają, że największy atut Wojtka to gra w powietrzu. Nic dziwnego: mierzy 188 cm i waży 73 kilo – mówił “Przeglądowi Sportowemu”.
Podpisanie kontraktu, które było zaledwie kwestią czasu, stało się faktem pod koniec lipca tego samego roku. Kolejne pół roku spędził na wypożyczeniu w swoim klubie macierzystym, czyli warszawskiej Agrykoli. Po powrocie do Legii miał szlifować umiejętności w rezerwach. Wszyscy podkreślali, że mimo szczenięcego wieku ma świetne warunki fizyczne i jest niesamowicie gibki. On z kolei wtrącał, że wszelkie walory odziedziczył po swoim ojcu. Od początku był zadziorny i pewny siebie. – Nie boję się starszych zawodników. Pokażę charakter. Wiele skorzystałem na zajęciach z trenerem Dowhaniem. Znacznie poprawiłem technikę – mówił przed wylotem na swoje pierwsze zgrupowanie z dorosłym zespołem.
W Legii nigdy jednak nie zadebiutował. Niecałe trzy miesiące po podpisaniu z nią kontraktu, pojawiły się plotki o zainteresowaniu ze strony czterech angielskich klubów – Arsenalu, Boltonu, Liverpoolu i Aston Villi. Już po nowym roku odwiedził dwa pierwsze kluby. Kanonierzy, widząc go w akcji, potwierdzili zainteresowanie. Legia nie chciała oddawać wielkiego talentu. Weto postawił trener Dariusz Wdowczyk, mówiąc, że nie młodego Szczęsnego nie sprzeda za żadne skarby i transfer nie dojdzie do skutku. Do Arsenalu trafił dzięki charakterowi ojca i wstawiennictwu… Mariusza Waltera.
– Jak nie wiadomo o co chodzi… Tata się mocno wkurzył i zagrał pokerowo. Poszedł do prezesa Waltera i powiedział, że mam życiową szansę, że teraz albo nigdy! No i pan Walter okazał się człowiekiem bardziej ludzkim, życzliwym, rozumiejącym sytuację ojca, którego syn może znaleźć się w piłkarskim Oksfordzie. Prawdę mówiąc w tamtym czasie był to bardziej problem Macieja Szczęsnego niż Wojtka. Ja byłem zafiksowany na Legię. Na szczęście ojciec Walter zrozumiał ojca Szczęsnego. I tak droga do Arsenalu została otwarta. Prawda jest taka, że gdyby nie Mariusz Walter nigdy, podkreślam – nigdy nie przeszedłbym do Arsenalu. Tu nawet nie chodziło o jego wyczucie biznesowe, a zwyczajne, ludzkie zachowanie – opowiadał w wywiadzie z Weszło.
Transfer przeprowadzono jednak dopiero latem. Powód? Dokończenie gimnazjum. – Wolałbym zostać w Legii i zadebiutować w niej jako najmłodszy bramkarz w historii, ale w Arsenalu też nie jest źle. Nie ukrywam, że przyjechałem do Anglii zrobić karierę. Nie wiedziałem, co mnie czeka w Legii, czy ktoś da mi szansę. Tutaj liczę na to, że w ciągu dwóch lat wskoczę do pierwszej drużyny – mówił 16-letni Szczęsny.
Potem, już jako piłkarz Arsenalu, wielokrotnie deklarował swoje przywiązanie do warszawskiego klubu i zapowiadał, że chętnie wróciłby do Legii na zakończenie kariery. Zobaczymy…
(fot. Turi)