Reklama

Setka najlepszych w 2014. Odkrywamy najważniejsze karty

redakcja

Autor:redakcja

24 grudnia 2014, 09:50 • 38 min czytania 0 komentarzy

Czas odkryć karty i poznać elitę. Dziś czwarta, ostatnia część naszego rankingu. Rankingu, w którym jest sto miejsc, a my nie patrzymy na nazwiska i zasługi, tylko mozolnie oceniamy ostatnie dwanaście miesięcy. Wiemy, że nie da się znaleźć jednego klucza: że trzeba porównywać ligi, otoczenie, pozycje, osiągnięcia. Że zawsze jest to jakiś kompromis. Ale właśnie po to są rankingi. My proponujemy swoją setkę, a wy macie prawo się kłócić.

Setka najlepszych w 2014. Odkrywamy najważniejsze karty

W trakcie kompletowania listy nie trzymaliśmy się sztywnych wytycznych. Patrzyliśmy na sukcesy – to na pewno. Na pozycję i siłę klubu – też. Czasem jak na podwórku: zerkaliśmy na wpływ na drużynę albo dawaliśmy wiarę liczbom. Jeśli ktoś miał imponujące, nie widzieliśmy przeszkód, żeby go umieścić. To nie ranking „Guardiana”, gdzie Radamel Falcao (8 miesięcy kontuzji, 2 gole w EPL) wyprzedza Mario Mandziukicia (31 goli, 8 asyst), a Andres iniesta patrzy z góry na Sergio Ramosa.

„Four Four Two” dał u siebie Mario Balotellego, Daniego Alvesa, Caceresa albo Varane’a, który w Realu był i jest rezerwowym. Tak, to naprawdę była lista za 2014 rok. „Guardian” wyskoczył z długo kontuzjowanym Vidalem na 33. miejscu albo Schweinsteigerem, który choć zdobył mistrzostwo świata, wiosną miał w Bayernie fatalne noty, a jesienią leczył uraz i strzelił jednego gola. Jeszcze Iniesta, Steven Gerrard, na 61. miejscu znalazł się Yacine Brahimi, wiosną strzelec dwóch goli dla Granady.

To pokazuje jedno: albo faktycznie nie jest łatwo stworzyć takie zestawienie, albo niektórzy przestali śledzić piłkę. Spoko, nam też zaraz coś wytkniecie. Spytacie, gdzie Pjanic, czemu nie ma Luiza Adriano.

Taki urok rankingów.

Reklama

Czasem nie da się jednoznacznie powiedzieć: ten na sto procent lepszy, ten musi być, a tego być nie może. Trzeba kogoś wybrać, a kogoś pominąć. Grupa zawodników była kosmiczna. Rozbieżności jeszcze większe. Najlepszy przykład: listę sprawdzało kilku ekspertów od danych lig (czołówka w kraju) i każdy nanosił inne poprawki. Ten wyżej, ten niżej. Tego można pominąć. Dlatego nie załapał się np. John Terry. Jeden specjalista mówił tak, drugi nie, trzeci: – Jak nie dasz, nie będzie skandalu.

No więc bez skandali. Nasza lista 100.

Nie zatrzymał na mundialu Messiego. Nie znalazł się w piątce nominowanych do najlepszego bramkarza w Premier League. Ale dla nas to murowane nr 3, zaraz po De Gei i Courtois. Oczywiście nie wszystkim się ten wybór spodoba, pewnie niektórzy stwierdzą, że lepszy byłby już Łukasz Fabiański, że trzeba dać Llorisa (przereklamowany, gra nogami fatalna), ale sorry: jeśli ktoś uważnie śledzi Premier League, to powinien wiedzieć, jakim przypadkiem jest Begović. Gordon Banks mówi: najbardziej niedoceniany bramkarz. Stoke oferuje dożywotni kontrakt, a w kolejce ustawiają się Real i Liverpool. Nie ma wyjścia: prędzej czy później zobaczymy go w wielkim klubie.

Reklama

Świetna wiosna. Wygrał mecz z Romą, strzelił Juventusowi, nie chował się od odpowiedzialności i błyszczał wtedy, kiedy było trzeba. W sumie: 10 goli i 10 asyst. Jesienią takiego dorobku nie ma, ale całe Napoli poszło w dół, a on i tak w tych kilku miesiącach dołożył osiem bramek. Poprawił grę w obronie. Zadebiutował w reprezentacji Hiszpanii. No i dalej ma to coś: jeśli strzela, to zwykle daje punkty (vide gol w 90. minucie z Interem na 2:2).

Może trochę na wyrost. Może bardziej pasowałby tutaj Andre-Pierre Gignac, ale tak jak zaznaczyliśmy wyżej: w tym rankingu nie zawsze szukamy prostych wytycznych, a nawet, gdyby je przyłożyć, to wpływ Ben Yeddera na Tuluzę jest minimalnie większy niż Gignaca na Marsylię. W tamtym sezonie dwa gole z PSG, hat-trick z Sochaux, ważna bramka przeciwko Marsylii. Nawet jeśli strzelał Ben Yedder tylko w Ligue 1, to przez dwanaście miesięcy trzymał równą formę. Didier Deschamps mówi: robi postępy, obserwuję go. Pół roku temu to samo mówiła Barcelona, a on sam poza tym, że broni się liczbowo, ma jeszcze to coś, że mówisz: takich piłkarzy chcę oglądać! Były reprezentant Francji w futsalu. Nieoceniony w grze kombinacyjnej. Chcielibyśmy zobaczyć go w lepszym otoczeniu.

Końcówka roku z kontuzją, ale tuż przed urazem zdążył zapakować bombę z 25-metrów w meczu z Meksykiem. Ogólnie cały rok na plus, chociaż Gary Neville wytknął, że nie ma w nim tej iskry i że za często gra do najbliższego. Odkrycie mundialu, piękna asysta do van Persiego przy słynnym szczupaku, a wcześniej bardzo dobre pół roku w Ajaxie. Sportowiec roku w Amsterdamie jakby to kogoś interesowało.

Ostatnio słaby, jak cały Liverpool. Przestawienie go na prawą stronę nie było najlepszym pomysłem. Ale trzeba Hendersonowi oddać jedno: żaden piłkarz w Premier League nie zrobił przez rok takiego postępu. Dziś nikt już nie wypomina, że kosztował 18 milionów euro. Nikt nie chce go wymienić na Clinta Dempseya. Henderson zaparł się, że potrafi i słowa dotrzymał. Dojrzałość, spokój, umiejętność podłączania się do akcji ofensywnych. Jeśli ktoś niedługo przejmie opaskę kapitana od Gerrarda to właśnie on. Ciekawe, co sobie myśli teraz Alex Ferguson, który dwa lata temu w autobiografii napisał, że piłkarz musi umieć biegać, a Henderson… ma z tym problem.

Le petit velo. Ukochany piłkarz Deschampsa, dzięki któremu Francja zapomniała o Riberym. W 2014 naliczyliśmy mu 23 asysty. Ktoś powie, że 3 z nich to towarzyski mecz z Norwegią, ktoś inny doda, że Dynamo Moskwa to nie TOP5. Oczywiście będzie miał rację, ale ma w sobie coś Valbuena takiego, że pominąć go nie możemy. Tak, to jakaś słabość. Oglądamy towarzyski mecz z Hiszpanią, patrzymy, jak rozprowadza piłkę przy zwycięskim golu i bach: jest.

Człowiek znikąd, czyli z Mainz. W rankingach Kickera zwykle ustępuje tym z „nazwiskami”, ale nie mogliśmy pominąć jego statystyk i tego, że zarówno wiosną, jak i jesienią prezentuje ten sam, dobry poziom. 11 goli i 5 asyst – do lipca, potem drugi 11 bramek i 0 asyst. Wiadomo, że kilka z nich dołożył w reprezentacji Japonii, że siłą rzeczy musiał to być jakiś Honduras, ale trafiał też w starciach z Borussią (trzy razy), Hamburgiem, Werderem, na mundialu z Kolumbią. Bardzo mobilny, dużo pracujący dla zespołu. Ceniony w Bundeslidze, chociaż w Stuttgarcie nie wiedzieli, co z nim zrobić i oddali za półdarmo Tuchelowi. Dziś Mainz bez Okazakiego z przodu nie istnieje.

Na mundialu miał taki luz, że oblał wodą Alejandro Sabellę. Zaliczył asystę z Iranem i Nigerią. Nawet jeśli Messi sam ciągnął ten wózek, to Lavezzi jednak małą cegiełkę do finału dołożył. Poza tym świetna wiosna w klubie, 10 goli i 5 asyst dla mistrza Francji, w tym bardzo dobra gra w Lidze Mistrzów w meczach z Leverkusen i Chelsea. Na minus oczywiście słaba jesień.

Późno, bo późno, ale jednak sobie o nim przypomnieliśmy. Oczywiście jest Soriano gwiazdą ligi austriackiej, nawet piłkarskich hipsterów nie podejrzewamy o oglądanie tamtejszej piłki, ale nie da się przemilczeć tego bagażu bramek. 55 goli i 22 asysty w 2014 roku, niektóre z nich strzelane w meczach pucharowych z trzecioligowcami, ale jest też całkiem sporo tych z Ligi Europy. Do wyboru, do koloru: rzuty karne, rzuty wolne, bramki strzelane głową, typowe padliny i… strzał z połowy w meczu z Ajaxem. Niepojęte. Gdyby nie kontuzja w styczniu, miałby dziś pewnie tyle goli, co Ronaldo.

Eredivisie przesuwa się na peryferie futbolu. Nie zmienią tego bramki Milika i wysyp kolejnych perełek, ale Memphis Depay to piłkarz, który koniecznie musi znaleźć się w tym rankingu. Wiosną 8 goli i 4 asysty, jesienią poprzeczka w górę i liczby 16 oraz 6. Do tego świetny mundial, jedno z odkryć fazy grupowej, gdzie wchodził z ławki i strzelał gole z Australią i Chile. Poza tym kilka ważnych bramek w lidze Europy. No i efekty wizualne: nonszalancja w grze 10 na 10 oraz imponujący dryg do zakładania siatek (listopadowy mecz z Heraclesem).

W Feyenoordzie solidny, jeden z najlepszych obrońców w lidze, ale jasne, to był tylko Feyenoord. Na mundialu bezbłędny, do tego z golem przeciwko aktualnym wtedy mistrzom świata. Krótko: dostał de Vrij w Brazylii swoje pięć minut i przejechał na nich aż do grudnia. Jedno z odkryć mistrzostw. Według Castrola najlepszy obrońca, po transferze do Lazio na początku niemrawy, ale dziś pewny plac i świetne recenzje fachowców od calcio.

Przenosiny do Monachium na razie z przygodami. W meczu z Manchestesterem City spóźnił się za Aguero i zobaczył czerwoną kartkę. Wcześniej najgorszy w Bayernie w starciu z CSKA. W większości meczów poprawny, ale wciąż bez wyraźnego znaku jakości, jaki miał w Serie A. Ratuje go świetna wiosna i to, że we Włoszech uchodził za najlepszego na swojej pozycji.

Sporo przytyków było przy tym nazwisku. Że niby za wysoko albo, że w ogóle nie powinien się tu znaleźć. Argument z mundialem jest oczywiście z czapki, bo Nasriego nie było tam z powodów pozasportowych. Poza tym wszystko inne w zasadzie go broni. Nie notuje Nasri nie wiadomo, jakich liczb, ale po pierwsze: bez gola z Sunderlandem (89. minuta, 2:2) nie byłoby mistrzostwa Anglii dla City, po drugie: kiedy ostatnio ważyły się losy awansu do Ligi Mistrzów, wziął grę na siebie i zagrał kapitalny mecz z Romą (bramka i asysta, 2:0). Strzela więc Nasri ważne gole. Ostatnio jest w gazie. Za Pellegriniego najlepszy sezon.

Mundial do zapomnienia. Wielkich triumfów z Barceloną też nie doczekał. Ale to wciąż jeden z najlepszych lewych obrońców świata, niezwykle mobilny, z turbodoładowaniem w nogach. Nawet nie ma, co go zestawiać z Alvesem. W trakcie całego roku różne miał okresy, ale ostatnio wraca. Listopadowy gol z Almerią był jego pierwszym od dwóch lat. Cross do Pedro w niedawnym meczu z Espanyolem – przepiękny.

Nie Ibra, nie Gignac i nie Berbatow prowadzi ostatnio w klasyfikacji strzelców Ligue 1. Wszystkich czapką nakrył 24-latek z Lyonu, który po 18 kolejkach miał 15 goli i stał się pierwszym tak skutecznym Francuzem od czasów Bernarda Lacombe (ostatnio dołożył dwa gole z Bordeaux). W sumie w tym roku ma 29 bramek i 10 asyst. Warto to wszystko pooglądać. Lacazette to dynamika, zwrotność, strzał z dystansu, imponująca przytomność na polu karnym. Ma chłopak wszystko, by z Ligue 1 czmychnąć przy najbliższej okazji.

Początek roku bez szału, ale na swojej pozycji to wciąż czołówka. Finalista mundialu, mistrz Anglii, strzelec gola z Romą i człowiek, który dał City awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Może trochę statystyki mógłby mieć lepsze, bo asyst na jego koncie niewiele, ale spece od analiz zwracają uwagę, że mocno poprawił grę w obronie.

W Holandii praktycznie nie było meczu, żeby nie strzelił gola albo nie zanotował asysty. Podobno był taki czas, że rotterdamska młodzież szła do fryzjera i mówiła: na Pelle. Od lata wyspiarska rzeczywistość, ale forma ta sama. Nawet może lepsza, bo więcej Włoch stara się pracować dla drużyny, częściej asystuje, w październiku dostał nawet pierwsze powołanie do reprezentacji Włoch. Być może w wieku 29 lat pożegna czasy, kiedy w Feyenoordzie rozdawał autografy w koszulce reprezentacji Holandii, mówiąc, że piłkarsko jest pół-Holendrem.

Świetny w Sociedad, bardzo dobry na mundialu, po transferze do Barcelony też bez zarzutu, za to z kilkoma pobitymi rekordami. Ależ miał wejście Bravo w Katalonii: dziewięć spotkań bez straconej bramki, przegrywając dopiero po karnym, swoją drogą wykonywanym przez Cristiano Ronaldo. Roy Hodgson powiedział kiedyś o nim: nigdy nie widziałem u bramkarza tak dobrej gry nogami. Podobnych atutów znaleźlibyśmy u Bravo jeszcze kilka.

Bundesliga nie przywitała go z otwartymi ramionami. Christoph Metzelder powiedział wprost: przereklamowany, to nie ta klasa, co Lewandowski. Miał być Immobile następcą Roberta w Dortmundzie. Miał spłacać zainwestowane w niego 18 milionów euro, ale na razie trafia raz na trzy mecze w spotkaniach z rywalami, gdzie jego gole tak naprawdę mają drugorzędne znaczenie. Tak czy siak: to ranking za cały rok. Trudno pominąć piłkarza, który od stycznia do lipca ładuje 14 goli, ciągnie Torino za uszy, a na koniec zostaje królem strzelców Serie A. Zresztą Immobile ma potencjał: po słabszym początku powinien nabierać prędkości (ostatni mecz z Werderem i teksty w stylu from Ciro to Hero).

W Bundeslidze widzimy trzech obrońców klasy światowej: Boateng, Hummels i właśnie Sokratis. Nie żaden Dante, nie żaden Naldo (choć obaj bardzo dobrzy). Dajemy do setki Greka, bo doceniamy postęp, jaki zrobił w 2014 roku. Wskoczył do składu BVB i praktycznie od razu stał się tam ważną postacią. Cały sezon równa forma, wysoko w rankingach Kickera, mundial bez zarzutu, a poza tym tak zwyczajnie, podoba nam się jego gra.

Nie jest łatwo być w ciągłym gazie w pogrążonym chaosie Tottenhamie. Eriksen długo szukał swojej drogi, długo narzekano, że może więcej, szybciej, lepiej, aż w końcu wypalił. Wiosną: 8 goli i 7 asyst, cudowne rzuty wolne i kapitalne asysty. Jesienią  bramki w najważniejszych momentach jak w 94. minucie meczu z West Bromwich albo w końcówce niedawnego spotkania ze Swansea. W ogóle tę rundę zaliczy na mocny plus. Eriksen poczuł się na tyle mocno, że odrzucił ofertę nowego kontraktu. Podobno chce go Laurent Blanc w PSG.

Wiosna należała do niego. Chociaż w pewnym momencie za bardzo poszedł w rywalizację z Suarezem i to nachalne samolubstwo mogło irytować. Mimo wszystko doceniamy 18 goli w okresie styczeń – czerwiec, pamiętamy bramkę na mundialu z Włochami (chociaż nic nie dała) i współczujemy kontuzji. Od września Sturridge’a nie ma.

Ciągle zastanawiamy się, co ten chłopak robi jeszcze w Wolfsburgu. To jakiś fenomen, żeby lewy obrońca notował takie liczby. W lutym: 4 bramki i asysta, wszystko w zwycięskich spotkaniach. W sumie do lata tych ostatnich nazbierał dziewięć, a od lipca jedzie dalej, w samej Lidze Europy strzelając w tym sezonie trzy gole. Przypominamy, że to lewy obrońca. Obiekt zainteresowań Manchesteru United. Autor ładnej bramki z rzutu wolnego w niedawnym meczu z Lille w Lidze Europy. Także jak widać nic się nie zmienia. Rodriguez był w gazie w lutym, jest dalej w grudniu. Oczywiście na mundialu też klasa: pewne miejsce w jedenastce odkryć.

Roberto Martinez mówi, że to może być najlepszy piłkarz na świecie. W erze kosmitów (Ronaldo, Messi) jest to oczywiście niemożliwe, ale warto Lukaku oglądać, bo od sezonu 2012/2013 więcej bramek w Premier League strzelił tylko Suarez, Van Persie i Aguero. Jest więc trochę Belg niedoceniany, chociaż w 2014 roku statystyki ma świetne: 21 goli, 6 asyst. Do tego ćwierćfinał mundialu, do którego Belgów wepchnął właściwie sam, strzelając zwycięskiego gola w dogrywce ze Stanami.

Niedawny bohater z Mestalla, strzelec zwycięskiego gola w 94. minucie, ale umówmy się: ta bramka znowu lekko zamazała obraz, bo Busquets z 2014 roku to półka niżej niż ten z roku 2013 albo 2012. To trochę jak z tiki-taką: wraz z końcem jej hegemonii skończył się parasol ochronny dla wielu zawodników. Dziś sporo słyszy się zarzutów pod adresem Busquetsa, dalej mówi się o rozczarowaniu na mundialu i sinusoidzie w klubie, ale z drugiej strony nie ma też, co przesadzać. To wciąż świetny piłkarz. A że wysoko zawieszono mu poprzeczkę? Tym lepiej.

Wiosną nierówny, wciąż szukający swojego miejsca, momentami lekko zagubiony w taktyce Ancelottiego. Ale druga część roku to już fajerwerki. Widać to zresztą po statystykach: od sierpnia 4 gole i 10 asyst, z czego niektóre takie, że ogląda się po trzy razy. Po bramce z Białorusią Hiszpanie napisali, że to Mesjasz, na którego czekali, by wrócić na drogę zwycięstwa. Strasznie to górnolotne, ale jesteśmy w stanie te zachwyty przełknąć. Isco to pokrętło, magia, namiastka czegoś więcej niż wygrać, przegrać, zremisować. Wybitna forma mniej więcej od połowy października.

W Benfice doskonały: ważne gole przeciwko Porto, Juventusowi i Tottenhamowi. Na mundialu tempo podkręcił, tak kierując obroną Argentyny, że ta od początku fazy pucharowej do gola Goetze w finale nie straciła żadnej bramki. Pewnie gdybyśmy częściej oglądali go w starciach z najlepszymi byłby w rankingu wyżej, wpływ na Zenit ma ogromny, ale dwa jesienne mecze z Leverkusen nie dają nam spokoju.

Mocno zaczął rok, bo w styczniu w czterech meczach z rzędu strzelał gole albo notował asysty. Potem spora cegiełka do mistrzostwa Francji i bardzo dobre występy na mundialu. Sprint i gol ze  Szwajcarią – przepiękny. W zasadzie trudno się za coś do Matuidiego przyczepić. Serce i płuca PSG. Liczbowo też daje radę, chociaż jesienią trochę spuścił z tonu.

W meczu z Azerbejdżanem ustrzelił hat-tricka. Dwie bramki dla swoich, jedną dla rywala. Brakowało tylko, żeby sprokurował karnego, sam wykonał i sam obronił. A na poważnie: Chiellini to dalej klasa, dalej ważna część turyńskiego muru, ale ostatnio jadący już trochę na opinii. Dużo lepszy rok miał Bonucci. Chociaż różnie można na to patrzeć. Jeden i drugi ma swoich zwolenników. A skoro nawet Zlatan mówi, że przeciwko Chielliniemu gra się najtrudniej, to coś w tym jest. W sumie 1 gole, 2 asysty i jedno ugryzienie Suareza.

Nie powala liczbami. Kilka razy z gry wykluczały go kontuzje. Jeśli do tego dołożymy słaby mundial mógłby jak Juan Mata w ogóle nie znaleźć się w tym rankingu. Ale z drugiej strony Silva to Silva. Wystarczy pooglądać mecze City, żeby zobaczyć, kto kreuje, kto dynamizuje akcje, w ogóle jak często Hiszpan próbuje grać niekonwencjonalne piłki i jak często mu się ta sztuka udaje. Żaden inny zawodnik w Premier League nie ma tylu kluczowych podań. Półka wyżej niż Nasri.

Trzecie mistrzostwo z rzędu, 60 procent meczów z czystym kontem.  Jeśli ktoś chce się bawić w eksperta powie, że lepszy w Serie A  w 2014 roku był Handanović. Ktoś może wymyślić Perina z Genoi. W porządku, każdy niech głosuje wedle uznania, ale u nas pod tym względem pełna konserwa. Jesteśmy za Buffonem, bo facet… wciąż jest taki sam. Pięknie się nam starzeje, skoro nawet ostatnio w meczu z Sampdorią wybronił „pajęczynę” Gabbiadiniego, a potem uroczo opieprzył obronę. Mistrz.

Druga piłkarska młodość. Wiosną 14 goli i 6 asysty. Strzelał Barcelonie, dwukrotnie Atletico, najlepszy mecz rozegrał na początku roku z Osasuną, chociaż hat-trick z Granadą też imponujący. To tam huknął z 25-metrów od poprzeczki. Jesienią właściwie formę podtrzymuje, a jeśli strzela, to gole dające zwycięstwa: w Lidze Mistrzów z Napoli (3:1, dwie bramki) albo w La Liga (Almeria, Sevilla po 1:0).

Przykład ogromnej pracy. Najsłabsze ogniwo, które stało się najlepsze. Dziś jeśli ktoś mówi, że Juventus traci najmniej goli w lidze, to w pierwszej kolejności nie myśli o Chiellinim, tylko o Bonuccim. Duży wkład w mistrzostwo. Solidny w reprezentacji. Żaden inny piłkarz w pięciu topowych ligach Europy nie zaliczył tylu (16) „czystych kont” w 2014 roku. Poza tym strzelał ważne gole: z Lyonem i Romą.

Strzelec jedynego gola dla Brazylii w pamiętnym meczu z Niemcami (1:7). Świetny występ z Chorwacją (bramka i asysta), porządny z Kamerunem. W ogóle na mundialu Oscar był jednym z tych, którzy udźwignęli presję, a jeśli dołożymy do tego bardzo dobry rok w Chelsea, wyjdzie na to, że chłopak zrobił ogromny postęp. Jose Mourinho mówi: to nie jest zwykła dziesiątka, to dziesiątka, który myśli, analizuje, wie, kiedy cofnąć się i stworzyć równowagę. Wszystko potwierdzają liczby: 11 goli i 16 asyst.

Razem z Ramosem stworzył taki duet, że nawet Varane musiał grzecznie usiąść na ławce. Nie ma wśród kibiców najlepszej opinii, ale trzeba oddzielić dwie kwestie: to, co ma w głowie i to, jak gra w piłkę. Zresztą ten jego osławiony bandytyzm ostatnio nieco ucichł, skoro w internecie co chwilę karmią nas artykułami, że Portugalczyk stał się jednym z najczyściej grających piłkarzy La Liga. Podobno to jedyny obrońca (z tych podstawowych) w lidze, który nie dostał jeszcze żółtej kartki. Posiadacz parametru 100/100 w “key defendings” w platformie analitycznej Instat.

Bohater świątecznych sucharów. Skarb Garry’ego Monka. Ale przede wszystkim piłkarz, który w Premier League strzelił w 2014 roku… 27 goli. To niesamowite, ale on naprawdę wyprzedza pod tym względem Aguero, van Persiego i resztę. A to przecież tylko… Bony. Wybrzeże Kości Słoniowej (na mundialu w meczu z Grecją na ławce). Przeciętne Swansea. Facet na boisku nie ma żadnych granic. A to cofnie się do drugiej linii i założy siatkę Kompany’emu, a to efektownie odegra piętką (mecz ze Stoke albo gol z Leicester). Niby nieco pokraczny, ale wiele goli potrafi wypracować sobie sam, schodząc do drugiej linii i grając na klepkę.

Pierwszy kwartał mocno przeciętny: raptem 6 goli i 2 asysty. W tym samym czasie taki Suarez miał: 10 bramek, a asyst tak z sześć razy więcej. Rooney nie stąpał więc po szczycie: jego gole wiosną nie dały Manchesterowi nawet awansu do Ligi Mistrzów. Dopiero mundial (asysta z Włochami, gol z Urugwajem) i jesień pokazały, że to wciąż europejski top. W kadrze strzelał praktycznie we wszystkich najważniejszych meczach, w klubie wygrał mecz z Arsenalem, a ostatnio ugryzł Liverpool. 22 bramki i 10 asyst w ciągu roku. Nie lekceważymy tego dorobku.

W czterech kluczowych meczach jesieni (Real, PSG, PSG Valencia) tylko raz zagrał w podstawowym składzie. Z przyjemnością patrzy się na jego grę, ale w Barcelonie póki co bardziej robi za uzupełnienie niż wzmocnienie składu. Miejsce w setce tylko i wyłącznie za kapitalną wiosnę. To on dyrygował Sevillą w drodze do zwycięstwa w Lidze Europy. 5 goli i 9 asyst od stycznia do lipca, do tego masa kluczowych podań i przyzwoita gra na mundialu.

Drugi obok Koke motor napędowy Atletico. Dycha, którą w tym roku oglądało się z ogromną przyjemnością. Zakładał siatki, odgrywał piętką. Statystyki ma przeciętne, ale to ten typ, który jeśli asystuje, to zawsze z gracją (vide mecz z Malmoe w październiku). Do tego mistrzostwo Hiszpanii, finał Ligi Mistrzów, kilka decydujących bramek, np. jesienią z Juventusem (1:0) albo wiosną z Realem (2:1) i Chelsea (3:1).

Nic mądrego nie napiszemy. Nadal podstawowy obrońca City, mistrz Anglii, miejsce w jedenastce sezonu Premier League, chociaż czasem z babolami i jechaniem na opinii. Na mundialu solidny, choć cudów z Belgią nie zdziałał. Ogólnie rok bez większych turbulencji poza ostatnią kontuzją i powaleniem na glebę przez Lewandowskiego w Lidze Mistrzów.

Jose Mourinho w lutym powiedział, że zespół z jedenastoma Azpilicuetami wygrałby Ligę Mistrzów. Chodziło mu o charakter, mentalność, a Hiszpan to piłkarz, który doskonale adaptuje się do nowych warunków. Zmienił prawą stronę obrony na lewą, wygryzł Ashleya Cole’a, teraz nie daje grać sprowadzonemu Felipe Luisowi (doskonała wiosna w Atletico). Generalnie cały rok na wysokim, równym poziomie. Obiekt westchnień statystyków i podobno talizman: gdy w składzie Chelsea jest Azpilicueta, wskaźnik zwycięstw wzrasta do 85 procent.

Postęp i konsekwencja w stawianiu kolejnych kroków imponująca. Wiosną: 6 goli i 6 asysty. Jesienią: 5 i 8. Doszło do tego, że jeśli Liverpoolowi nie idzie (a ostatnio nie idzie szczególnie), to wszyscy patrzą na Sterlinga i czekają, aż coś wymyśli. A przecież chłopak ma dopiero 19 lat. W pewnym momencie presja na Angliku była tak duża, że poprosił Rodgersa o odpoczynek. Mówi się, że za chwilę trafi do Chelsea. Mocno obserwuje go też Real Madryt. Jedno jest pewne: pod względem potencjału to bomba. Kwestia czasu, kiedy wybuchnie.

W lutym strzelił zwycięskiego gola w meczu z Manchesterem City. Kilka tygodni później jego trafienie dało też punkty w starciu z WBA. Nawet jeśli pod koniec wiosny piłkarze Chelsea lekko spuchli, to jednak obrońcom byśmy odpuścili. The Blues problem mieli bardziej w ataku niż z tyłu. Ivanović to kapitalna gra jeden na jeden w obronie, ale przede wszystkim ofensywa: znalezienie się tam, gdzie nikt by się go nie spodziewał. Równy rok. Nadal czołówka obrońców w Anglii.

W poprzednim sezonie „Kicker” wytypował trzech napastników klasy międzynarodowej: Lewandowskiego, Mandziukicia i właśnie Huntelaara. Trudno znaleźć w tym roku u Holendra słabszy okres. 12 goli wiosną, 13 jesienią. Strzelał właściwie przez dwanaście miesięcy, a na mundialu to jego jedenastka w dogrywce z Meksykiem przepchnęła Holendrów do ćwierćfinału. W klubie to samo – maszyna.

W Paryżu wciąż w roli aktora drugoplanowego. Ibry nie przeskoczy, ale ogólnie daje radę: w tym sezonie 55 procent goli PSG w Lidze Mistrzów to jego zasługa. Patrząc na całe dwanaście miesięcy raczej nie schodził poniżej pewnego poziomu, w Ligue 1 robił swoje, a w reprezentacji Urugwaju jak zwykle strzelał kluczowe bramki. Podobno w przyszłym roku chce coś zmienić. W kilku miejscach przebąkiwał o Anglii. Zobaczymy, faktycznie ten rok to było raczej utrzymanie statusu quo niż wielki przełom.

Skromny. Często powtarza, że nie jest jeszcze gotowy, żeby wskoczyć na tę półkę, co Franck Ribery. Ale gdy porównany ostatnie dwanaście miesięcy tych panów, to wszystko przemawia za Griezmannem. Skuteczny w Sociedad, dobry w reprezentacji, przenosiny do Atletico też na plus, choć nie brakuje głosów, że średnio pasuje do stylu Simeone i przez to często zaczyna mecze od ławki. Przed nim ważny rok. Mamy nadzieje, że ostatni hat-trick z Bilbao to dopiero przedsmak.

Irytują te jego niewykorzystane sytuacje. Jak całe Napoli, nie napisał jesienią pięknej historii. Ale z drugiej strony trudno mu coś większego zarzucić. Nie chowa się za parasolem nazwiska jak Hamsik. Miesiąc w miesiąc jakieś tam liczby notuje. W styczniu zwycięski gol w Coppa Italia z Lazio. W lutym upokorzenie Milanu i Romy. Na mundialu trochę obok gry (zmarnowana setka w finale), ale w sumie w trakcie roku naliczyliśmy mu 26 goli i 11 asyst. Jakby nie było: trudny argument do obalenia. Ostatnio dwa gole w Superpucharze Włoch.

Mocna sinusoida, bywały w tym roku mecze, kiedy miał 13 kontaktów z piłką, a van Gaal nie bał się mu tego publicznie wypomnieć. Wysoko poprzeczkę ma zawieszoną van Persie – może to stąd tyle przytyków. Momentami krytykowany za średnią współpracę z Rooneyem, ale w tracie całego roku strzelił 25 goli i zaliczył 7 asyst. Mocno nadrobił tę statystykę w reprezentacji. Doskonały w trakcie mundialu. Szczupak z Hiszpanią – klasyka. W tym sezonie słabiutko, chociaż w grudniu wygrał mecz z Southampton i mocno uszczypnął Liverpool (gol i asysta).

Listopadowy mecz z Albanią. Pogba przyjmuje piłkę pod własnym polem karnym, robi ruletę w stylu Zidane’a i trzydziestometrowym podaniem wyprowadza kontrę. Miesiąc wcześniej, też w kadrze, przechodzi trzech rywali i wywalcza jedenastkę. Niesamowita jest ta jego zdolność utrzymywania się przy piłce. Brawura w grze ofensywnej – imponująca. A najlepsze jest to, że ma 21 lat i wciąż się rozwija. Rok zdecydowanie na plus. Asystował i strzelał w ważnych meczach (Olympiakos 3:2), w zasadzie bez większych dołków.

Odkrycie mundialu: 4 asysty i gol z Japonią. W ogóle od kwietnia do czerwca w kosmicznej formie. Ma coś w sobie Cuadrado takiego, że kupuje serca, to chyba ta frywolność, w której czasami – takie mamy wrażenie – brakuje tylko, żeby przyszedł na mecz z puszką piwa. Lider Fiorentiny, obiekt zainteresowań Manchesteru United, ostatnio trochę gorszy w liczbach, ale w jego przypadku nie mówią one wszystkiego.

Mało jest w Serie A piłkarzy, którzy mają tak duży wpływ na zespół. Candreva wiosną wyskakiwał z kapelusza w meczach z Parmą (zwycięski gol w 93. minucie), Torino (bramka w 95. minucie na 3:3), świetnie grał w reprezentacji, a poza tym notował liczby: 12 goli i 17 asyst w 2014 roku. Jeśli ktoś zapyta, dlaczego w setce jest Candreva, a nie ma Pjanicia, to właśnie dlatego.

Co tu można nowego dodać? Co roku wszyscy piszą, że jest jak wino, że szkoda, że nie spróbował nigdy sił w większym klubie i nic się tutaj nie zmienia. To dalej ten sam, efektowny Toto. Wiosną 14 bramek w przeciętnym Udinese (hat-trick z Sampdorią na zakończenie sezonu, kapitalny rzut wolny), jesienią trochę spasował, ale trzeba zwrócić uwagę, że nie ma u niego łatwych bramek (poza karnymi, wiadomo). Często wypracowuje sobie sytuację sam, czasem dochodzi do główek, gdzie nikt inny by nie doszedł. A parę razy w tym roku stanął na dwudziestym metrze i uderzył z wolnego po oknie.

We wrześniu stracił opaskę kapitana PSG. Feralnego meczu z Niemcami nie wytkniemy, bo pauzował za kartki. Ale coś niedobrego dzieje się z Thiago Silvą od zeszłego lata. Dalej jest podstawowym obrońcą mistrza Francji, kilka meczów klasa światowa, ale coraz częściej zdarza mu się grać w kratkę. Parę mijanek, spóźnienia, sporo razy tyłek musiał ratować mu Sirigu. Grudniowa porażka z Guingamp to już w ogóle dramat, ale Blanc mówi: Silva jest nietykalny. Na plus oczywiście kapitalna wiosna.

W listopadowym meczu z Parmą strzelił gola z dystansu i zaliczył dwie asysty. Żelazne płuca Juventusu. Lekarstwo na całe zło, jakie od lat zżerało Starą Damę na newralgicznej pozycji prawego obrońcy. Lichsteiner zawsze wie, kiedy się podłączyć, świetnie analizuje. Długo można go chwalić, ale tak naprawdę wszystko mówią liczby: 4 gole i 11 asyst w 2014 roku – bilans jak na prawego obrońcę kapitalny. Zdobył mistrzostwo Włoch, przyzwoicie  grał na mundialu. W przyszłym roku raczej transfer do mocniejszej ligi.

Zdarza mu się fatalnie pudłować (grudniowy mecz z City). W trakcie dryblingu wygląda, jakby miał się zaraz przewrócić. Dużo w tym chaosu, ale przynajmniej mamy piłkarza, który decyduje się na zagrania, na jakie inny nawet by nie wpadł. Dla kibiców Premier League to jest szok. Ci, którzy pamiętają go z bladych występów w Arsenalu, nie uwierzą, że reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej w 2014 roku strzelił 18 goli i zaliczył 14 asyst. Najlepszy piłkarz Romy. Bardzo dobry na mundialu. Dopiero końcówka roku lekki zjazd.

Jeden z bandy bulterierów Simeone. Nie będziemy w kółko powtarzać tej historii, ale wiosną – jak cała drużyna – gryzł trawę, a w przodzie zawsze dawał coś ekstra. Być może najlepsza wrzutka spośród wszystkich prawych obrońców, aż 7 asyst jesienią i dobra gra w eliminacjach do Euro. Przyczepić można się tylko do mundialu, gdzie był rezerwowym, ale to właściwie wina selekcji. Kilka tygodni przed startem mistrzostw Juanfran zdobył mistrzostwo Hiszpanii i był o krok od zgarnięcia Ligi Mistrzów (asysta przy bramce Godina).

Wyrzut sumienia Chelsea w wielkim stylu wrócił na Stamford Bridge. Zaraz już nikt nie będzie pamiętał, że kosztował w styczniu 22 miliony, a wcześniej oddano go do Benfiki za 3. Matić to spokój w środku pola, tarcza Fabregasa, która odciąga go od zadań defensywnych. W tym sezonie w Lidze Mistrzów nie ma drugiego piłkarza, który wykonałby tyle odbiorów. Równy przez cały rok. Czasem z ważnym golem (Maribor, 1:1) lub kluczową asystą (Liverpool 2:1).

Czwórka najlepszych bramkarzy Premier League: prawa ręka De Gei, lewa ręka De Gei, prawa i lewa noga – oczywiście też De Gei. Nie  uciekniemy od tego: ten sezon to wysyp memów i sucharów na jego temat. Ale nie może być inaczej, skoro Hiszpan zmiażdżył konkurencję. Trzy lata temu był najgorszym bramkarzem w Premier League, dziś jest najlepszy. Niesamowity grudniowy mecz z Liverpoolem.

Fabryka Porto ma kolejnego snajpera, który zaraz ruszy podbijać świat. Wiadomo, że łatwiej strzela się gole w lidze portugalskiej niż w Premier League, ale Jackson to jakiś zupełnie inny poziom. On się w tej Portugalii bawi. Próbuje przewrotek, piętek (maj, mecz z Benfiką, gdyby weszło – bramka roku), drybluje między trzema, a w ogóle to przerasta wszystkich siłą, bo powalić go nie sposób. 32 gole w całym 2014 roku, dobra gra na mundialu i w Lidze Mistrzów.

Drugi z nieśmiertelnego duetu defensorów Atletico. Ponad rok temu nikt by nie pomyślał, że znajdzie się w tym gronie. 30 lat na karku, kilka meczów w reprezentacji Brazylii, łatka przeciętnego obrońcy. W ostatnim roku ostatecznie z tym zerwał. Żołnierz Simeone wskoczył na taki poziom, że nagle przypomnieli sobie o nim w reprezentacji.

Piłkarz paradoksów. Liczby ma słabe, a wszyscy się zachwycają. Raz strzelił gola, ale głową! On, 165 centymetrów w kapeluszu pokonał na Parc des Princes Ter Stegena. Mamy słabość do Verrattiego, ale kto nie ma? Chłopak ma 22 lata, a kieruje grą mistrza Francji. Uspokaja, nadaje rytm, wygarnia piłki, drybluje. W grudniu zachwycił wszystkich grą na Camp Nou, ale dla tych, którzy oglądają Ligue 1, to nic nowego. Jeszcze jedna rzecz imponuje u Verratiego: szybkość reakcji. On przyjmując piłkę po dwóch sekundach gra 30-metrowe crossy i zwykle nigdy się nie myli. Polecamy niedawny mecz z Guingamp.

Spaprał sprawę jesienią, ale raczej przez kontuzje, bo gdy grał, prezentował się przyzwoicie. Ten sam powód wyeliminował go z mundialu, co niestety też ma odbicie w rankingu. Broni go tylko wiosna. Hat-trick ze Stuttgartem (sam wygrał ten mecz), świetny mecz z Zenitem w LM i dwa gole z Realem, nawet jeśli nie dały awansu. W sumie 11 goli, 9 asyst, czołówka w rankingu Kickera i w dalszym ciągu papiery na wielkie granie.

U niego pomundialowy trans trwa w najlepsze. Można narzekać na poszczególnych piłkarzy Barcelony: że Xavi to już nie to samo, że Iniesta bezproduktywny albo, że Pique bardziej niż o boisku myśli o Shakirze. Ale Mascherano to jeden z tych, którzy w przeciągu całego roku byli pewniakami. Doskonały – bez względu, czy gra na obronie, czy w roli defensywnego pomocnika. Finalista mistrzostw świata. Facet, który w półfinale wyłączył Robbena, a w 90. minucie wyrósł spod ziemi i zablokował najważniejszą piłkę meczu. „Mały Szef” stał się wielki. W szatni Argentyny drugi po Messim.

Niemcy z zazdrością spoglądają na tego młodziaka. Na lewej obronie od lat mają problem, testują różne warianty, a w Bayernie furorę na skrzydle robi Austriak. Alaba w ojczyźnie ostatnio drugi raz z rzędu został sportowcem roku, znowu prezentował się znakomicie w Bayernie i strzelał kluczowe gole w eliminacjach dla reprezentacji. To już chyba ten czas, by „Kicker” z klasy międzynarodowej przerzucił go do światowej. Jakość dośrodkowań – weltklasse.

Dwa tygodnie temu wygrał plebiscyt na najlepszego gracza 2014 roku we Włoszech. Może trochę na wyrost, choć widać, że autorzy głosowania bardziej skupili się na sezonie 2013/2014 (Vidal, Barzagli, brak Nainggolana), a w tym Pirlo jak to Pirlo ciągnął Juve do mistrzostwa. Pojawiają się oczywiście zarzuty, że coraz rzadziej mu się chce, że drepcze, że bazuje na rzutach wolnych albo że już bardziej na słowa uznania zasługuje Marchisio. Ale z drugiej strony taki jego urok. Słabszy na mundialu, ostatnio jednak w normie. W listopadzie piękny rzut wolny z Olympiakosem i gol 25-metrów z Torino, dający zwycięstwo.

Skomplikowana jesień: na początku kontuzja, w listopadzie znowu uraz, dopiero niedawno wrócił i trudno powiedzieć, żeby był w pełni formy. Ale od stycznia do lipca – klasa światowa, najlepszy niemiecki obrońca. Na mundialu gol w spotkaniu z Portugalią i Francją, z czego ten ostatni kluczowy, bo dający piłkarzom Loewa awans do półfinału.

Mistrzów odbiorów. Najlepszy przykład paranormalnego efektu Cholismo i wierny egzekutor motta pt. „wiara, praca, cierpienie”. W tym roku to głównie Gabi z Tiago zastawiali klatki na najlepszych. Dołożyli cegiełkę do mistrzostwa Hiszpanii, prawie wygrali Ligę Mistrzów. Już za samo to Gabi powinien być wysoko, a on jeszcze potrafił dołożyć asysty (m.in. w półfinale LM z Barceloną).

Wiosną trochę się bujał. Sporo mówiło się o jego beztroskim podejściu do pracy i o tym, że nie daje z siebie wszystkiego. Niby strzelił gola w finale Ligi Mistrzów, ale najważniejszych starciach sezonu w jego miejsca wskakiwał Coentrao. Jesień to jednak stary, dobry Marcelo. Znowu jest najlepszym lewym obrońcą ligi. Znowu notuje ważne asysty, a co najważniejsze: ma zaufanie Ancelottiego. Uścisk z Carletto w meczu na Anfield – wymowny.

W Europie więcej prostopadłych piłek gra tylko Cesc Fabregas. To pokazuje, jakim zawodnikiem stał się de Bruyne. Chłopak jest wszędzie: oddaje ponad 3 strzały na mecz, ściąga na siebie obrońców, no i najważniejsze: stwarza sytuacje. Mistrz asyst (25  w całym roku), lider klasyfikacji kanadyjskiej. Jeśli dołożymy do tego wpływ, jaki ma na Wolfsburg i świetny mundial w Brazylii to mamy perełkę.

Wiosną rozrywał najlepszy sezon w karierze. Dostał batutę dyrygenta w największym klubie świata i poprowadził go do zdobycia Ligi Mistrzów. Miał ważne asysty, a nawet – wciąż zbyt rzadko – gole. Pięknie nam się rozwijał aż do momentu, gdy doznał kontuzji. Tak czy siak: wysokie miejsce w rankingu. Masa przeszywających podań i asyst drugiego stopnia.

Nadal genialny na swojej pozycji. Przejście z Realu do Bayernu płynne, właściwie od razu wpasował się w taktykę Guardioli i zaczął robić to z czego słynie. W Lidze Mistrzów człowiek z największą liczbą podań, w całym roku kilka bramek z rzutów wolnych, no i obłędne przerzuty. Do pełni szczęścia brakuje tylko dobrego mundialu, ale ta klisza będzie przewijać się przy każdym Hiszpanie.

Na początku roku mówił, że chce dołączyć do Messiego i Ronaldo. Chciał stąpać po szczycie, ale nie mówił, kiedy ma to nastąpić. Dziś jesteśmy mądrzejsi: wiemy, że nieprędko, choć trzeba Hazardowi oddać, że swoje w tym roku robił. W maju nagroda dla Najlepszego Piłkarza Młodego Pokolenia w Premier League. Na mundialu trochę za bardzo schowany. Jesienią kilka ważnych goli (Arsenal, Maribor) i asyst (Manchester City, Schalke).

Liczby go bronią, równa forma przez cały rok, choć w Bayernie łatwo nie miał, patrząc na relacje z Guardiolą i to jak go obsmarował, gdy z Monachium już czmychnął. Do tego dwa gole na mundialu z Kamerunem i szybka aklimatyzacja w Madrycie. Jesienią: 16 bramek i 1 asysta. To jego trafienie dało Atletico w sierpniu Superpuchar Hiszpanii, a hat-trick z Olympiakosem potwierdził, że ma Cholo idealnego następcę dla Diego Costy.

Brawurowy. On sam po listopadowym meczu z Lazio powiedział, że nigdy w karierze nie był w tak dobrej formie. Biega Carlito za dwóch, asystuje, pomaga pomocnikom, no i ma świetne liczby: 24 goli, 10 asyst. Jesienią w pojedynkę rozmontował Malmoe, wygrał mecz z Milanem, strzelił dwie z trzech bramek Romie. Mówiąc krótko: ciągnie Juventus do przodu. Coraz głośniej mówi się o jego powrocie do reprezentacji.

Przeniósł się do Londynu, dostał zaufanie Mourinho, odpłaca się najpiękniej jak to możliwe. Tylko w tym sezonie zanotował 17 asyst, a gdyby jeszcze policzyć asysty drugiego stopnia i stworzone sytuacje, mielibyśmy statystycznego giganta. Na szczęście to wszystko widać gołym okiem. Najlepszy transfer w Premier League. Wiosną oczywiście gorszy, ale mimo to względnie na dobrym, stałym poziomie.

Mistrz świata, mistrz Niemiec, najlepszy środkowy obrońca Bundesligi. W Kickerze w tym sezonie średnia nota 2,5, nawet Lahm i Alaba pod tym względem nie mają do niego podjazdu. Boateng nie łapie kontuzji jak Hummels, nie ma większych dołków, zagrał dwie połówki roku na najwyższych obrotach i jeśli na siłę mielibyśmy mu coś wytknąć to zbyt dużą ochotę do kartek, przez co kilka meczów w tamtym sezonie musiał pauzować.

W Belgii wielki news: sportowcem roku pierwszy pierwszy raz w historii został… piłkarz. A właściwie bramkarz! I słusznie, bo kapitalne miesiące ma za sobą Courtois. Najpierw sława w robiącym furorę Atletico, potem transfer do Chelsea i wypchnięcie z bramki Petra Cecha. Dzisiaj wszyscy się kłócą. Wszyscy na siłę szukają nr 1 w Anglii. De Gea wygrywa z Courtois tym, że częściej musi interweniować. Obrona Manchesteru robi mu więcej prezentów niż defensywa Chelsea, ale patrząc na cały rok wygrywa Belg. Mistrz refleksu, bramkarz wspaniale wprowadzający piłkę do gry. W 2014 przebija go tylko Neuer.

Wydawało się, że rok temu osiągnął szczyt, że w Bayern to głęboka woda, w której łatwo się utopić. Początki trudne, ale dziś już nikt nie ma wątpliwości: Lewy stawił czoła wyzwaniu i całkiem sprawnie wpasował się w system Guardioli. Może nie jest tak efektowny jak w Borussii. Widać, że ciągle się tego Bayernu uczy, ale ogólnie jesień na plus. Opaska kapitana reprezentacji Polski, wygrany mecz z Niemcami (asysta przy bramce Mili) i w końcu brak szeptów, że w kadrze uchyla się od odpowiedzialności.

Wiosną kosmiczne liczby i łzy po remisie z Crystal Palace. Wejście do Barcelony takie jakby chciał wykrzyczeć gniew i pokazać światu, że wciąż jest wielki. Czego on w tym w 2014 roku nie robił. Subtelne podcinki, 30-metrowe woleje, slalomy między obrońcami. Szczytem był mecz z Anglią, gdy miał nie grać z powodu kontuzji, a wbił dwa gole, oba epickie zresztą. Było kilka głosów, że nisko daliśmy go w rankingu, ale nikt nie kazał mu gryźć Chielliniego i eliminować się z dużej części jesieni.

Lepsza wiosna niż jesień, chociaż w tej drugiej dwa razy ukłuł Romę i wziął udział w rozmontowaniu Werderu (6:0, dwa gole). Mistrz Niemiec i mistrz świata, strzelec zwycięskiej bramki w finale. Ma czasem lekkie przestoje, naliczyliśmy mu 13 meczów, gdzie „Kicker” ocenił go poniżej przeciętnej, ale ogólnie rok na plus. Nawet w przegranym meczu z Polską dwie najgroźniejsze akcje Niemców rozpoczęły się z jego inicjatywy.

Sporo go było w tym roku, w trakcie mundialu wszystkie telewizje atakowały jego twarzą. A on tę presję dźwigał, dźwigał, aż przyszedł Zuniga i jednym wejściem wyrzucił go z półfinału. Dziś możemy, gdybać: co by było, gdyby, choć oczywiście każdy z nas zna odpowiedź. Neymar to dziwny piłkarz: efektowne gole przeplata meczami, kiedy lubi przysnąć. Ogólnie jednak rok na plus. Strzela więcej, gra lepiej, ma większy wpływ na zespół niż w debiutanckim sezonie. Chociaż ciągle nie jest on tak duży jak w reprezentacji.

Lepszy od Gabiego, bo bardziej widowiskowy. Trudno powiedzieć, który ma większy wpływ na drużynę, ale to Koke wyznacza kierunki akcji, kreuje grę, stwarza napastnikom okazje. Równa forma przez cały rok. Jesienią jeden z liderów Atletico, wiosną mnóstwo asyst, w tym kapitalny mecz z Malmoe (5:0), gdzie strzelił bramkę i trzy razy obsłużył kolegów. Przebił się też w końcu do podstawowego składu reprezentacji. Nie tylko po to, by integrować Diego Costę.

To on w 2014 wprawiał w osłupienie piłkarski światek, gdy zdrowie i rozum mówiło nie, a serce dalej pchało go na boisko. Costa to bestia: w lutym strzelił trzy gole Milanowi, potem dołożył jednego Chelsea, na mundialu jechał już na oparach, więc niemrawy, ale od jesieni doskonale spisuje się w Anglii. Do zdobycia 12 goli potrzebował 13 meczów, czyli mniej więcej pięć razy mniej od Torresa. Mourinho trafił w dziesiątkę. Obok Fabregasa i Sancheza najlepszy transfer w Premier League.

Strzelił w tym roku więcej goli niż przez całą karierę w ligach: belgijskiej, ukraińskiej, greckiej, francuskiej i hiszpańskiej. Tak, on tam naprawdę grał. Dziś już mało, kto pamięta, jak w finale Ligi Mistrzów Barcelona – Manchester grał na środku obrony. W ogóle to jakaś inna rzeczywistość z tym, co widzimy dzisiaj. Toure napędza City, strzela ważne bramki. W końcówce tamtego sezonu, kiedy ważyły się losy mistrzostwo to on często brał sprawy w swoje ręce.

Miał przynieść Realowi tytuły i słowa dotrzymał, chociaż mówi się, że nie wykorzystuje potencjału, że nie kreuje gry, że zbyt rzadko dochodzi do sytuacji. Nie ma mądrych: w takich klubie jak Real zawsze będą utyskiwania i nawet, jeśli Bale wciąż nie uwolnił w sobie bestii to rok miał bardzo dobry. Członek tercetu BBC, kluczowy gol w finale LM z Atletico, jesienią trochę słabszy, ale w grudniu trzy gole.

W Barcelonie nierówny, momentami irytujący, ale liczbowo się broni. Rok rozpoczął od hat-tricka z Elche. Skończył jako gwiazda Premier League. Anglicy są w szoku: dawno nie widzieli takiego wejścia do ligi. Arsene Wenger mówi: żaden inny piłkarz tak szybko nie zaaklimatyzował się w Londynie. The Telegraph dodaje, że to gwiazda na miarę Suareza. I tylko jedna rzecz się nie zgadza: Urugwajczyk po przylocie do Anglii przez pierwsze pół sezonu strzelił 4 gole, a Sanchez ma już ich… 14. W dodatku strzela w ważnych meczach, jego bramki wyraźnie przekładają się na punkty. Aż wierzyć się nie chce. Alexis Sanchez: 31 goli, 19 asyst w 2014 roku.

We Francji efektowny, ale przez przeciętnego kibica traktowany z przymrożeniem oka. W sensie: wiadomo, że miał talent, ale nikt nie stawiał go na piedestał. Mundial wywrócił wszystko. James był wszędzie: asystował, strzelał, był liderem zaskakującej wszystkich Kolumbii. Gol z dystansu z Urugwajem – jeden z najpiękniejszych, jakie widzieliśmy w mijającym roku. Aż chciało się temu chłopakowi kibicować, zwłaszcza, gdy po meczu z Brazylią nie bał się uronić łez. Jesienią w Realu równie znakomity, co na mistrzostwach. Udźwignął presję zapłaconych 80 milionów. Cofnął się do środka, gra inaczej niż w Monaco, ale wciąż genialnie.

„To będzie niesamowite, jeśli wygram Ligę Mistrzów, a jeśli nie to również będzie niesamowite, że ktoś taki jak ja jej nie wygrał”. Cały Zlatan. Nie zmienia się nam Szwed nawet odrobinę. Z narcyzmu zrobił cnotę, a tak w ogóle znowu zanotował kapitalny rok, Wiosną: 18 goli i 5 asyst. Jesienią bilans trochę gorszy, ale hat-trick z Saint-Etienne epicki. Brakuje jednak w tych bilansach czegoś ekstra, goli z ważnymi rywalami, przełomowych zwycięstw. Bo to, że Zlatan jest genialny wiemy. Chciałoby się go przepchnąć w rankingu trochę wyżej, ale no właśnie, jest z tym problem. Ostatnio nawet, jeśli trafiał przeciwko firmom typu Barcelona to w spotkaniach, które zakończyły się porażką.

Problem z Aguero jest taki, że ma genialny rok, ale przespał mundial. Złośliwi powiedzą: piłkarz bez pół dobrego zagrania w najważniejszej piłkarskiej imprezie. Nie da się z tym polemizować, ale mimo wszystko dajemy Aguero wysoko, choćby za listopadowy mecz z Bayernem. Bramka w 85 i 91. minucie mecz, hat-trick, uratowanie City – rzadko ogląda się tak spektakularny zryw jednego zawodnika. Aguero wygrał jesienią mecz z United, strzelił cztery gole Tottenhamowi. Dla Pellegriniego jest dziś absolutnie niezastąpiony, męki w meczu z Romą (nie grał z powodu kontuzji) mówią wszystko.

Różne miał okresy w Realu, ale ten ostatni jest wybitny. W styczniu – pięć goli, w lutym – kolejnych pięć. Moglibyśmy przeanalizować tak całe dwanaście miesięcy i doszlibyśmy do liczby 35. Świetnie grał Benzema na mundialu, jest triumfatorem Ligi Mistrzów i tylko jeden problem nie przestaje go nękać: zawsze będzie w cieniu Ronaldo. Trudno wytrzymać te porównania, ale chyba właśnie na tym polega wielkość Benzemy, że potrafi je zaakceptować. On przyzwyczaił się, że jest drugi i wychodzi na tym świetnie. Jesienią dwa gole przeciwko Liverpoolowi i jeden cios zadany Barcelonie. W listopadzie wyliczono, że strzela co 115 minut, a to częściej niż Raul Gonzalez i Hugo Sanchez.

Mówią, że koślawy. Spójrzcie na jego nogi, patyki! – słyszymy. A potem wszystko, co najlepsze bierze się od Muellera, który nie potrzebuje pięciu sytuacji do strzelenia gola, tylko bierze piłkę i trafia. Pod tym względem fenomen. Najbardziej pokraczny z wielkich piłkarzy. Na mundialu hat-trick z Portugalią, ważna bramka z USA, kilka asyst i popis z Brazylią. Poza tym świetne liczby w Bayernie.

Przyboczny dwóch najlepszych zawodników świata. Nie brzmi to jak najłatwiejsza rola na świecie, choć akurat Di Maria w przeciągu roku wywiązywał się z tego znakomicie. Mistrz asyst, kreator, ważna cząstka w drodze do Ligi Mistrzów, a poza tym finalista mistrzostw świata. Różnie mogłoby być w karnych ze Szwajcarią, wiadomo, że całą akcję zrobił Messi, ale to Di Maria w 118 minucie idealnie uderzył po dalszym słupku Benaglio. W Manchesterze poprawny, choć niektórzy pewnie liczyli na więcej. Przechodząc na Old Trafford szefowie Realu zawarli klauzulę 5 milionów euro w przypadku, jeśli Di Maria dostanie Złotą Piłkę, ale na szczęście raczej mu to nie grozi.

Popis dał w jesiennym meczu z Werderem (6:0). Pojawiał się na boku, w przodzie, jak zawsze świetnie porządkował grę w środku, no i strzelił dwa gole. Jak sam mówi: Złotej Piłki nie dostaje się za inteligentne ustawianie, ale wysokie miejsce w rankingu – już tak. Loew mówi o nim: najwszechstronniejszy. Guardiola dodaje, że to najbardziej inteligentny piłkarz, z jakim pracował. Rok 2014 zdecydowanie na plus. Wirelles Lahm, jak kiedyś określił go Mehmet Scholl nie miał problemu z tym, by w jednym meczu grać na boku obrony, a w drugim robić za defensywnego pomocnika. Świetny na mundialu, doskonały w Bayernie. Jak ktoś słusznie zauważył: szkoda, że nie można go sklonować, tak by pewnego razu obsadził jednocześnie dwie pozycje.

Podobno to jest ten czas, by Złotą Piłkę przyznać bramkarzowi, że niby drugiego takiego roku może już nie być. Neuer to rewolucjonista – zgoda, ale pisaliśmy już o tym wiele razy: w ostatnim roku ta rewolucja przydała się w meczu z Algierią i… tyle. Niemiecki bramkarz nie wpływał na wyniki tak jak kilku innych graczy z pola. Swoimi interwencjami nie wygrywał meczów. Jest ewidentnie najlepszy na swojej pozycji, trudno mu cokolwiek zarzucić, ale spójrzmy prawdzie w oczy: gra w najlepszych drużynach świata, jego obrońcy aż tak bardzo wsparcia bramkarza nie potrzebują. Raz, w półfinale Ligi Mistrzów potrzebował Bayern łaski opatrzności i niestety jej nie dostał.

Specjalista od zadań specjalnych. Jorge Valdano powiedział ostatnio: gdy za kilka lat będziemy wspominać La Decima i Mundialito Realu pierwszą naszą myślą zawsze będzie Ramos. Najlepszy piłkarz niedawnych Klubowych Mistrzostw Świata, poza nieudanym mundialem właściwie cały czas na topie. W 2014 roku strzelał z takim impetem, że za chwilę w golach wyprzedzi… Andresa Iniesta (obaj mają po 51 w karierze). Na plus również to, że trafia w ważnych spotkaniach: dwie bramki w półfinale z Bayernem i ta najważniejsza, w 93. minucie finału z Atletico.

Najlepszy piłkarz Bundesligi. Samolub, wiadomo, ale śmieszy nam mówienie, że to największe zło Bayernu, bo co złego może robić piłkarz, który jesienią miażdży Romę i wygrywa najważniejsze mecze. Spójrzcie na jego liczby, zobaczcie, jak grał wiosną. Lider rankingu not „Kickera” w tym i poprzednim sezonie, momentami z tak dużą przewagą, jakby naprawdę grał w innej lidze. Do tego świetny mundial, w fazie grupowej – rewelacja. Sportowiec roku w Holandii, pierwszy piłkarz od 1987 roku, czyli od czasów Ruuda Gullita.

Madryt się w nim zakochał. Porównań wymyślono dziesiątki, a on nadal ten sam: nie szuka taniego poklasku, nie robi za gwiazdę, choć prawda jest taka, że właśnie dokonał cichej rewolucji i sprawił, że Real zaczął grać w bilard. Ostatnie dwanaście miesięcy są jak bajka. Chłopak w wieku 24 lat jest mistrzem świata i mózgiem giganta. Reżyserem, który nawet podaniom wszerz nadał namiastkę piękna. W październiku ważny gol w reprezentacji przeciwko Irlandii, do tego sporo asyst. Wydaje się, że na swojej pozycji za chwilę przywita go szklany sufit. Zwrócił już zresztą na to uwagę Carlo Ancelotti, mówiąc, że na tym etapie trudno będzie dostrzec jego rozwój. Gra zbyt dobrze…

Mielibyśmy w 2014 roku sytuację, która pewnie nigdy wcześniej nie miała miejsca. Środkowy obrońca, czyli człowiek raczej od bronienia niż strzelania swoimi golami zapewniłby klubowi dwa znaczące tytuły: mistrzostwo Hiszpanii i Ligę Mistrzów. Wszystko w przeciągu tygodnia, bo ligowy mecz z Barceloną i finał z Realem przedzielało raptem kilka dni. Oczywiście wszyscy znamy tę historię, gol Ramosa mocno plany pokrzyżował, ale w skali roku Godin jest piłkarzem unikalnym. Razem z Mirandą stworzył duet, którego nawet Messi sforsować nie umiał. W poprzednim sezonie Atletico straciło 12 bramek mniej od Realu, w tym ma dokładnie tyle samo. Na plus również bardzo dobra, równa gra na mundialu.

Niewolnik własnej doskonałości, tak wysoko zawiesił poprzeczkę, że za każdym razem, kiedy nie może do niej doskoczyć, odzywa się stado malkontentów. A przecież Messi w 2014 roku nawet, kiedy był „słaby” wykręcał liczby, których mnóstwo wybitnych snajperów mogłoby obejrzeć tylko na playstation. Wiosną w 14 meczach zdobył 20 goli (dwa hat-tricki z rzędu, w tym jeden na Santiago Bernabeu), na mundialu przesądzał o zwycięstwach Argentyny w czterech meczach, czasem wręcz obsesyjnie cofając się do drugiej linii i sam kreując akcję (vide mecz ze Szwajcarią i zwycięski gol Di Marii). Jesienią znowu kilka hat-tricków i dwa rekordy. Niesamowitych czasów dożyliśmy w piłce, że nawet taki bagaż nie daje miana najlepszego piłkarza roku.

Nie było w tym roku drugiego tak spektakularnego piłkarza, z taką żądzą zwycięstwa, jednocześnie tak mocno wpływającego na wyniki. Grał Ronaldo nadludzko, zupełnie jakby chciał wynagrodzić sobie lata upokorzeń, kiedy musiał oglądać plecy chłopaczka z Rosario. Dziś triumfuje, rozkwita jak cały Real. Od porównań nie ucieknie, ale w tym roku nie musi drżeć o werdykt. Był lepszy, zwyczajnie. Wiosną zmiażdżył Schalke, strzelał z Atletico, w półfinale LM dwa razy pokonał Neuera. Wiosną tempo podkręcił: zdobył 25 goli w La Liga i poprawił osobisty rekord. Argument z mundialem to krótkowzroczność. Głupotą byłoby przekreślić Portugalczyka, bo Almeida potykał się na piłce. Ktoś powie: ale Messi kreuje więcej sytuacji, jest bardziej przydatny. Hmm, Ronaldo nie kreuje, bo woli zrobić to sam. A na koniec wszystko widać w liczbach.

PRZYGOTOWAŁ PAWEŁ GRABOWSKI 

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...