Obaj trafili do klubów hołdujących zupełnie różnym koncepcjom. Jeśli chodzi o sposób wykorzystania swoich piłkarzy, jeden jest wręcz idealnym przeciwieństwem drugiego. Ajax uwielbia promować. Cała jego filozofia opiera się na tym, żeby sprzedać drożej niż kupił albo samemu wychował. Siem De Jong, Daley Blind, Toby Alderweireld, Christian Eriksen, Jan Vertonghen, Vurnon Anita, Luis Suarez – w obecnej dekadzie nie było jeszcze sezonu, w którym Ajax nie wypuściłby w świat przynajmniej jednej ze swoich perełek. Dynamo odwrotnie – ono przede wszystkim drogo kupuje, zwykle za więcej niż później sprzedaje, bo tylko w ten sposób może być konkurencyjne na rynku. Dość powiedzieć, że w analogicznym, czteroletnim okresie Teodorczyk jest dopiero 15. najdroższym transferem zespołu z Kijowa.
Lewandowski wreszcie zyskał kompana w osobie Milika, „Teo” musi czekać na szansę. Właściwą hierarchię w reprezentacji mógłby dziś odgadnąć przedszkolak – tak jasno wynika z ostatnich meczów z Niemcami i Szkocją, jak i z sytuacji klubowej tej dwójki. Milik jest na najlepszej drodze, żeby rozkwitnąć w Holandii. Teodorczyk – przynajmniej wiele dziś na to wskazuje – może mieć mocno pod górkę.
Dlaczego? Zacznijmy od końca.
Sytuacja w Dynamie jest płynna. Kiedy przychodził, nikt nie byłby przesadnie zdziwiony, gdyby z miejsca został „jedynką”, napastnikiem pierwszego wyboru w talii Serhija Rebrowa. Tyle że już za moment trudno będzie się dziwić, jeśli okaże się „trójką”. I paradoksalnie nie będzie to wprost oznaczać, że zawiódł.
Czy zawodzi – o to można się spierać.
Wiadomo, że w Kijowie nie może czuć się jak w domu, nie ma wcale świetnego kontaktu z drużyną, że brakuje znajomości języka. Temat integracji przewija się w wielu wypowiedziach – i trenera, i innych zawodników Dynama. Czysto piłkarsko: w 10 meczach strzelił dotąd 3 gole i zaliczył asystę.
W lidze: 6 występów, 1 gol, 1 asysta
W Lidze Europy: 2 występy, 1 gol
W Pucharze Ukrainy: 2 mecze, 1 gol.
We wszystkich rozgrywkach zdążył więc już się przywitać. Najsłabiej wygląda bilans ligowy, ale też czasu, żeby go zmienić, “Teo” miał dotąd niewiele. 25 minut, później 12, w kolejnym meczu 19 – głównie ogony. Dopiero w ostatnią niedzielę, po długiej przerwie, znów zagrał od pierwszej minuty. Wiele dobrego z tego nie wyszło, bo Dynamo akurat tego dnia przerwało passę czterech kolejnych wygranych i pierwszy raz od 9. sierpnia nie strzeliło gola. Rebrow długo przekonywał, że Teodorczyk ma wszelkie zadatki, żeby grać w zespole Dynama i że został kupiony, bo z jednym napastnikiem, przy tak napiętym grafiku, Ukraińcy nie daliby rady. W niedzielę powiedział coś, co mogło zaboleć: – Nie mogę stwierdzić, że grał słabo, robił wszystko, próbował. Ale widać było, że drużynie potrzebny jest Kravets (albo Kraweć..).
Artem Kravets – kto wie czy nie jest to dziś główne źródło problemów Polaka. Ukraińcy zachodzą w głowę, co stało się z tym piłkarzem, jak to możliwe, że aż tak się nagle odrodził. W poprzednim sezonie nie szło mu na wypożyczeniu do Arsenału Kijów, sezon 2012/2013 w Dynamie miał zupełnie stracony. Nagle dziś z 7 golami w 11 spotkaniach jest wiceliderem, a do niedawna liderem, strzelców ligi. To jego forma sprawia, że Teodorczyk głównie siedzi na ławce. Dynamo gra w ustawieniu z typową dziewiątką, którą dotychczas był Kravets. Za jego plecami występuje Younes Belhanda, na jednym ze skrzydeł Jeremain Lens, a na drugim Oleg Husiew albo Andrij Jarmolenko, filary ukraińskiej kadry.
Kravets mówi: – Staram się pokazywać, że jestem najlepszy, podczas gdy Łukasz ma niełatwe zadanie dostosowania się do stylu gry, aklimatyzacji, nauczenia języka. Skąd taki renesans formy? Wszystko zmieniło się z przyjściem trenera Rebrowa. Zamiast krzyków, jest zaufanie. Na treningach uśmiech i żarty.
Agent piłkarza podbija cenę. Przekonuje, że w obecnej formie stać go na 25 – 30 bramek w sezonie. Nie potwierdza informacji o zainteresowaniu ze strony Feyenoordu Rotterdam, ale też niczego nie dementuje. Ma większe problemy, bo Kravets znów okazuje się nie lada pechowcem. Mychajło Fomienko powołał go do kadry na mecze z Luksemburgiem i Litwą, ale napastnik Dynama z powodu urazu oka nie zagra. To już trzeci taki przypadek, kiedy reprezentacyjne występy przechodzą mu koło nosa z powodów zdrowotnych. Dla Teodorczyka jednak żadna to szansa, bo za tydzień wszystko ma wrócić do normy.
Umowa Ukraińca wygasa latem 2015 i nawet jeśli jeden problem sam się rozwiąże (co nie jest wcale przesądzone), przed Teodorczykiem może wyrosnąć kolejny. Konkretnie: wracający po kontuzji Dieumerci Mbokani. Najwyższy transfer w historii kijowskiego klubu. Środkowy napastnik, żywe 11 milionów europejskiej waluty – 16 goli i 11 asyst w poprzednim sezonie. Zbyt dużo znaków zapytania, ale na dziś można mieć poważne obawy czy Polak do tego poziomu doskoczy.
W przypadku Milika sytuacja wydaje się inna, z prostego powodu – dla Ajaksu to kolejny potencjalny diamencik, który można doszlifować i nieźle na nim zarobić. Kolejny „golden boy”, jakim ostatecznie nie stał się Kolbeinn Sigthorsson, czyli na dziś główny klubowy rywal Polaka. Islandczyk grał w Ajaksie przez trzy pełne sezony, ściągnięty jako 21-letni chłopak z AZ Alkmaar za 4 miliony. Miał być jeszcze jednym eksportowym towarem, ale transakcja dotąd nie wyszła. Ostatnia okazja nadarza się w zimie.
W Holandii trwa żywa dyskusja, którą można by zatytułować roboczo „Sigthorsson czy Milik?”. – Cieszy mnie, jako trenera, że mogę wykonywać takich wyborów. Różnica między tą dwójką jest naprawdę niewielka – mówi Frank de Boer, ale w holenderskich mediach nastroje non stop się zmieniają. Początek był ciężki dla Milika. Przychodził jako napastnik, który nie poradził sobie nigdzie poza Górnikiem Zabrze. Musiał przyjąć powitalną dawkę krytyki, ale dzisiaj narracja jest inna. – Paul Verhaegh z Augsburga przekonywał, że kiepskie liczby Milika zniekształcają obraz jego jako piłkarza, że w Ajaksie zobaczymy prawdziwego Arka i oto jest – podkreśla Simon Zwartkruis z „Voetbal International”. Ta sama gazeta po meczu z Cambuur, w których strzelił dwa gole, zawyrokowała jednoznacznie:
„Pokazał, że jest najlepszą dziewiątką w zespole”.
W ostatnich dniach o Miliku pisze się bodaj najwięcej, od kiedy w ogóle pojawił się w Amsterdamie. W lidze strzelił pięć goli w sześciu meczach. I w Ajaksie, i w kadrze dostosował się do preferowanej taktyki. De Boer po zwycięstwie nad Cambuur chwalił zwłaszcza trzecią akcję bramkową, którą Milik najpierw napędził ładnym podaniem do przodu, a kilka chwil po tym skończył ją przy dalszym słupku. – Nie wygląda, ale naprawdę jest szybki. Ajax ma w ataku kłopot bogactwa – skwitował trener Cambuur Henk de Jong, a obrońca Etiënne Reijnen pochwalił też pierwsze trafienie, bo “bezpośrednie uderzenie bez przyjęcia zawsze pokazuje klasę piłkarza”.
O co więc chodzi w dylemacie: Milik czy jednak Sigthorsson? Tylko o to, że ten drugi miał dość zaufania trenera, a Polak musiał się zaadaptować w drużynie? Możliwe, choć z tygodnia na tydzień w kręgach kibiców przybywa zwolenników innej teorii.
Islandczyk w barwach Ajaksu wystąpił dotąd w 70 meczach ligowych, strzelił 28 goli i zaliczył 7 asyst. Trafiał w miarę równo, ale ani razu nie przekroczył granicy dziesięciu w sezonie. – „Kanciasty”. Strzela gole, ale ma swoje ograniczenia przez braki techniczne i szybkościowe – tak recenzuje go ostatnio „Telegraaf”. Zawsze jako tako sobie radził, ale wreszcie trzeba go sprzedać…
W ostatnich miesiącach najczęściej wymieniany był w kontekście angielskiego Queens Park Rangers, gdzie stylem gry i budową miał idealnie pasować do koncepcji Harry’ego Redknappa. Mówiło się o kwocie sześciu milionów euro. Przez moment obie strony wysyłały sygnały, że transfer jest bliżej niż dalej. Marc Overmars stwierdził, że QPR byłoby dla Islandczyka korzystną opcją, czemu zresztą przytakiwali Anglicy. Nagle jednak zmienili narrację, sugerując, że w ich klubie będą występować tylko piłkarze, którzy chcą tego naprawdę – co było równoznaczne z tym, że Islandczyk nie porozumiał się w kwestii indywidualnego kontraktu. Został w Holandii, w której jednak wszyscy są raczej świadomi, że zimowe okienko może być ostatnią okazją, żeby na Sigthorssonie zarobić. Od tego z kolei niedaleko już do dość oczywistego stwierdzenia, że łatwiej zarobić na piłkarzu grającym niż siedzącym na ławce. I właśnie w tym miejscowi dziennikarze upatrują w ostatnich dniach sedna dylematu De Boera, który miał się zresztą z Islandczykiem posprzeczać. Zapytany o to w czasie konferencji prasowej, odpowiedział tylko „to sprawa między mną a piłkarzem”, czyli nie zaprzeczając – de facto informację potwierdził.
Póki co utrzymuje przy życiu i Islandczyka, i Polaka, który docelowo ma go zastąpić. Bayer Leverkusen musiał poważnie zwątpić w możliwości Milika, skoro w jego kontrakcie z Ajaksem ma znajdować się opcja wykupu za 2,5 miliona euro. Zdaniem “De Telegraaf”, Ajax jest zdecydowany z niej wkrótce skorzystać. Marc Overmars już publicznie potwierdził, że interesuje go długoterminowa umowa, a to jasno wskazuje, że Arek wreszcie pokonał tę pierwszą barierę, z którą na Zachodzie problem ma większość polskich piłkarzy. Przetrwał negatywną selekcję. Klub chce w niego dalej inwestować.
Paweł Muzyka