Reklama

Kalendarium Weszło: o czym pisaliśmy w 2014 roku?

redakcja

Autor:redakcja

26 grudnia 2014, 08:43 • 26 min czytania 0 komentarzy

Za nami długi rok, w którym wiele się wydarzyło, zarówno w świecie piłki, jak i w życiu Weszło. W ostatnich dwunastu miesiącach reprezentacja Polski wreszcie zaczęła grać na miarę oczekiwań, a Legia przemieniła się z chłopca do bicia w mężczyznę wymierzającego ciosy w Europie. Byliśmy świadkami interesujących rozgrywek pucharowych i fantastycznego mundialu. My natomiast uruchomiliśmy nową stronę, ruszyliśmy z „Ustaw Ligę” i zdecydowanie zwiększyliśmy obroty. W skrócie – działo się.

Kalendarium Weszło: o czym pisaliśmy w 2014 roku?

Dziękujemy za wspólnie spędzony rok, że byliście z nami i jednocześnie przypominamy, dlaczego było warto. Zapraszamy na subiektywne podsumowanie ostatnich dwunastu miesięcy na naszych łamach.

STYCZEŃ

Zaczęło się od prawdziwej bomby – Leśnodorski i Mioduski kupili Legię. To wydarzenie bez precedensu, które opisywaliśmy dla was w specjalnej relacji LIVE.

LIVE: Leśnodorski I Mioduski kupili Legię (KLIKNIJ)

Reklama

Wszystko więc potoczyło się w sposób nadzwyczajny: prezesowi klubu tak bardzo spodobało się prezesowanie, tak bardzo wkręcił się w codziennie zarządzanie klubem, że aż postanowił pójść krok dalej – namówił kolegę na wspólną inwestycję. „Kolega” nie jest jakimś tam kumplem z bloku czy kolegą ze szkolnej ławki, tylko bardzo poważnym biznesmenem.

Pod rządami Leśnodorskiego klub rozwija się na każdym polu, dywersyfikuje źródła przychodów i już w 2013 roku jego sytuacja finansowa wyglądała bardzo dobrze. Można chyba przyjąć, że obecny prezes Legii – a od teraz współwłaściciel – przyjrzał się bardzo dokładnie możliwościom generowania zysku przez klub i kupił go między innymi dlatego, że wierzy, iż do tego interesu nie trzeba dokładać. Trzeba przyznać, że Leśnodorski połknął bakcyla w całości: jest chodzącą reklamą produkowanych przez Legię ubrań, identyfikuje się ze swoim miejscem pracy (o ile wciąż można używać tego sformułowania) w sposób niebywały.

***

Natomiast trochę radości w szare, styczniowe wieczory wlał Wilde Donald Guerrier. Haitańczyk zapragnął pochwalić się swoją nową koszulką.

Wilde-Donald Guerrier pokazał zdjęcie… z lotu ptaka (KLIKNIJ)

Reklama

Już od miesięcy sugerowaliśmy, że Wilde Donald Guerrier z Internetem nie powinien mieć styczności częściej, niż raz w tygodniu, najlepiej pod opieką kogoś starszego, albo ogólnie kogoś posiadającego mózg. Od początku swojej aktywności na Facebookach i Twitterach leciał na ostro i kwestią czasu było wyjechanie daleko poza bandę. Nie spodziewaliśmy się jednak, że wrzucając jego wpisy, będziemy musieli chronić naszą stroną przed małymi dziećmi w obawie, że oskarżą nas o szerzenie pornografii. Sympatyczny Donald chciał się bowiem na prowadzonym przez samego siebie koncie pochwalić nową koszulką, a przy okazji pochwalił się (?) czymś więcej.

LUTY

W lutym wzięliśmy na warsztat Kazimierza Grenia, który w trudny do wyobrażenia sposób zaczął się błaźnić na Twitterze. Kim jest Nikodem Dyzma polskiego futbolu?

Degreńgolada: Od operatora frezarki do władz PZPN (KLIKNIJ)

Mówią, że już dekadę temu miał niezwykłą łatwość nawiązywania znajomości i płynięcia z prądem. Jako prężny działacz w sprawach lokalnej społeczności, dwukrotnie został radnym. Najpierw z listy SLD, później z listy prezydenta miasta Tadeusza Ferenca, który dziś jednak woli omijać go z daleka. Miał iść w politykę także po raz trzeci, tym razem z listy Platformy Obywatelskiej. W Rzeszowie nawet wisiały już bilboardy i plakaty, ale nagle Greń oświadczył, że z powodów rodzinnych rezygnuje. Prawdziwy „powód rodzinny” do dziś jest tajemnicą. Pozostają plotki rozpowiadane przez jego wrogów na lewo i prawo. Na przykład – że Greń podczas domowej sprzeczki miał grozić swojej żonie przy użyciu „przedmiotu imitującego broń palną”. Ale to pewnie wyłącznie głosy ludzi, którzy atrakcyjnego Kazimierza chcą zniszczyć i nie warto im dawać wiary. Nawet jeśli opozycjoniści opowiadają: – Greń został nawet zatrzymany przez policję, ale po kilku godzinach wypuszczony. Sprawie ukręcono łeb w zamian za to, że zrezygnuje z kandydowania i nie narazi partii na ryzyko, że kiedyś niewygodna historia wyjdzie na jaw.

***

W lutym PZPN opublikował też raport dotyczący bezpieczeństwa na stadionach. Bardzo korzystny raport, dodajmy. W skrócie – pięć meczów na 168 rozegranych z krótkotrwałym przerwaniem zawodów. Sześć spotkań z burdami, z czego pięć z zamieszkami na stadionie. Jedno (!) wtargnięcie na płytę boiska. Z niecierpliwością czekaliśmy na relację mainstreamowych mediów.

Hipokryzja, czyli TVN „omawia” raport PZPN-u (KLIKNIJ)

Sami zastanawialiśmy się: jak to ugryzą? Jak media, które od lat z zaciekłością rannego dzika zajmują się waleniem w kibiców ze wszystkich dostępnych dział, podejdą do kolejnego raportu PZPN, który wypada niesamowicie korzystnie dla całego środowiska piłkarskiego z kibolami włącznie? Jedyną rozsądną reakcją, która nie naraziłaby ich na śmieszność, a jednocześnie uchroniła przed zarzutami o brak konsekwencji wydawało się przemilczenie całej sprawy, odnotowanie na siódmej stronie, pod tagiem „sympatycy piłkarscy” w dziale „biznes” i zakończenie tematu.

(…)

Najlepsze jest jednak pod spodem. Opracowanie PZPN-u posłużyło bowiem TVN-owi jako pretekst do przypomnienia pięciu najważniejszych „poważnych incydentów i naruszeń regulaminu” z jesieni. Mamy więc fajniutki, cieplutki i zgodny z linią programową artykuł o racach, bójkach, zamkniętych stadionach, rannych policjantach (trzech) oraz zatrzymanych kibolach.

***

W tym miesiącu wypłynęła też informacja, że Maciej Żurawski będzie kandydował do europarlamentu. Z listy SLD.

Żurawski, gdzie byłeś, gdy nie chodziło o kasę? (KLIKNIJ)

Udzieliłeś pewnie ponad tysiąc wywiadów w życiu i w żadnym nie napomknąłeś ani o SLD, ani o polityce, ani w ogóle o sprawach innych niż futbol i ciuchy. Nic o środowisku, transporcie, finansach publicznych, rolnictwie. Nagle chcesz nas wszystkich reprezentować? Krótkie pytanie: nie wstyd ci? Rozejrzyj się po nowej „szatni”, po partnerach klubowych – nie wstyd ci po stokroć? Tyle lat pracowałeś na swoje nazwisko, a chcesz skończyć jak polityczny karierowicz, który chce się nachapać, jednocześnie zdobywając głosy dla „komuchów”?

MARZEC

W marcu postanowiliśmy przyjrzeć się konfliktowi na linii Legia-Marek Jóźwiak. Dlaczego były dyrektor sportowy warszawskiego klubu otrzymał zakaz stadionowy?

Legia vs Jóźwiak: O co naprawdę poszło? (KLIKNIJ)

Licencjonowanemu menedżerowi nie wolno związać się z piłkarzem mającym status amatora. Nie i już. Uściślimy: amator to zawodnik nieletni, który nie podpisał kontraktu profesjonalnego. Tenże kontrakt z kolei dopuszczalny jest wyłącznie po ukończeniu 15. roku życia. Schemat – zwracamy uwagę na chronologię – nie może być zniekształcony. Zaprezentujmy go w formie łopatologicznej.

15. urodziny -> możliwość podpisania kontraktu profesjonalnego -> ewentualność związania się umową o reprezentowanie z wybranym menedżerem.

W jaki sposób obejść tę zależność? Włączyć do gry adwokata, który podpisze z rodzicami lub prawnymi opiekunami nieletniego odpowiednią umowę cywilno-prawną.

***

W marcu jako pierwsi rozpisaliśmy też zasady futbolowej rewolucji Michela Platiniego, która niedawno została ostatecznie przyklepana. Na czym będą polegać rozgrywki Ligi Narodów?

Ujawniamy rewolucję w futbolu: oto Liga Narodów (KLIKNIJ)

Minimalna liczba spotkań o pietruszkę, wzrost rangi meczów nieeliminacyjnych, większa rywalizacja, również w ramach Final Four. Plusów jest wiele, tym bardziej, że to wszystko przełoży się na aspekt finansowy. Oprócz nagród pieniężnych w ramach samej Ligi Europy, wyższe będą również wpływy z praw telewizyjnych.

Co to daje Polsce? Przede wszystkim, szansę – tak jak i Łotyszom, Ormianom czy Estończykom. Przegrane eliminacje, do czego powoli się przyzwyczajamy, nie przekreślą definitywnie naszych szans na udział w wielkiej imprezie, bo będzie jeszcze opcja, by wejść tylnymi drzwiami. Dzisiejszy układ sił zakłada, że wystartujemy w lidze C, przykładowo z Austrią, Bułgarią i Białorusią. Zwycięstwo w takiej grupie byłoby połową sukcesu, bo pozostaje jeszcze pokonanie innej trójki, która zajęła pierwsze miejsce (na poziomie Norwegii, Islandii czy Słowacji).

***

Przed 21 marca polski futbol był jakiś niekompletny, wybrakowany. Karta odwróciła się wraz z przyjściem wiosny, bo na powrót zdecydował się On.

Piast wraca do walki o mistrzostwo, powrót króla (KLIKNIJ)

Od wielu miesięcy o jego usługi bili się światowi giganci – mówiono, że po Ulim Hoenessie Bayern poszukuje wreszcie uczciwego działacza, z kolei w Barcelonie po zamieszaniu z Neymarem miał odbudować wizerunek „mes que un club”. Konsekwentnie odrzucał jednak wszelkie propozycje tłumacząc to patriotyzmem i natłokiem obowiązków. Czym się zajmował? Kto śledzi fanpage sympatycznego działacza doskonale wie, że nie próżnował. Uczestniczył w losowaniach (niestety, większość piłkarskich zespołów z kadrą na czele nie wykorzystała stwarzanych przez Kręcinę okazji), debatował z sędziami, nie tylko piłkarskimi (to dzięki niemu piłkarze ręczni, siatkarze i siatkarki wychodzili z potężnych opresji), trenował siostry Radwańskie, a ostatnio załatwił, żeby Polacy mogli zagrać na Euro nawet zajmując w grupie miejsce numer trzy.

KWIECIEŃ

W kwietniu dość niespodziewanie głośnym tematem okazał się zatarg pewnej mieszkanki Krapkowic z miejscową szkołą. Sympatycznej pani nie odpowiadało natężenie hałasu. Sprawa trafiła na wokandę, bo Sąd Rejonowy postanowił… zamknąć boisko szkolne.

Możemy się pakować, Rubikon przekroczony (KLIKNIJ)

Pani, której tożsamości nie znamy – umówmy się, że dostanie u nas kryptonim „Raszpla” – w imię chuj-wie-czego załatwiła dzieciakom kilkutygodniowy rozbrat z wszelką pozaszkolną aktywnością fizyczną. Mówiąc delikatnie – nie popisała się w tym miejscu empatią tak charakterystyczną dla dobrotliwych babeczek wylegujących się na osiedlowych łatwkach. Mówiąc nieco bardziej wprost – odstrzeliła taki cyrk, że na miejscu mieszkańców Krapkowic wyekspediowalibyśmy ją na Księżyc, gdzie zaznałaby kosmicznego spokoju i ciszy nieznanej na ziemskim łez padole. W przypadku braku środków na księżycową odyseję – „Raszplę” uraczylibyśmy serią koncertów granych tuż pod jej oknem, które zresztą – tak wnioskujemy – teraz jest już jej kompletnie zbędne, w końcu hałasy zniknęły. Wykręcenie tak ohydnego numeru dzieciakom to przykład tak potężnego dziadostwa, że zaczyna nam brakować słów.

***

22 kwietnia mieliśmy też piękny jubileusz. Wojciech Pawłowski przez pełne dwa lata nie podniósł się z ławki rezerwowych. Z tej okazji otrzymał od nas specjalne życzenia.

Ławkowicz Pawłowski skończył dziś dwa lata. Najserdeczniejsze życzenia (KLIKNIJ)

Kiedy Pawłowski po raz ostatni aktywnie wykonywał swój zawód świat piłki wyglądał nieco inaczej. Barcelona pod wodzą Pepa Guardioli przygotowywała się do decydujących meczów Champions League, a Jose Mourinho wraz z Realem śrubował punktowy rekord w La Liga. Na krajowym podwórku Franio Smuda zapewniał wszystkich, że nie ma powodu, by przejmować się wynikami meczów towarzyskich, a gdzieś w jego głowie rodził się chytry plan zawojowania Euro 2012 z Boenischem na lewej obronie. Z kolei Jerzy Dudek deklarował, że wcale nie zmierza kończyć kariery i wciąż marzył o swoim 60. występie w kadrze.

Kiedy ostatni raz widziano Pawłowskiego między słupkami, nikt nie wiedział, jak wyglądają cycki Natalii Siwiec.

***

Pod koniec miesiąca nikomu nie było już do śmiechu. Odszedł Tito Vilanova.

Świat futbolu pogrążony w żałobie. Nie żyje Tito Vilanova (KLIKNIJ)

Żadne słowa nie oddadzą tragedii, jaka dotknęła zarówno Vilanovę jak i jego rodzinę. Można być kibicem Barcelony, Realu lub jakiejkolwiek innej drużyny, ale to wszystko przestaje się liczyć w obliczu ludzkiego życia, a w końcu śmierci. Vilanovę zapamiętamy jako świetnego trenera – jednego z zaledwie siedmiu, którzy w swoim debiutanckim sezonie zdobyli mistrzostwo kraju. Za czasów Guardioli był numerem dwa, ale wielu traktowało go jako godnego współtwórcę sukcesów „Blaugrany” i 14 trofeów, jakie drużyna zdobyła pod wodzą Pepa. Mówiło się, że Guardiola odpowiada za stronę mentalną i motywację, a taktyką zajmuje się głównie Tito. Widać to było, kiedy Vilanova objął Barcelonę – zespół nadal spisywał się fantastycznie.

MAJ

W maju żyliśmy kolejną „aferą hazardową”, tym razem z Łukaszem Burligą w roli głównej. Wydawało się, że wiślakowi ciężko będzie się wygrzebać z tego typu kłopotów.

Burliga jak Siejewicz: następny do odstrzału (KLIKNIJ)

W przypadku sędziego Huberta Siejewicza nie było litości: koniec kariery na szczeblu centralnym. Wtedy nagrał go w punkcie bukmacherskim w Białymstoku czytelnik Weszło. Nawet nie wnikano, co facet obstawiał, bo nie miało to żadnego znaczenia – zawodowy arbiter nie może być widywany w takich miejscach, ponieważ doszczętnie niszczy reputację całych rozgrywek. Podobnie rzecz ma się z piłkarzami. Zgadujemy, że piłkarze Wisły – tak jak zawodowi sędziowie – mają w swoich kontraktach zakaz odwiedzania punktów bukmacherskich. Tak jak nie wyobrażamy sobie, że moglibyśmy w przyszłości oglądać mecz prowadzony przez Siejewicza, tak trudno nam sobie wyobrazić, iż spokojnie patrzymy na Burligę i zastanawiamy się, co zrobi z piłką. Zawsze w pierwszej kolejności zachodzilibyśmy w głowę, na kogo postawił.

***

A chwilę później Legia obroniła tytuł mistrza Polski. Miała być feta i była, jednak euforię warszawskich kibiców delikatnie zmącił walczący o puchary Ruch.

Ruch zaskoczył i popsuł fetę Legii (KLIKNIJ)

Stawiamy kropkę nad „i”. Taki transparent pojawił się dziś przy Łazienkowskiej, bo Legia mogła oficjalnie cieszyć się z kibicami z wywalczonego tytułu. Cała ta feta delikatnie została jednak popsuta – podopieczni Henninga Berga, choć zostali mistrzami, to po mistrzowsku nie zagrali, przegrywając pierwszy w tym roku mecz. Co istotne: przegrali zasłużenie, bo Ruch był lepszy i wysłał poważny sygnał, że powalczy z Lechem o drugie miejsce.

Zastanawialiśmy się przed meczem, czy piłkarzom Legii nie zabraknie motywacji na to starcie z Ruchem. Oni już byli myślami przy tym, co będzie działo się po ostatnim gwizdku – oni już chcieli iść i wspólnie z blisko 30 tysiącami ludzi świętować. No i tak oczekiwali tego gwizdka, że wypadli naprawdę bardzo przeciętnie.

***

Natomiast w Niemczech Robert Lewnadowski, jako pierwszy Polak w historii Bundesligi, został królem strzelców. Tak relacjonowaliśmy to wydarzenie:

Lewy królem Bundesligi (KLIKNIJ)

Ta walka między nim a Mario Mandżukiciem o koronę króla strzelców była sporą niewiadomą. Obaj mieli po 18 goli, obaj nie trafili w dwóch ostatnich kolejkach – z tą jednak różnicą, że Chorwat w nich nie grał. W Dortmundzie zapowiadali, że zrobią wszystko, aby Lewy został najlepszym strzelcem ligi, że dadzą mu nawet karne strzelać (a ostatnio, jak karne były, to mu nie dali). Polak poradził sobie i bez jedenastek, w ogóle poradził sobie sam, bo… trafił z rzutu wolnego. Tak, ten fakt jest wart odnotowania i zapamiętania. Ktoś kiedyś widział Lewandowskiego strzelającego gola z rzutu wolnego? – Na osiem tysięcy prób wychodziły mu dwie – zażartował Klopp.

***

W maju niebywałą wręcz ignorancją wykazał się też selekcjoner reprezentacji Portugalii, Paulo Bento. Najlepszy piłkarz świata nie pojechał na mundial.

Niebywała ignorancja selekcjonera Portugalii – Paixao nie jedzie na mundial (KLIKNIJ)

Marco opowiadał jeszcze kilka dni temu, że nie może doczekać się 19 maja i specjalnie wstrzymuje rezerwację wakacji, bo przecież pół czerwca (a może i pół lipca) spędziłby w Brazylii. Bento jednak zaszokował. Pozbawił złudzeń. Odarł z marzeń. Selekcjoner musiał nie obejrzeć ani jednej z 18 bramek strzelonych przez swojego rodaka. Po prostu go zlekceważył. Nie widział ani meczu z Cracovią, ani z Górnikiem, ani nawet z Lechią. Zakpił w oczy swojemu pracodawcy, skupiając się na takich ligach jak Hiszpania, Portugalia, Włochy czy Turcja. Aż boimy się pomyśleć, co teraz czuje Paixao i mamy tylko nadzieję, że otacza go najbliższa rodzina. A co myślą sobie Vasconcelos, Micael, Rabiola czy Alvarinho? Na nich też nie spojrzał?

CZERWIEC

W czerwcu zaprezentowaliśmy wam nową odsłonę Weszło – przystającą do dzisiejszych czasów i etapu, na jakim aktualnie się znajdujemy.

Z duma prezentujemy wam nowe Weszło! (KLIKNIJ)

Czym nowe Weszło będzie różniło się od starego? Oj, zmiany będą znaczące. Pomińmy kwestie estetyczne, bo to widać gołym okiem, czy takie szczegóły jak to, że relacje LIVE będą odświeżały się automatycznie, a przeglądarka będzie was informować o nowym wpisie. Przede wszystkim – teraz Weszło będzie portalem wyjściowym do serwisów, które odpaliliśmy jakiś czas temu i które trzymaliśmy trochę w cieniu, właśnie na tę okazję. Stąd będziecie mogli się jednym kliknięciem przenieść do interesujących was treści na Pawełkach, Wyszło, a także do naszego sklepu czy też na stronę Ustaw Ligę. Wszystko będzie jasne i przejrzyste. Szybko zorientujecie się, co oznaczają kolory przy tekstach, w co klikać, by pozostać na Weszło, a co kliknąć, by odwiedzić nasze pozostałe serwisy.
Tworzymy więc od dziś grupę, którą będziemy intensywnie ulepszać.

***

Chwilę później informowaliśmy, że Legia wyciąga kolejne talenty z akademii Lecha, w tym Krystiana Bielika. Dziś widać, jak ważny był to ruch, zwłaszcza z biznesowego punktu widzenia.

Jest okienko transferowe? To Legia zagląda do akademii Lecha (KLIKNIJ)

Szykuje się kolejne gorące okienko transferowe na linii Poznań-Warszawa, co w ostatnich kilkunastu miesiącach stało się niemal niepisaną tradycją. Póki co – wyłącznie w kierunku do stolicy. Po tym, jak zimą mistrzowie Polski pozyskali Miłosza Kozaka (reprezentant Polski do lat 17), teraz postanowili pójść za ciosem, za cel obierając sobie najlepszych zawodników akademii Kolejorza w roczniku 1998. Póki co praktycznie przesądzona jest przeprowadzka Krystiana Bielika, natomiast w kuluarach wymienia się jeszcze nazwiska dwóch Kacprów – Szymankiewicza i Wojdaka. Cała trójka była powoływana do reprezentacji Polski U-16.

***

Rzecz jasna w czerwcu ruszył mundial, który z Brazylii relacjonował nasz wysłannik, Tomek Ćwiąkała. Na pierwszy ogień poszedł tekst o Copacabanie.

Caipirinha, kobiety i marihuana – tak się bawi Copacabana (KLIKNIJ)

Mniej więcej od 30. minuty zagraniczny turysta musi się wyjątkowo skupić, by móc śledzić wszystkie wydarzenia meczu Brazylii z Kamerunem. Parafrazując Piotra Ćwielonga – warunki przestają sprzyjać. Nawet jeśli nie przyjmie się tłoczonej w spartańskich warunkach i smakującej jak benzyna caipirinhii (zdecydowanie lepiej zapłacić pięć reali więcej i dostać normalną), to trudno nie oderwać wzroku od tych wszystkich piękności, które zjechały tu z całej Ameryki Południowej. Kilka metrów dalej trwa rozmowa dwóch 40-letnich Kolumbijczyków z 18-letnim na oko kibicem Fluminense. Tematy są dwa – seks oralny i otwartość Brazylijek. Po kilkunastu minutach podchodzi do nich grupa zjawiskowych nastolatek, których przyjście na Copacabanę wiąże się wyłącznie z polowaniem na gringos.

***

I kolejny bardzo ciekawy materiał z Brazylii.

Fucking English… Gringo nie może z nas szydzić (KLIKNIJ)

Atmosfera po którymś z kolei piwku zdecydowanie się rozluźnia. Bezrobotny widząc, że nie mamy złych intencji i nasza jasna karnacja nie musi oznaczać popierania Blattera, zaczyna traktować całą ekipę jak najlepszych przyjaciół. Wypił już dwa browary, które od nas dostał, więc teraz sam, nie chcąc być dłużnym, proponuje zejście do baru kilometr dalej. Powoli zaczynamy się zbierać, gdy z zamkniętej przed momentem knajpy na samym Grajau wychodzi kolejny członek ekipy Bezrobotnego. Ma dwie ksywy – paraiba i palhaco chileno. Czyli chilijski pajac. Bo wygląda raczej na Chilijczyka niż stereotypowego Brazylijczyka. Ma koszulkę Fluminense i podróbkę słuchawek Monster Beats. Mieszka w Grajau z matką, która – cytuję – z samego rana pije więcej niż wy wszyscy razem wzięci, a on sam teraz, podczas wakacji, ogranicza swoją aktywność do pracy w barze i wyskoków po trawkę do pobliskiej faweli.

***

Pamiętacie już ten klimat? To teraz trochę o kwintesencji najlepszego mundialu w historii, czyli o kopaniu piłki.

Copa das copas – te mistrzostwa naprawdę miały nie wypalić? (KLIKNIJ)

Najwięcej celnych podań (86%), najmniej fauli (26,6%), 3,06 gola na mecz po pierwszej serii gier. Liczby nie kłamią. Na naszych oczach odbywa się turniej, którego nie będzie dało się powtórzyć. Turniej, który porywa, przełamuje tendencje i wyznacza nowe trendy. Takiej piłkarskiej jakości nie było nigdy wcześniej. Niewiele remisów, kapitalne mecze, olbrzymia liczba niespodzianek i czarnych koni… Neymar, Messi, Mueller, Benzema. Kostaryka, Chile, Kolumbia, Meksyk. A z drugiej strony upadek pomników – Xavi, Ronaldo, Rooney. Portugalia, Hiszpania, Anglia. Eksperci łapią się za głowy. Carlos Alberto Torres do dziś zastanawia się, skąd taka liczba bramek, Jurgen Klinsmann mówi, że nigdy nie widział mistrzostw, na których grano by tak ofensywnie, Fabio Cannavaro nie przypomina sobie mundialu z tak niesamowitymi meczami w fazie grupowej, a Zico opowiada Weszło, że nie zawiodły go nawet te drużyny – w domyśle Argentyna i Brazylia – które mistrzostwa rozpoczęły dość przeciętnie. – Na naszych oczach rozgrywa się Copa America – dorzuca rozentuzjazmowany Giovane Elber. Krytycznych głosów nie odnotowano. Po prostu ich nie ma.

LIPIEC

Lipiec to oczywiście decydująca faza mundialu, na którym nadspodziewanie dobrze radziła sobie Kolumbia. Tomek Ćwiąkała został zaproszony jako gość specjalny do programu Radio de Colombia.

W takich momentach człowiek żałuje, że Polska to dziś tylko Lewandowski (KLIKNIJ)

– Która drużyna zrobiła na tobie największe wrażenie? – słyszę po serii pytań o Manuela Arboledę i wizerunek Kolumbijczyków w Polsce.

– Kolumbia – odpowiadam z czystym sumieniem.

– A nie Niemcy?

– Niemcy zawsze grają dobrze, a Kolumbia zrobiła największe wrażenie. Potem ewentualnie Chile, ale ich już nie ma.

– A nie Holandia? Belgia?

– Kolumbia na ten moment wydaje się najbardziej kompletna.

W studiu szał, jakbym w kameruńskim radiu obwieścił, że najlepszym piłkarzem mundialu był Alex Song. Nie dowierzają moim słowom. Jesteś z Europy i Kolumbia tak bardzo ci się podoba? Profesorze Ortega, naszemu koledze z Polski chyba trzeba wysłać specjalne zaproszenie – profesor Ortega się zgadza, po czym identyczne pytania słyszę od jego kolegi, Ordoneza. A potem jeszcze raz od Escobara. Gdy wspominam, że Higuita i Valderrama też nie są u nas anonimami, muszę wręcz zdjąć słuchawki, bo ekstaza w studiu jest tak ogłuszająca, że nie słyszę własnych myśli.

***

Natomiast w kraju szalała nasza ekipa Weszło24, z Filipem Kapicą na czele. Jednym z lepszych materiałów była mundialowa ankieta na ulicach Warszawy.

Weszło24: Co warszawiacy sądzą o mundialu? Sprawdziliśmy. Hit! (KLIKNIJ)


Co z tym Cruyffem? Czy Maradona doprowadzi Brazylię do finału mistrzostw świata? Wreszcie jakim wynikiem zakończy się zbliżając się wielkimi krokami mecz Nigerii z Iranem? Oto i pytania! W kolejnym odcinku z cyklu „Weszło 24″ o przemyślenia na temat trwającego mundialu postanowiliśmy zapytać przypadkowo napotkanych warszawiaków. Różnych… Nie uwierzycie, ale w końcu trafiliśmy nawet na takiego, który twierdził, że dopóki nie połamali mu nóg, grał z Ronaldinho w Paris Saint Germain.

***

Po niezliczonych emocjach, dramatycznych rozstrzygnięciach i, przede wszystkim fantastycznych zmaganiach, w końcu poznaliśmy mistrza świata.

Nieproszony gość wyrzucony pod sam koniec imprezy. Perfekcyjny finał (KLIKNIJ)

Na dłuższą metę, przy takim stężeniu perfekcji, Argentyńczycy nie mogli jednak liczyć wyłącznie na błysk Messiego, któremu w dogrywce oddawali piłkę za każdym razem, gdy nie wiedzieli, co z nią zrobić. To niemal poskutkowało akcją meczową, gdy Leo doskonale rozciągnął piłkę w obronie, ale całą akcję katastrofalnie zepsuł Palacio. Niemcy grali zaś swoje niezależnie od tego, kto był na boisku. Dla nich nie miało znaczenia, kto wychodzi na murawę, bo wszyscy się dostosowują do warunków i pokazują taką samą perfekcję, jak ci, którzy są w pierwszym składzie. A gdy do tego dorzucimy dwóch takich artystów, jak Schuerrle, Goetze czy Neuer, to mamy po prostu mistrza świata. Mistrza, który z wszystkich 32 ekip zasłużył na to najbardziej. Kilkunastoletnia praca musiała w końcu przynieść efekt.

SIERPIEŃ

W sierpniu ruszyliśmy „Retrokozakiem”, w którym – bazując na koncepcji programu Canal+ – sprawdzaliśmy formę dawnych gwiazd polskiej piłki. Na pierwszy ogień poszedł Andrzej Iwan.

Retrokozak, odcinek 1: Andrzej Iwan kontra “Szamo” (KLIKNIJ)

Canal+ wymyślił kapitalny program: „Turbokozak”, prowadzony przez Bartka Ignacika. Postanowiliśmy pójść za ciosem i wykonać uroczą podróbkę, albo raczej uzupełnienie oryginału. Zaprosiliśmy do zabawy byłe gwiazdy, aby sprawdzić, czy jeszcze cokolwiek potrafią po latach. Na pierwszy ogień poszedł Andrzej Iwan, uczestnik mistrzostw świata w 1978 i 1982 roku. Cóż, „Ajwen” nie prowadzi specjalnie sportowego trybu życia, na dzień dobry przyznał, że piłki nie kopał od dobrych kilku lat, a dodatkowo… w jednym z kolan nie ma więzadeł.

Gdy nagrywaliśmy ten program, było widać, że Andrzej poważną karierę skończył 22 lata temu, ale widać też było, że 22 lat temu to musiał być kawał grajka. Punktów szczególnie wielu nie nabił, ale – zwłaszcza przy wkręcaniu z rzutu rożnego – zabrakło mu szczęścia. Zresztą, sami zobaczycie.

Kolejne odcinki „Retrokozaka” możecie znaleźć TUTAJ TUTAJ.

***

W sierpniu mieliśmy też jedną ze smutniejszych historii w polskiej piłce na przestrzeni całego roku. Legia została wyrzucona z eliminacji Ligi Mistrzów.

Legia Uwalona. Duch sportu brutalnie zgwałcony (KLIKNIJ)

W rzeczywistości – zgwałcono ducha sportu. Brutalnie, na tylnym siedzeniu samochodu zgwałcono ducha sportu. I teraz ten gwałt trzeba zgłosić do CAS, co się oczywiście stanie. UEFA mogła wszystko, miała wyjścia awaryjne, by wydać najbardziej sprawiedliwy wynik, ale postanowiła kopnąć nas wszystkich w dupę. Legia dała jej jak na dłoni paragrafy, na które można się powołać. Ale nie, najlepiej udawać, że takich paragrafów nie ma i ślepo powoływać się na jedno zdanie. Dobrze dzisiaj powiedział w „Przeglądzie Sportowym” Henning Berg: – Przepis, według którego nas ukarano, nie został stworzony dla tego typu przypadku. Trzeba spojrzeć na sprawę z szerszej perspektywy, aby zobaczyć prawdziwy obraz.

***

Pod koniec miesiąca Krzysztof Stanowski dał się oblać wodą, co zapoczątkowało ogromne poruszenie w całym środowisku piłkarskim w Polsce. Pamiętacie Ice Bucket Challenge?

Krzysztof Stanowski z konkretnym przekazem (KLIKNIJ)

Głupia akcja, którą jednak ma niegłupie konsekwencje. I taka, którą można jeszcze odpowiednio podkręcić, co niniejszym robimy. Panie i panowie, Krzysztof Stanowski ma pewien przekaz dla ludzi polskiej piłki. Przede wszystkim dla Kamila Grosickiego, Kamila Glika, Bogusława Leśnodorskiego, Michała Żyro oraz kierownictwa „Przeglądu Sportowego”.

Konsekwencje powyższego nagrania możecie obejrzeć między innymi TUTAJTUTAJ.

WRZESIEŃ

Wrzesień zaczął się od rozczarowania, bo powszechnie chwalona młodzieżówka Dorny z hukiem odpadła z eliminacji do mistrzostw Europy. Trzeba przyznać, że był to bardzo emocjonujący wieczór, niestety bez happy-endu.

Koniec marzeń. Miały być Tsatsiki, a wyszła niestrawna mizeria… (KLIKNIJ)

Jeżeli Dorna i jego drużyna walczyli dziś o marzenia, to albo mają też wiele innych, jeszcze ważniejszych, albo wyraźnie przerosły ich oczekiwania. Wiemy, że do awansu było bardzo blisko, natomiast bezsprzecznie należy podkreślić zależność: nie dzięki udanym zagraniom naszych rodaków, a raczej mimo nieudanym. Tego dnia wydawało się, że szczęście nosi koszulkę z orzełkiem, lecz koniec końców los brutalnie sobie zadrwił. Najpierw do tej pory nieźle dysponowany arbiter wymyślił rzut karny, choć przewinienie Kamińskiego – jeśli w ogóle to był faul – nastąpiło ewidentnie przed linią pola karnego. I to nie tuż przed, tylko dobry metr… Gianniotas zanurkował w szesnastkę tak zawzięcie, że pewnie dalej by płynął, ale mu się basen skończył.

***

Tego akurat wolelibyśmy nie pamiętać, ale we wrześniu mieliśmy też żenujący spektakl z udziałem Eugena Polańskiego i Adama Nawałki.

Niestety, miękka faja Nawałka za moment dokona aktu samozniszczenia (KLIKNIJ)

Selekcjoner-powoływacz chciał słynąć z dyscypliny. Niestety, oblał pierwszy test. Zapowiedział zawodnikowi „Wieśniaków”, że już go nie powoła na mecze eliminacyjne i zamierza się złamać – jeśli wierzyć Polsatowi – przy pierwszej nadarzającej się okazji. Wystarczyło, że Klich okazał się Klichem sprzed roku, a nie sprzed pół roku. Ile są więc warte słowa selekcjonera? Na czym chciałby on budować swój autorytet, jeśli właśnie udowodnił, że można bez konsekwencji wypiąć się na niego dupą i jeszcze publicznie zbesztać?

Nie no, miał być gość z jajami, a jest gość w szaliczku. Może i pozyska przyzwoitego defensywnego pomocnika, ale na zawsze straci twarz. Teraz jak będzie chciał kogoś przestraszyć, to będzie musiał się za kogoś przebrać. Mógłby robić za pająka u Wardęgi.

***

Wrześniowe poczynania były też początkiem końca Dariusza Wdowczyka w Szczecinie. Kiedy wyliczyliśmy mu, że pod z względem liczby zwycięstw jest najgorszy w lidze, zarzucił nam, że tworzymy statystyki. Na jego nieszczęście niedługo potem podobnie na sprawę spojrzało kierownictwo Pogoni.

Dariusz Wdowczyk najrzadziej wygrywającym trenerem w całej lidze (KLIKNIJ)

Jeżeli podczas szczecińskiego epizodu Wdowczyka możemy mówić o punkcie zwrotnym, to miał on miejsce właśnie w dniu objęcia reprezentacji przez Adama Nawałkę, czyli 1 listopada 2013 roku. „Wdowiec” przegrał swój pojedynek z byłym trenerem Górnika, po czym coraz częściej zaczął przegrywać w lidze.

(…)

Po 1 listopada już tak różowo nie było. Pogoń w 33 meczach tylko 7 razy potrafiła pokonać swojego przeciwnika. Jeżeli nie liczyć drużyn, które w w tym czasie rozegrały mniej meczów na poziomie Ekstraklasy – czyli tegorocznych spadkowiczów i beniaminków – „Portowcy” wygrywali NAJRZADZIEJ w całej lidze. Jakkolwiek patrzeć, 21 procent zwycięstw to wynik skrajnie żenujący. Niedawno oficjalna strona Legii wyliczyła, że Henning Berg może się pochwalić fantastycznym współczynnikiem wygranych meczów we wszystkich rozgrywkach, który przed starciem z Lechem wynosił prawie 76%. Jak na tym tle prezentuje się „oczko” Wdowczyka?

PAŹDZIERNIK

Jesień zaczęła się dość nietypowo, zwłaszcza dla Adama Marciniaka z Cracovii. Piłkarz został wyciągnięty przez policję z własnego mieszkania i odprowadzony na izbę wytrzeźwień. Jak się okazało, odnotowano u niego 0,48 promila.

Nazywajmy rzeczy po imieniu. Piłkarz Cracovii został porwany przez policję (KLIKNIJ)

Pierwszy przekaz był drastyczny: urżnięty w trzy dupy piłkarz Cracovii urządził taką popijawę, że wylądował w izbie wytrzeźwień. Tymczasem okazuje się, że Adam Marciniak nawet nie był pijany, bo trudno za pijanego uznać kogoś, kto miał 0,48 promila alkoholu. 0,48! Przy takiej zawartości alkoholu, to w wielu europejskich krajach mógłby poprowadzić ten pieprzony radiowóz i samemu pojechać we wskazane przez policję miejsce.

Żeby nie był gołosłownym… Prowadzić samochód do 0,5 promila można w następujących krajach: Argentyna, Australia, Austria, Belgia, Bułgaria, Chiny, Dania, Filipiny, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Islandia, Izrael, Kambodża, Kirgistan, Łotwa, Macedonia, Mauritius, Niemcy, Peru, Portugalia, Republika Południowej Afryki, Salwador, Słowenia, Szwajcaria, Tajlandia, Turcja, Uganda, Wenezuela, Włochy.

***

A później nastał 11 października, czyli najpiękniejszy dzień całego roku i jeden z piękniejszych w naszej historii. Polska po raz pierwszy pokonała Niemców, w dodatku będących mistrzami świata. Co to był za mecz!

To jest Polska! Jesteśmy dumni! (KLIKNIJ)

To coś więcej, niż pierwsze w historii zwycięstwo z Niemcami, właśnie z Niemcami! Z mistrzami świata, z faworytem grupy, z – pod względem emocji wśród kibiców – rywalem niemal derbowym, z doskonałym zespołem, który wygrałby pewnie osiem z każdych dziesięciu spotkań z Polską. To wielki, potężny sygnał, że wreszcie mamy drużynę zdolną do rzeczy wielkich. Wreszcie mamy Glika, który w sposób godny profesora raz po raz gasił napastników Niemiec. Wreszcie mamy Szczęsnego, który wyczyniał w bramce cuda, łapał niemożliwe piłki. Mamy Milika, który w decydującym momencie potrafił przeskoczyć obrońcę i pokonać Neuera, mamy Lewandowskiego, który NARESZCIE w kluczowym momencie wziął na siebie ciężar gry i zrobił Mili drugiego gola dając nam trzy punkty.

***

W październiku ekipa Weszło wybrała się też do Barcelony, gdzie przygotowała obszerny materiał przedstawiający funkcjonowanie jednego z największych klubów świata.

Podróże z Weszło: oprowadzamy was po Barcelonie (KLIKNIJ)

Uzbrojeni jedyni w telefon komórkowy – dlatego prosimy o wyrozumiałość – nagraliśmy dla was… film. Piętnaście minut o Barcelonie: dla tych, którzy jeszcze tam nie byli, a chcieliby lub chociaż są ciekawi, jak to wszystko wygląda od środka. W sam raz by troszeczkę wczuć się w klimat dzisiejszego hitu, spotkania Real Madryt – FC Barcelona. Zachęcamy do oglądania – „Podróże z Weszło”. Część pierwsza, niewykluczone, że ostatnia.

LISTOPAD

W listopadzie na naszych łamach było dużo polityki, również tej związanej z piłką nożną. Przede wszystkim mamy tu na myśli kompromitujące wystąpienie Tadeusza Iwińskiego. Poseł chciał błysnąć historyjką prosto z szatni Lecha Poznań, a okazało się, że cytował jakąś szaloną twórczość internautów.

Historia Mariusza Rumaka miała poruszyć posłów. Kompletna kompromitacja Iwińskiego (KLIKNIJ)

Jak się okazuje, nic dziwnego. Otóż pan poseł (etatowy! na zaufanie wyborców może liczyć w każdych wyborach od 1991), doktor nauk politycznych i poliglota bajeczkę o podstępnym trenerze znalazł w internecie. Niestety w takich jego rejonach, w które zapuszczają się tylko gimnazjaliści, ewentualnie osoby, które chcą się trochę pośmiać.

Nonsensopedia, na pewno słyszeliście. Jeśli nie, to już wyjaśniamy. To prześmiewcza kuzynka Wikipedii. Layout strony niemal identyczny, tylko wyjaśnienia wszystkich haseł wyssane są z palca. Ktoś po prostu robi sobie jaja i dzieli się tym z całym światem. Znajdziemy tam również sylwetkę Mariusza Rumaka.

***

Zdecydowanie większym echem odbiła się u nas niepiłkarska sprawa posła Wiplera, a raczej jej okoliczności, które mocno zirytowały Krzysztofa Stanowskiego. Jego wpisy wywołały istną burzę, a najmocniejszą wymowę miał tekst poświęcony Grzegorzowi Kajdanowiczowi.

Kajdanowicza śmierć zawodowa, a TVN na moralnym dnie (KLIKNIJ)

No więc przychodzi ten człowiek, pewnie sobie myśli: wreszcie mnie przeproszą, wmawiali, że to ja pobiłem policję, pomawiali, kpili, a tymczasem nagranie pokazało: policja pobiła mnie. Ale nie, nic z tych rzeczy. Najpierw Wipler był ofiarą agresji policji, a teraz niezmiennie jest ofiarą agresji udającego dziennikarza Kajdanowicza. Kajdanowiczowi fakty nie są potrzebne, ale też mu nie przeszkadzają w narracji. Zamiast pokazać, jak chora sadystka oprawia posła pałką, pokazuje, jak ów poseł chodzi po ulicy – to było jego zdaniem w nagraniu najważniejsze. Zamiast porozmawiać z nim o nadużywaniu władzy przez funkcjonariuszy, naskakuje na niego: pijany, bił się, czy to nie wstyd!

Stosując drastyczne porównanie, Wipler mniej więcej tak się bił z policją, jak mała Madzia z Sosnowca biła się ze swoją matką morderczynią.

Pozostałe teksty Stanowskiego w tym temacie znajdziecie TUTAJ TUTAJ.

***

W listopadzie ujawnił się też prawdziwy król polskiego internetu. Mister resultados historicos, polishboy, cesarz Twittera, czyli po prostu Angel Perez Garcia.

Takiego trenera jeszcze tu nie było. Perez Garcia zawładnął polskim internetem (KLIKNIJ)

No dobra, ale wciąż nie dowiedzieliśmy się, czym Perez Garcia zasłużył na miano największego prawdziwka naszej ligi. Śpieszymy więc z odpowiedzią. Trener Piasta ma na swoim koncie wiele ekscentrycznych wpisów, które poniekąd zdradzają jego podejście do życia. Zdarzyło mu się między innymi zrobić „przysługę” producentom programu Skype i rozpromować go wśród swoich 37 tysięcy followersów. Trener Piasta przekazywał też pozdrowienia od Gutiego (i przy okazji od siebie), sieknął sobie fotkę z Mariuszem Machem Wachem, wyszedł z ciepłym słowem do Baracka Obamy, a retwitta ze strony oficjalnego konta Legii Warszawa potraktował jako wielki honor.

GRUDZIEŃ

Najgłośniejszym tematem grudnia powinna być fantastyczna postawa Legii w Lidze Europy, ale została przyćmiona przez jej kibiców. Echa rasistowskich okrzyków po meczu z Lokeren wywołały lawinę komentarzy, również na naszych łamach.

Stadiony tylko dla prawicy, czyli walka z lewactwem (KLIKNIJ)

Hmm… Nie tak znowu dawno na stadionach nie zajmowano się polityką, nie zajmowano się też historią. To były dobre czasy. Historii powinni uczyć ludzie o odpowiednich kompetencjach, a nie ci, którzy uzurpują sobie do tego prawo. Tymczasem cała ta zabawa w nauczanie historii przeobraziła się w nauczanie o teraźniejszości i dała niektórym osobom poczucie misji. Zaprowadziło do właśnie do tego momentu: podziału na tych, którzy są dostatecznie prawicowi, by usiąść na trybunie i zbyt lewicowi, by się na nią dostać.

***

Z czego śmialiśmy się w grudniu? Wojciech Stawowy poprosił, by ludzie, którzy teraz go krytykują, nie poklepywali go po plecach, kiedy ten awansuje z Widzewem do Ligi Mistrzów. Kompletny absurd.

Stawowy nieustannie struga wariata. Powoli robi się to podejrzane (KLIKNIJ)

Cała Polska – z zawodnikami Widzewa włącznie – musi postrzegać Stawowego jak wariata, a on zamiast wyciągnąć z tego wnioski (bo trener nie powinien być wariatem), konsekwentnie brnie w stronę całkowitej dewastacji wizerunku.

„Jeśli uda się wrócić do ekstraklasy, może na otwarcie nowego stadionu, to dlaczego mam nie walczyć o mistrzostwo Polski? Czy to jakaś sensacja, że chcę stawiać sobie i drużynie nowe cele? O co mamy walczyć? O utrzymanie?”

No, jeśli mielibyśmy coś doradzić, to sugerowalibyśmy właśnie walkę o utrzymacie. To nic złego.

Ale najpierw powalczylibyśmy o terminy u terapeuty.

Przygotował MICHAŁ SADOMSKI


Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...