Reklama

Pięć samobójczych bramek w ostatnich minutach. Co było grane w tym meczu?

redakcja

Autor:redakcja

31 października 2014, 17:41 • 2 min czytania 0 komentarzy

Trochę śmiesznie, trochę strasznie. Znowu gdzieś daleko, w egzotycznej lidze, zdarzyła się historia tego rodzaju. Opisywaliśmy wam kiedyś ligę nigeryjską, w której wszystkie zespoły wygrywały u siebie, a przegrywały na wyjeździe. Mówiliśmy o zawodniku z Afryki, który w reprezentacji miał inne nazwisko, narodowość i wiek, niż w klubie. Teraz czas na Indonezję.

Pięć samobójczych bramek w ostatnich minutach. Co było grane w tym meczu?

PSS Sleman i PSIS Semarang grały ostatni mecz sezonu zasadniczego drugiej ligi. Mecz odbywał się bez udziału publiczności, wskutek wcześniejszych ekscesów; do 80 minuty 0:0, senna atmosfera, takie tam, starcie pod gryzienie słonecznika. Remis urządzał obie ekipy, nic dziwnego więc, że nikt specjalnie nie forsował tempa. W Indonezji jednak aby awansować z Premier League do Super League (tak jest, nie oszczędzają tam na efekciarskich nazwach), trzeba jeszcze przejść play-offy.

I w osiemdziesiątej minucie meczu okazało się, że na zwycięzcę najnudniejszego meczu sezonu wpadnie Pusamania Borneo. Nie jest to tamtejszy Real Madryt, żadne lokalne City albo Bayern. Problem jest innej natury: Pusamania to klub wspierany przez lokalną mafię. Wygrać z nimi, to jak przegrać. Nie tyle, że niemożliwe, co zwyczajnie nie warto, z mniej piłkarskich przyczyn.

Ale w 80 minucie okazało się, że Pusamania Borneo ugrała dobry wynik w swoim starciu, przez co wskoczyła na swoje miejsce. W konsekwencji ten, kto wygrał mecz pomiędzy Sleman i Semarang, wpadałby na tamtą ekipę. Jak się okazuje: wspieraną przez lokalną mafię. A więc wygrać swój mecz to… jak przegrać. Po prostu, strzelać do bramki rywali zwyczajnie nie warto.

Wtedy zaczął się cyrk. Sleman i Semarang zaczęły grać tak, by przegrać. Ostatecznie padło pięć bramek samobójczych, a wrobić dał się Sleman. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać, bo ktoś poszedł po rozum do głowy i wyrzucił z rywalizacji obie ekipy. Hinca Panjitian, szef wydziału dyscypliny w indonezyjskim związku: – Złamali prawo. Nie przestrzegali zasad fair play. Zranili fundamentalne zasady futbolu, więc nie mogliśmy podjąć innej decyzji. Będziemy dalej przesłuchiwać piłkarzy i oficjeli. Możliwe są dalsze sankcje, nawet relegacja z ligi.

Reklama

Warto powiedzieć, że wszystko zdarzyło się w kraju, który już kiedyś zasłynął z takiego futbolowego cwaniactwa. W 1998 podczas Tiger Cup, Indonezja strzeliła samobója by zagrać z Wietnamem, a nie Tajlandią w kolejnej rundzie. Strzelec gola, Mursyid Effendi, został surowo ukarany: dożywotnim zakazem gry w piłkę. Ktoś nie uczył się na błędach.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...