Kiedy wydawałoby się, że wszystko w kadrze zaczyna iść we właściwym kierunku i że w żaden sposób nie da się tego zepsuć, odezwał się Robert Lewandowski. Zdaje nam się, że nie miał złych intencji i że jak teraz przeczytał własne słowa, to zrobiło mu się naprawdę głupio. Ale fakt jest faktem – padły słowa, które paść nie powinny. Niefortunne i niepotrzebne.
„Przegląd Sportowy” zadał takie oto pytanie: – Arkadiusz Milik miał do kadry wejście smoka?
Tu powinna paść normalna odpowiedź, zwłaszcza gdy głos zabiera kapitan. Czyli: – Tak, Arek fantastycznie się wprowadził. Strzela gole w każdym meczu, ma niesamowitą serię. Cieszę się, że mam obok siebie takiego zawodnika. Przed nim wspaniała przyszłość. Mam nadzieję, że z każdym meczem nasza współpraca będzie jeszcze lepsza.
Co natomiast powiedział Lewandowski?
– Chciałbym jak on strzelać do pustej bramki, albo dostawać tyle podań od kolegów. Mogę wypracowywać sobie sytuacje, ale co z tego, skoro nic nie chce wpaść?
Była więc okazja, by pochwalić młodszego kolegę – byłoby to naturalne i sympatyczne. Niestety, tak jak bramkowych sytuacji, tak i tej Lewandowski nie wykorzystał.
Milik – owszem – raz strzelił do pustej bramki, z Gruzją. Poza tym zdobył fantastyczną bramkę ze Szwajcarią, z bardzo trudnej pozycji huknął ze Szkocją i znakomicie uprzedził Neuera w meczu z Niemcami. Nie można tych trafień bagatelizować i umniejszać zasług Milika – rozegrał kapitalną jesień i był tym zawodnikiem, który miał to „magic touch”. Lewandowski też grał dobrze, starał się, walczył, trudno mieć do niego pretensje. No ale bramek nie zdobywał, nie licząc Gibraltaru.
Nie wierzymy w jakikolwiek konflikt tych dwóch napastników i nie wierzymy, że Lewandowski nie skrzywił się, gdy na spokojnie przeczytał swoje słowa. Na pewno docenia Milika i na pewno cieszył się z jego bramek. Musi jednak pamiętać, że kapitan kadry powinien przemawiać w sposób rozważny. Opaska zobowiązuje na boisku i poza nim.