Reklama

Tosno, rosyjski Mourinho i mocarne plany. Klub Kowalczyka pod lupą

redakcja

Autor:redakcja

10 stycznia 2015, 19:53 • 6 min czytania 0 komentarzy

Nie do końca wiemy, czy transferu do rosyjskiego drugoligowca należy gratulować, czy klepać po plecach z miną, mówiącą tyle, co “nie przejmuj się, jakoś to będzie”. Na pierwszy rzut oka klub wygląda na poukładany i względnie transparentny. Jednak im dalej brnęliśmy w las, tym trafialiśmy na większe patologie. Pozwólcie, że zabierzemy was na krótką wycieczkę. Cel? FK Tosno – nowy klub Marcina Kowalczyka.

Tosno, rosyjski Mourinho i mocarne plany. Klub Kowalczyka pod lupą

Zacznijmy od samej miejscówki. Tosno to kompletny grajdoł, gdzie psy szczekają dupami, dojechać można chyba wyłącznie konno, a mieszkańcy narzekają na brudną wodę. Mówiąc delikatnie, nie jest to miejsce, gdzie posłalibyśmy swoje dzieci na kolonie. Niżej kilka autentycznych migawek.



Na szczęście Kowalczyk może potraktować tę mieścinę wyłącznie w kategoriach nieszkodliwej ciekawostki. Miejscowy stadion nie spełnia nawet trzecioligowych standardów. Kibice Tosna (tak, są tacy) na domowe mecze swojego klubu muszą tłuc się autobusem nawet kilka godzin, do oddalonego o około 200 km Tichwina. Frekwencja na “domowych” meczach zwykle nie przekracza tysiąca. Bilety kosztują niecałe 10zł. Większość zawodników mieszka z kolei w najbliższym większym mieście, czyli Sankt Petersburgu.

Reklama

Ciekawa jest też sama historia powstania klubu, o którym kilka lat temu nikt nawet nie myślał. Zaczęło się w momencie przyznania Rosji organizacji mistrzostw świata. Bystrzy panowie ze związku stanęli nad mapami i zauważyli, że Obwód leningradzki to biała plama, bez choćby jednego poważnego klubu. Wszystkie zbankrutowały. W 2012 roku rosyjska federacja podjęła decyzję o powołaniu do życia nowego tworu, przed którym postawiono trzy długofalowe cele:

– Po pierwsze, w reprezentacji Rosji na mistrzostwach świata ma być przynajmniej trzech piłkarzy z Obwodu leningradzkiego
– Po drugie, opracowanie rozbudowanego systemu szkolenia młodzieży
– Po trzecie, klub w ciągu pięciu lat musi awansować do rosyjskiej Premier Ligi

Związek tylko rozruszał machinę i wbił pierwszą łopatę pod fundamenty. Nie miał zamiaru łożyć na utrzymanie. Kolejnym krokiem było zatem poszukanie prywatnego inwestora, a że Tosno stało się jedynym klubem w regionie, nie sprawiło to wielkiego problemu. Na ochotnika zgłosiła się firma Fort Group – wiodący gracz na petersburskim rynku komercyjnych nieruchomości. Pierwszy oficjalny mecz rozegrali nieco ponad półtora roku temu. Trzecią ligę wygrali bez większych problemów. Co ciekawe, w pierwszym sezonie istnienia dotarli do ćwierćfinału Pucharu Rosji, zaczynając od… 1/256 finału. Po drodze wyeliminowali Spartaka Moskwa. I to po takim golu w dogrywce.

W tym sezonie, jako beniaminek drugiej ligi, stali się jednym z najpoważniejszych kandydatów do awansu, czego właściwie nikt się nie spodziewał. Można powiedzieć, że piłkarze, tym co robią na boisku, wyprzedzają myślenie kierowników. Celem na ten sezon była zaledwie pierwsza dziesiątka. W międzyczasie klub miał załatwić podwaliny pod rozbudowę infrastruktury. Mowa przede wszystkim o stadionie, z którego budową chcą uwinąć się do końca przyszłego roku. Problem w tym, że wciąż nie wiadomo gdzie miałby stanąć. Na pewno nie w Tośnie, ani nie w Tichwinie, gdzie zgody nie wyrazili urzędnicy. W grę wchodzą jeszcze Sankt Petersburg, Nowogród Wielki i Kudrowo. Dla właścicieli tak naprawdę nie ma to większego znaczenia. Wiadomo, że w czterdziestu procentach inwestycje sfinansuje ministerstwo sportu. Oprócz samego stadionu, ma być jeszcze baza treningowa, hotel i szkoła z internatem.

Na czele Tosna nie stoi gigantyczna firma, ani żaden obrzydliwie bogaty, trzymający ruble w kuchennych szafkach oligarcha. W razie awansu budżet ma zostać zwiększony trzykrotnie i sięgnąć ośmiu milionów dolarów, czyli mniej więcej tyle, ile Śląska Wrocław. Nie trzeba być Pitagorasem, by wyliczyć, że na papierze wygląda to dość skromnie. Podkreślamy, na papierze. To jednak Rosja.

Reklama

– Mamy jasną wizję tego ile trzeba będzie wydać w razie awansu. Chodzi tu chociażby o pensje dla zawodników. Nie jesteśmy jeszcze gotowi, ale gdyby udało się awansować, to nie byłby powód do płaczu. Nie będziemy drastycznie zmieniać składu, tylko go przebudujemy – mówił ostatnio Wiaczesław Matuszkienko, który jednocześnie działa w administracji lokalnego związku i jest dyrektorem generalnym Tosna. Na stanowisku prezesa firma Fort Group obsadziła kobietę, Swietłanę Proniną. Domyślamy się, że pełni wyłącznie funkcję reprezentacyjną. Czekacie na zdjęcia? Niestety. Szukaliśmy jakieś dwie godziny. Przetrząsnęliśmy cały rosyjski internet. Bez skutku.

To jednak nie koniec ciekawostek. Administracja podchodzi do swoich obowiązków bardzo profesjonalnie. Tosno jest chyba pierwszym na świecie klubem, mającym konto na portalu ask.fm, którego targetem są raczej zakompleksione nastolatki. Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi – za jego pośrednictwem można anonimowo zadawać pytania. Kibic Tosna może zatem zapytać o wszystko. Na przykład dlaczego jakiś zawodnik nie łapie się do składu, albo jak długo jedzie dowożący na mecze bus. Są też śmieszne kwestie, typu “ile gwiazdek będzie miało Tosno w grze FIFA 16”. To wciąż nie koniec absurdów.

Trenerzy to temat, który nadałby się na odrębny tekst. W ciągu niespełna dwóch lat funkcjonowania klubu, na ławce doszło do ośmiu zmian. Zaliczył ją nawet dyrektor generalny. Na początku października do mediów przedostała się sensacyjna wiadomość o porwaniu byłego trenera, Cyryla Gasziczewa. Napastnicy mieli włamać się do jego pokoju w moskiewskim hotelu, dotkliwie pobić i uprowadzić w nieznanym kierunku. Kiedy policja pojechała to sprawdzić, okazało się, że Gasziczew po prostu uciął sobie dłuższą drzemkę, a wszystkie sensacje były wymysłem jego żony. Stereotypom mówimy stanowcze “nie”, ale to Rosjanin, więc pewnie popił.

Na koniec wycieczki wypada odwiedzić też obecnego trenera, Aleksandra Grigorjana. Wyjątkowy pod wieloma względami. W 1999 roku nikt nie chciał dać mu szansy, więc z braku laku zaczął trenować kobiety, z którymi osiągnął właściwie wszystko. Konkretnie cztery mistrzostwa Rosji, siedem pucharów i dotarcie do finału Pucharu UEFA. Wygląda jak połączenie podupadłej gwiazdy muzyki pop z lat 80-tych i szefa nielegalnej fabryki fajek. Niektórzy nazywają go rosyjskim Jose Mourinho. Dlaczego? Ma specyficzny styl bycia. Jest bystry, a przy tym narcystyczny. Bardzo pewny siebie, złotousty. Piłkarze go lubią. Tu udzielający pomeczowego wywiadu.

A tu najlepsze cytaty wzięte żywcem z konferencji prasowych.

– Ci, którzy mówią, że po wygranym meczu trzeba siedzieć i analizować błędy, są masochistami.
– Ściągnęliśmy z wolnego transferu jakiegoś Nigeryjczyka, który ostatnio grał, a raczej siedział na ławce w Anży. “Isa” – to jedyny fragment jego imienia i nazwiska, który udało mi się zapamiętać. Wystarczy, żeby go trenować.
– Dziękuję Bogu, że moi piłkarze w ogóle wyszli na boisko. W szatni powiedziałem im, żeby zaraz po meczu szybko się zorganizowali i poszli wypić dużo alkoholu.

Na koniec życzymy Premier Ligi, gry na wypełnionym do ostatniego miejsca, pachnącym nowością stadionie i awansu do Ligi Europy. Naprawdę. Jeśli się nie uda, to przynajmniej będzie o czym opowiadać wnukom. Jedno jest pewne – na tę chwilę Kowalczyka czekają jednak długie podróże i gra w atmosferze okręgówki.

PIOTR BORKOWSKI

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...