Dzisiejszy mecz z Pogonią dał odpowiedź na ważną kwestię – Legia wydaje się być kondycyjnie przygotowana do gry na wszystkich frontach. Rotacje Henninga Berga mogą niektórych irytować, ale na tę chwilę Norweg zamyka usta wszystkim swoim krytykom i regularnie wytrąca argumenty tym, którzy w niego nie wierzyli. W Europie jego drużyna jest niepokonana i nie traci bramek, w lidze lideruje, a z Pucharu Polski wyrzuciła właśnie mimo wszystko dość poważnego rywala. Rywala, który – w przeciwieństwie do Legii – wytrzymał dziś jedną połowę, a potem do 120. minuty spuchł i nie wychodził z szesnastki. Musiało się więc skończyć w ten sposób. W bólach, bo w bólach i po dogrywce, ale jednak. Legia – Pogoń 3:1.
Jan Kocian przyznał po meczu wprost: zabrakło nam sił. Henning Berg przekonywał natomiast, że dodatkowe 30 minut nie rozbije jego planów treningowych, bo… sama dogrywka była dodatkowym treningiem, a Pogoń na tym etapie tak się zmęczyła, że – cytujemy dalej Norwega – Legia nie była zmuszona do większego wysiłku. O ile przez większą część meczu piłkarze Berga bili głową w mur i w ofensywie niewiele im wychodziło, o tyle w dogrywce szybko zakończyli dyskusję o tym, kto wystąpi w ćwierćfinale. Najpierw Broź przejął karnego po Vrdoljaku, następnie Jodłowiec perfekcyjnie przymierzył główką i było po zabawie.
Gra Legii ogólnie jednak nie porwała. Orlando Sa był niewidoczny, Rzeźniczak obciął się przy bramce Pogoni jak junior, Żyro – autor skądinąd efektownej bramki – marnował kolejne wrzutki, a Kucharczyk… Kucharczyk popisał się dość nietypowym zachowaniem, gdy zamiast przerzucić piłkę nad Dawidem Kudłą przelobował cały stadion razem z Torwarem. Piłka po jego uderzeniu spadała dłużej niż Baumgartner z kosmosu. Z pozytywnej strony pokazał się zaś Guilherme, który już nie tylko wygląda jak Marcelo, ale – zachowując zdrowe proporcje – nawet gra w takim stylu. Dziś Pogoń nie zmuszała go do wielkiej pracy w defensywie, ale w ataku Brazylijczyk hasał jak rasowy skrzydłowy i pod koniec meczu mógł tylko wyliczać sędziemu, ile razy został sfaulowany. Jeśli w obronie okaże się równie pożyteczny – weryfikacja przyjdzie w lidze – to luka po Brzyskim będzie mimo wszystko wypełniona.
O Pogoni napisać zbyt wiele nie można. Póki na boisku przebywał Murawski, gra jeszcze jako tako się kleiła. Kilka przebłysków zaliczyli Kun z Murayamą, sporo zdrowia na murawie zostawił też autor gola Zwoliński, ale to by było w zasadzie tyle. Mniej więcej od początku drugiej połowy podopieczni Kociana stanowili jedynie tło, a młody Matynia przeszedł prawdziwy chrzest bojowy, bo chyba jeszcze nikt nigdy nim tak nie kręcił. Szczecinianom – trudno na to spojrzeć inaczej – trafiła się wyjątkowo niewdzięczna drabinka. Gdyby znaleźli się na miejscu Śląska, Cracovii czy nawet Piasta, to pewnie dziś witaliby się z ćwierćfinałem. A tak, pozostaje im tylko walka o utrzymanie.
Fot. FotoPyK