Jeśli na własnym boisku przegrywasz mecz tracąc cztery bramki, nie powinieneś mieć cienia wątpliwości – ten dzień nadaje się do jak najszybszego zapomnienia. Jeśli na dodatek zdarza ci się to z Piastem Gliwice to tym bardziej – bez zaglądania w statystyki, które mówią, że twój rywal w poprzednich siedmiu meczach na wyjeździe strzelił mniej goli niż dzisiaj – powinieneś wiedzieć, że czas zapaść się pod ziemię. Zwłaszcza gdy nazywasz się Pietrasiak lub Pesković.
Bielszczanie w dwóch ostatnich meczach w lidze stracili łącznie siedem goli i nawet wyłączając tego, którego wbił sobie sam Pietrasiak, większość z nich padła po karygodnych błędach w defensywie. Dziś znów tzw. “obrońca Podbeskidzia” maczał palce w czym się tylko dało i razem z Peskoviciem rozłożył swój zespół na łopatki. Już po 28 minutach było 2:0. Tak konkretnie – z trzech powodów:
1. Znakomitą długą piłkę w stronę Wilczka posłał Osyra.
2. Pietrasiak za wspomnianym Wilczkiem zupełnie nie nadążył.
3. Pesković postanowił dorównać swojemu koledze Zajacowi.
Aż trudno nam się zdecydować, co bardziej powinno dziwić – fakt w ilu sytuacjach w tak krótkim czasie zawiódł pierwszy ze wspomnianych nieszczęśników czy jednak te wszystkie cuda, które między słupkami bielszczan na przemian wyrabiają w tym sezonie dwaj bramkarze. Zajac początek rozgrywek miał katastrofalny – oddał miejsce Peskoviciowi i ten dziś też pozwolił sobie na błąd, który nawet trudno nazwać szkolnym. Prosta do złapania piłka zwyczajnie przeleciała mu przez rękawice.
Nic dziwnego, że Piast złapał wiatru w żagle i koniec końców trzeba przyznać, że mógł się dziś podobać. Wilczek w naprawdę inteligentny sposób trafił do siatki po raz szósty w tym sezonie (od początku poprzedniego ma 14 bramek w 44 meczach), ruchliwi, nieprzewidywalni byli Badia oraz Zivec, a i Vassilijew nawet jeśli notował sporo strat, to od czasu do czasu umiał przepleść je nieszablonowymi zagraniami. Generalnie, gracze z Gliwic poruszali się dziś po boisku dużo żwawiej, odnosiło się wrażenie, że są po prostu szybsi, bardziej zdecydowani. Wygrywali sporo stykowych pojedynków.
Brawa dla młodego Osyry, którego mimo znacznej konkurencji wybraliśmy zawodnikiem meczu. Nie zawinił bezpośrednio przy utracie żadnej z bramek, a dał dwie bardzo dobre asysty przy trafieniach Wilczka i Heberta. Honor Podbeskidzia w pojedynkę próbował ratować Sokołowski – odpowiedział dwoma golami – najpierw wykorzystaną jedenastką po faulu Szeligi na Demjanie, później zaskakującym strzałem z dystansu, ale były to jedyne plusy, jakich można było dziś doszukać się w grze bielszczan.