O tym, jak pod nosem miejsce miał atak terrorystyczny. O tym, jak bardzo ostatnio zmieniło się życie w Rosji. O pieniądzach od Kadyrowa. O reklamówkach z rublami. I oczywiście o futbolu, bo Marcin Komorowski, piłkarz Tereka, to niewątpliwie spory plus minionego roku, aczkolwiek… nie w oczach Adama Nawałki.
– Wy jakiś ranking opublikowaliście, tak?
Tak, środkowych obrońców w 2014 roku. Zanim sprawdzisz, wskaż swoją trójkę.
– To chyba powinna być trójka reprezentacyjna, prawda? Glik, Szukała, no i Cionek.
Cionka nie ma, trzeci jest Komorowski.
– Miło mi słyszeć, ale ta trójka nie jest według… Wiesz, co chcę powiedzieć, nie? O, Rzeźnik szósty.
Mocno z nim jadą w komentarzach.Że ze wysoko, że przereklamowany, że wiele goli zawalił.
– Aha. Wiesz, mnie takie rankingi nie ruszają. Każdy może sobie taki ranking stworzyć, według różnego kryterium. Na jakiej podstawie wybieracie tych najlepszych?
Piłkarsko, po obejrzanych meczach, a nie po liczbach. Wyszło, że jesteś trzeci.
– Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się z tym pogodzić (śmiech). Ciężko mi oceniać, bo rankingi sobie, a życie sobie.
Dlaczego w rankingu selekcjonera jesteś tak daleko w tyle?
– Nie wiem. Początkowo się zastanawiałem, dlaczego jestem pomijany, dlaczego nie otrzymuję powołań. Dziś stwierdzam, że to droga donikąd. Gram regularnie w klubie, gram najlepiej jak potrafię, ciężko pracuję, ale nie wszystko ode mnie zależy. Może się wkurzałem, że nie dostałem nawet szansy, przeżywałem to, jednak decyzję szanuję. Zapewniam, że na nikogo nie jestem obrażony.
Ktoś do ciebie w ogóle przyjeżdża?
– W marcu przyjeżdżają moi i Pauli rodzice… A poważnie: na meczu z Amkarem, wygraliśmy na wyjeździe 1:0, był trener Tkocz i stwierdził, że się nie nadaję. Takie były przynajmniej komentarze w prasie. Potem pojawił się raz jeszcze, przegraliśmy 1:0 z CSKA.
Przypomnij mi, ile minut zagrałeś w kadrze Nawałki.
– To ironiczne pytanie? Bo rozegrałem całe dwie.
Ze Szkocją. Dotknąłeś wtedy piłkę?
– Chyba raz, ale pewien nie jestem. Trzeba by obejrzeć końcówkę meczu. Na kadrę pojechałem tylko raz, mieliśmy nawet rozmowy na temat mojej roli w drużynie, natomiast… No, wyszło jak wyszło, że wszedłem na te dwie minuty. Podchodzę chłodno do tego tematu, ale chciałbym dostać w reprezentacji szansę – nie na pięć minut, nie na dziesięć. Prawdziwą szansę.
W takich dniach zwykło się życzyć: niech ten następny nie będzie gorszy niż ten mijający. Zadowalają cię życzenia, żeby było tak samo?
– Tak, to był udany rok. W Tereku gram wszystkie mecze, od dechy do dechy – teraz było ich szesnaście, dopiero w siedemnastym pauzowałem za kartki. Trenerzy są ze mnie zadowoleni, na zdrowie nie narzekam, rodzina ma się dobrze, córka rośnie. Jedyny niedosyt to kadra, ale nie myślę o niej codziennie. Jak mam nie grać w reprezentacji, to choćbym biegał na rzęsach i strzelał nie wiadomo jakie bramki, grał w niej nie będę. Całą drużyną mieliśmy w Tereku problemy, było chwilami ciepło, ale się utrzymaliśmy. Bogu trzeba dziękować, podkreślę to raz jeszcze, że odszedł trener Krasnożan. Gdyby prowadził nas do końca, to na pewno byśmy spadli. Człowiek-nieporozumienie. Z Rachimowem weszliśmy w nowy sezon, początek był udany, jedynie w końcówce złapała nas zadyszka. Z czterech meczów przegraliśmy trzy, zremisowaliśmy jeden. Od trzeciego miejsca do dziewiątego różnice punktowe są bardzo małe, akurat my spadliśmy teraz na to najniższe. Ale do piątego Lokomotivu tracimy pięć „oczek”.
Skąd ten zjazd na koniec rundy?
– Nie mam pojęcia. Mieliśmy problemy ze zdobywaniem goli.
Co rozmawiamy, to mówisz o europejskich pucharach – że to cel, że są szanse, że jest blisko. Ale coś wam nie idzie…
– Powiedzmy sobie szczerze: liga rosyjska to nie liga polska. Tu nie jest łatwo. W Rosji masz Zenit, zespoły z Moskwy – Spartak, Lokomotiv, Dynamo, CSKA. Czyli już jest piątka o ogromnych budżetach, która kwalifikuje się do europejskich pucharów. Do tego Krasnodar Jędzy, Kubań, Kazań, no i my. Zobacz, jaka to jest konkurencja.
I jak odnosisz Terek do tej stawki? Może i ograliście Zenit, ale jesteście klubem mniejszego kalibru.
– Jesteśmy, to prawda. Terek nie robi takich transferów, jak Zenit. Nawet Spartak latem kupił gościa z Twente za dwanaście milionów euro (Quincy Promes – przyp. PT). U nas jak się kogoś weźmie za trzy bańki, to świat się kończy. Wielka gwiazda. Jak prowadził nas Krasnożan, to przyszedł Ismail Aissati z Antalyi, kiedy tak dobrze szkło im w Turcji, a wcześniej grał w PSV, Ajaxie czy Twente. Mega zawodnik. On kosztował chyba dwie i pół bańki, tyle samo Jeremy Bokila, a Grozav z Rumunii nawet odrobinę więcej. Transferowe szaleństwo za w sumie osiem milionów euro. I wiesz co? I żaden z nich nie gra! A Grozav powiedział, że nie będzie trenował, pojechał do domu i sądzą się przez FIFA.
Z jakiegoś konkretnego powodu?
– Powiedział, że nie podoba mu się w Tereku. Chciał odejść, żądał, by go sprzedali, a że się nie udało… to wyjechał i siedzi w domu. A to bardzo dobry zawodnik, reprezentant kraju. Standard Liege wziął go jako nastolatka. Mówili wtedy, że to rumuński Cristiano Ronaldo.
Czyli osiem milionów poszło w piach. Ale tutaj wychodzi to, co w rozmowie Weszło mówił kiedyś trener Czerczesow – że on sam musi jeździć obserwować piłkarzy, że skauting nie istnieje.
– Nie istnieje. Istnieją znajomości.
Kto przeprowadzał te transfery?
– W klubie pracuje teraz dyrektor sportowy, ale piłkarzy wybiera trener. Z tego, co słyszałem, to trener jeździ na mecze, ogląda zawodników i dopiero wskazuje, kogo chce. Kiedy mamy przerwę na kadrę, to dostajemy chwilę odpoczynku, a on jeździ obserwować piłkarzy. Raz zabrakło go przez to nawet na treningu… Tak naprawdę to my jesteśmy sto lat za Murzynami. To znaczy, Rosjanie są. Większe kluby mają skauting, one rzeczywiście działają profesjonalnie, ale Terekowi sporo tutaj brakuje.
Do którego polskiego klubu mógłbyś was porównać?
– Organizacyjnie aż takiego dramatu nie ma, ale nie możemy się porównywać do Legii. Organizacja, baza, całe zaplecze – wszystko lepsze jest w Warszawie. A zawodnicy? W Tereku takich, którzy wygrają pojedynek jeden na jeden, jest sześciu-siedmiu, włącznie z zawodnikiem defensywnym. Legia ma tylko Radovicia i Dudę, reszta tworzy kolektyw. Zresztą, w Polsce tych z umiejętnością dryblingu w ogóle jest niewielu.
Odpowiada ci rosyjski styl?
– My tego stylu mamy w tej chwili niewiele. To nie jest tak, że staje z batem nad tobą szkoleniowiec z Rosji i zaczyna się jazda. Wszystko zależy od trenera. My mamy Rachimowa, który grał w reprezentacji ZSRR, ale wyjechał i szkolił się w Austrii. Sporo czerpie stamtąd, przenosi wzorce z Bundesligi na nasz teren, jest duża dyscyplina. Spójrzmy na obronę – tylko Zenit i Lokomotiv straciły mniej goli od nas. To, co mamy u Rachimowa, to nie jest typowa rosyjska piłka. Natomiast okres przygotowawczy serwują nam tutaj taki, że nie ma zmiłuj, zapierdzielamy równo. A tutaj trenerem przygotowania fizycznego jest nie byle kto, bo Zvonko Komes – Chorwat, który pracował w Bayernie, Bayerze czy swojej reprezentacji. A ja myślałem, że za Czerczesowa mieliśmy ciężko…
Ty mi co pół roku mówisz, że tak ciężko to jeszcze nie trenowałeś!
– (śmiech) Ale jak prowadził nas Krasnożan, to zamiast przygotowań było cygaro. Nic nie robiliśmy. Okres przygotowawczy u niego to była nauka taktyki przez półtorej godziny dziennie, kiedy co pięć minut robił przerwę i tłumaczył, jak to powinno wyglądać, a później w lidze w trakcie meczu przerw nie było i była dupa…Teraz u Komesa przygotowanie jest na najwyższym poziomie.
Piłkarsko jesteście taką Jagiellonią?
– Bardziej Górnikiem Zabrze. Oni zawsze mierzą wysoko, biją się z czołówką, idzie im naprawdę dobrze, a dostają cztery mecze w papę i środek tabeli. A potem tak jeszcze raz. Z nami jest podobnie.
Generalnie to sporo w tej Rosji się dzieje. O, taki Capello chociażby – osiem milionów euro rocznie, zero wyników, a teraz od sześciu miesięcy mu nie płacą…
– A mówią że za rozwiązanie umowy miałby dostać dwanaście milionów. Asystentem u niego jest Panucci, który nie jeździ już na kadrę. Odpuścił. Na Capello jest nagonka, nie da się ukryć. Jakby tylko chcieli i nie szkoda byłoby im kasy, to by rozwiązali z nim kontrakt.
Idziemy dalej – Wawrzyniak rozwiązuje kontrakt z Amkarem, bo nie płacą mu od czterech miesięcy.
– Oni nie płacą, ale przychodzi koniec rundy i muszą zapłacić. Nie ma sytuacji, że potem się sądzisz o tę kasę. „Inostranec”, czyli obcokrajowiec, ma dobrze, bo wszystkie sprawy załatwia się przez FIFA. Ryzyko, że zostaniesz bez kasy, jest minimalne. Bo jak tobie nie płacą, to nie idziesz do krajowego związku, tylko od razu do FIFA.
A ty byłeś?
– Ja? U nas jest jak w banku. Wypłaty przychodzą jak w szwajcarskim zegarku. Może mamy ostatnio trochę mniejsze premie, ale klub jest wypłacalny.
Coś się działo po Zenicie? Ktoś coś ciekawego dostał, może kluczyki?
– Nie, ale myśleliśmy, że Kadyrow… da trochę większą premię. Dał podwójną, a ja pamiętam, jak dwa lata temu wygraliśmy w Petersburgu, to dostaliśmy poczwórną.
Wchodzisz do szatni, otwierasz szafkę i… czeka na ciebie koperta?
– Nie, no co ty. Wchodzimy do szatni, dzwoni prezydent, dajemy rozmowę na głośnik, odbieramy gratulacje za wynik i czekamy na werdykt (śmiech). Potem jedziesz do klubu, po treningu wchodzisz na górę i odbierasz premię.
Do ręki?
– No, dostajesz taką kupkę banknotów.A potem szybko do samochodu i do banku!
Tak chyba nie można…
– Można. Tam wszystko można.
W kopercie?
– W reklamówce…
OK., sorry.
– (śmiech) W kopertę ciężko te pieniądze zmieścić, bo to jest tak, jak kiedyś u nas było – dzisiejsze dziesięć złotych to było wtedy sto tysięcy złotych.
Śledzisz wydarzenia gospodarcze w Rosji?
– Śledzę od samego początku. Znam kurs rubla, ogólnie kursy walut mnie interesują, bo to też moje pieniądze. Jakbym podchodził do tego obojętnie, to byłbym stratny.
Jeszcze niedawno rubel bodaj od początku października do połowy grudnia stracił ok. 40 proc.
– Jak przychodziłem do Rosji, to za jeden euro płaciło się 40 rubli. Jak wyjeżdżałem z Rosji 15. grudnia, to kurs w banku wynosił 105 rubli. Prosta matematyka. Był moment, że rosyjska waluta mocno poszła w dół, ale – jak patrzyłem dzisiaj – trochę już odbiła. O, zobacz, teraz też poszła w górę (Komorowski pokazuje wykres na telefonie). Interesuję się tym, lubię ekonomię.
Jak mocno dotyka cię obecna sytuacja?
– Kurs nie stanowi problemu, bo kwoty w kontraktach mamy zapisane w euro. Czyli – niezależnie od tego, jak stoi rosyjski rubel – ja otrzymuję podobne pieniądze.
Zmienia się życie w Rosji, widzisz to?
– Szczerze, raczej tego nie odczułem. Jak jechaliśmy na mecz z Zenitem, to taksówkarz mówił, że zaczyna ich to już denerwować. Benzyna drożeje, artykuły w sklepach drożeją i ludziom kończy się cierpliwość. IPhone6 można było w Rosji kupić za ok. trzy tysiące złotych, a – przy dzisiejszym kursie – za 1700. Dlatego pozamykali wszystkie sklepy Apple’a. Nie opłaca im się sprzedaż. Koło Ryby też jest taki sklep, w którym półki zawsze były pełne, a teraz są mocno przerzedzone. Nie ma tutaj reguły, bo np. jedyny market w Kisłowodzku funkcjonuje normalnie. Jak już o tych cenach rozmawiamy, to widzę, że trochę mniej – w przeliczeniu na nasze – płacę za wynajem mieszkania. Tutaj w ogóle było widać, że ludzie wykorzystują fakt, że mieszkają u nich piłkarze. W niedawnym przeliczeniu przeznaczałem miesięcznie siedem tysięcy złotych za warunki mocno przeciętne. A w Polsce za taką kasę możesz już wynająć fajny dom.
Zawsze jak z wami rozmawiam, z tobą albo Maćkiem Makuszewskim, to macie mnóstwo historii…
– … a on ostatnio dzwonił, że śni mu się Kisłowodzk po nocach. Takie ma koszmary! Mocno odżył po powrocie, wyszło mu to na dobre. A historia ostatnio była taka, że w Groznym… doszło do ataku terrorystycznego. Graliśmy z Rybą na konsoli, przyszedł do nas znajomy Czeczen i nagle dzwoni do niego mama: „Jest atak terrorystyczny, nie wychodź na ulicę”. Jaki niby atak? My z Rybą zlewka, gramy dalej, ale otwieramy potem okno i szok. My jesteśmy na dwudziestym piętrze w hotelu i widzimy, jaka na ulicach odbywa się masakra. Strzelanina niesamowita! Kurwa, co jest grane? Terroryści uprowadzili trzy taksówki, związali kierowców i gdzieś wyrzucili, nie zabili ich. Wypuszczona została informacja, jaki samochód jest poszukiwany i przez jednego policjanta – bo oni siedzą w budkach na każdym skrzyżowaniu, nadzorują ruch –został zatrzymany. Podszedł do tego pojazdu, to na miejscu zastrzelili jego i dwóch innych. Przyjechał oddział Kadyrowa, złapali i rozstrzelali część tych terrorystów, ale reszta uciekła i zabarykadowała się w takim Domu Prasy. Strzelali całą noc, RPG, wyrzutnie. O czwartej nad ranem podszedłem do okna i wszędzie jeszcze jasno od tych strzałów. Masakra.
Kiedyś Ben Radhia, Tunezyjczyk z Widzewa, opowiadał mi, jak rozmawiał z żoną przez Skype, a u niej w kraju za oknem pełna masakra. Z dachu sąsiedniego budynku strzelał snajper…
– Dla nas to są rzeczy niewyobrażalne. A tutaj jeżdżą opancerzone samochody, specjalne oddziały od Kadyrowa, które robią porządek.
Ludzi w komentarzach często to gryzie, że wam nie przeszkadza, dla kogo pracujecie. Wy chyba też tego tematu nie lubicie.
– Jestem zatrudniony przez Terek i to on mi płaci za grę w piłkę. To, kto jest właścicielem klubu, to sprawa drugorzędna. Poza tym, jeśli klub oferuje mi dobre pieniądze, które pomogą zapewnić byt mnie i rodzinie, to mam odmówić?
Jest tak, że jak Kadyrow zadowolony, to piłkarze też zadowoleni? Mówiłeś, że wiosną różne rzeczy działy się w szatni.
– W takich klubach jak jest dobrze, to jest dobrze. I lepiej, żeby dobrze było jutro… W profesjonalnych klubach każdy wytrzymuje ciśnienie, niezależnie od sytuacji.
Makuszewskiemu śni się Kisłowodzk po nocach i ja sobie wyobrażam, że tobie też się będzie śnił. Pół roku temu, jak przedłużałeś kontrakt o dwa lata, to stwierdziłeś, że „jeszcze się przemęczysz”.
– Aż tak dramatycznie nie jest. Maki nie grał, przeżywał wszystko, czas mu płynął wolniej. Nie jest młodemu chłopakowi przyjemnie, kiedy ma ambicje, a jako jedyny jest wysyłany do drugiej drużyny. Zmiażdżyli go trochę psychicznie.
Przez to, co się ostatnio działo, myślisz o odejściu?
– Nie. Na razie się trzymam, a to, co miało miejsce, nie wpłynęło na nas i nasze rodziny. Nie wiem jednak, co wydarzy się za miesiąc. Może okazać się, że wrócimy po urlopach i rozwiążą klub. Nic mnie nie zdziwi.
Jak ogólnie Rosjanie reagują na Polaków?
– Pozytywnie. Kiedy słyszą w sklepach nasz język, to zaczynają rozmowę – pytają, skąd jesteśmy, opowiadają, w jakich miastach u nas byli. Mam pozytywne doświadczenia. Dogryzamy sobie jedynie z chłopakami w szatni. Oni nam mówią, że przez kolejne dwadzieścia lat będziemy jedli tylko jabłka. A my im odpowiadamy, że jeszcze rok i będą jedli tynk ze ścian, a ziemniaki popijali wodą. No, typowe rozmowy w piłkarskiej szatni.
Nasi piłkarze w Rosji też złej twarzy nie mają.
– Też tak myślę. Chyba udało nam się zrobić niezłą markę, choć wiadomo, że nie wszystkim wyszło. Pochwalnych artykułów o Polakach nie widziałem, ale raczej nas cenią. Problem ma Janusz Gol, któremu w Amkarze zmienił się trener i zaczął go kasować, a wcześniej był wyróżniającą się postacią. No ale nie wszystko jest zależne od ciebie. Natomiast chłopaki mówią, że na odległość widać, że gość nie lubi Polaków.
Mówiliśmy o Makuszewskim, on w Lechii odpalił, ale Kacajew nie dostał tyle czasu, co ty w reprezentacji Nawałki, a Sadajewowi przykleili nową łatkę.
– O Kacajewie to opowiadał Maki, że początkowo wyglądał bardzo dobrze, ale Machado zaczął go kasować. Chłopak złapał kontuzję, podłamał się i nie sprawia wrażenia zbyt mocnego psychicznie. Szkoda, bo to nie jest zły piłkarz. A z Sadajewem co się dzieje?
Jak zaczął dobrze wyglądać piłkarsko w Lechii, to przeszedł do Lecha i już wszyscy mają go za boiskowego bandytę.
– Bo Zaur taki jest. Ja akurat dobrze pamiętam, bo wiele pojedynków stoczyliśmy na treningach. To jest zawodnik, któremu trzeba zaufać. On musi poczuć się pewnie. Akurat Zaur potrafi grać w piłkę, jest dobrze wyszkolony technicznie, co – jak na Czeczena – rzadko się zdarza. To chyba kwestia czasu i jego podejścia. Musi zrozumieć, że to jest jego jedyna szansa. Wóz albo przewóz. Jeśli ciągle będzie myślał, że jeszcze ma czas, że jakoś się ułoży, to obudzi się z ręką w nocniku.
Dla dziennikarzy też nie jest zbyt miły. Wzięli go w Lechu przed meczem na konferencję to powiedział, że to pierwszy i ostatni raz, kiedy przyszedł.
– Aż tak? Może to jest dla niego nowa sytuacja… (śmiech)
Wy w ogóle jesteście odcięci od tego medialnego świata.
– Otoczka, wywiady, stadiony to w porównaniu z Polską dzień do nocy.
Ty, człowiek nieprzychylny mediom społecznościowym, założyłeś Twittera.
– Żeby mieć wszystkie wiadomości w jednym miejscu, podoba mi się to. Obserwujesz odpowiednie profile i wiesz wszystko. Początkowo mocno się w to wkręciłem, ale potem trochę zluzowałem. Raz miałem nieprzyjemną sytuację, kiedy napiął się jeden z użytkowników, ubliżył mnie i mojej rodzinie. Jakby gość miał odwagę, to powiedziałby mi w cztery oczy to, co myśli. Nie lubię takich sytuacji.
Przed naszym wywiadem ludzie pytali na Twitterze: kiedy wrócisz do Legii?
– Wróciłbym z miłą chęcią. Dajcie mi półtora roku do końca kontraktu i siadamy do rozmów!
Rozmawiał PIOTR TOMASIK