Z pewnością nie w takim celu Waldemar Fornalik został zatrudniony w Chorzowie, ale póki co bije w nim wszelkie możliwe rekordy. Dziesięć dni temu, podczas meczu Ruchu z Cracovią, szukaliśmy pierwszych, chociaż tych najdrobniejszych oznak postępu. Bez skutku. Szukaliśmy ich również dzisiaj i niestety – było TRAGICZNIE, choć już wtedy wydawało się, że gorzej się nie da. Powiedzmy to sobie wyraźnie: oba występy Ruchu pod wodzą Fornalika „zbudowały” nam najsłabsze, najmniej atrakcyjne mecze tej i poprzedniej kolejki. Chorzowianie nie potrafią wygrać w ekstraklasie już od dziewięciu tygodni. Dzisiaj ulegli słabiutkiej Koronie, która na wyjeździe nie zwyciężyła od roku, a w tym sezonie na obcym terenie nie umiała nawet strzelić gola.
Niepokojąco często mamy podobne wrażenie, ale piłkarsko to było naprawdę jedno z najsłabszych spotkań bieżących rozgrywek. Gdyby wycisnąć z niego tę całą esencję, która sprawia, że o drużynie albo konkretnym zawodniku mówimy: „potrafi grać w piłkę”, dzisiaj mielibyśmy tego śmieszną kropelkę.
Z ciekawością prześledziliśmy przedmeczowe wypowiedzi trenerów. Waldemar Fornalik z pełną mocą podkreślał, że w grze Korony najgroźniejsze są stałe fragmenty. I nie dość, że właśnie w ten sposób już w 3. minucie dogodną okazję stworzył sobie Kapo, to właśnie po wrzutce Golańskiego padła bramka przesądzająca o zwycięstwie kielczan. Ryszard Tarasiewicz, sądząc po jego konferencji prasowej, spodziewał się zmasowanych ataków. Ale gdzie? Jakie ataki? Ruch nie umiał dziś wymienić dosłownie trzech podań. Jedynym, który grał na w miarę normalnym poziomie by Surma. Ale żeby jakaś odrobina kreacji do przodu, chwila przyspieszenia, może Starzyński, któryś z zawodników na skrzydle? Jakiś element zaskoczenia? Nic z tego. Starzyński po raz kolejny był tak słaby, tak zupełnie bezproduktywny, że gdyby Adamowi Nawałce w listopadzie przyszło do głowy powołanie tego zawodnika do kadry (w co jednak szczerze wątpimy) byłaby to skandalicznie niepoważna decyzja. Ten chłopak naprawdę w ciągu zaledwie paru tygodni ukrył gdzieś głęboko wszystkie swoje atuty. Nie potrafi strzelić z dystansu, nie wyjdzie po piłkę, nie weźmie odpowiedzialności na siebie, nawet podać nieszablonowo już teraz nie umie.
Chovanec, którego Fornalik wystawił dzisiaj w miejsce Zieńczuka, to samo – był tak pozbawiony jakichkolwiek atutów, że aż ciężko to wyrazić słowami. Naprawdę, nie chcemy być na siłę złośliwi. Kowalski po przeciwległej stronie był po po prostu nijaki, ale gdyby słowa „nijaki” użyć w odniesieniu do Chovanca, byłby to raczej nieuzasadniony komplement. Zeby było śmieszniej, Korona nie postawiła wcale wygórowanych wymagań. Dominowała, przedostając się pod bramkę Ruchu najprostszymi środkami, pomijając środek pomocy. Jeśli Golański nie wrzucił czegoś po stałym fragmencie, to trzeba się było spodziewać, że zaraz długą piłkę dostanie Kiełb (dziś – dno) albo Pylypczuk.
Współczuliśmy 4254 osobom, które zmuszone były za obejrzenie tego widowiska zapłacić.
Bohaterem już w pierwszej połowie mógł zostać Trytko, który dwukrotnie wychodził sam przed Kamińskiego i w obu sytuacjach próbował przenosić piłkę ponad nim, po czym lądował na glebie. O ile w pierwszej z nich faulu trudno się było dopatrzyć, o tyle w drugiej Stawarczyk wpadł w niego z dużym impetem i wyraźnie wytrącił z równowagi zawodnika Korony, piłkę ledwie trafiając. Z perspektywy telewizyjnej transmisji, ciężko było rozstrzygnąć tę sytuację bez dobrej powtórki, ale większość arbitrów z pewnością odgwizdałaby tu karnego i z automatu wyrzuciła Stawarczyka z boiska.
Sytuacja w tej chwili jest już o tyle nieważna, że Korona dopięła swego – po kolejnej dobrej wrzutce Golańskiego i główce Dejmka pozbawiła Ruch jakiejkolwiek zdobyczy.
Aż naszła nas w tej sytuacji nietypowa refleksja z serii „co by było gdyby…”. Co by było gdyby Ruch jednak pokonał ten Metalist Charków i awansował do fazy grupowej Ligi Europy? Na euforii pojechałby dalej czy byłaby z tego równie piękna tragedia, jakiej w lidze teraz jesteśmy świadkami? Ani przez chwilę nie oczekiwaliśmy jakiegoś wielkiego przełomu, nie liczyliśmy, że przyjdzie Fornalik i po 20 dniach pracy wszystko znów będzie pięknie się zgadzać. Ale dziś, po tych rzeczonych trzech tygodniach, mimo że Ruch miał za rywali dwie słabe drużyny, nie sposób powiedzieć o nim czegokolwiek dobrego.