Reklama

Rzeźniczak urządził urodzinowe party. Pod jedną i drugą bramką

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

26 października 2014, 22:06 • 3 min czytania 0 komentarzy

Do przerwy gładkie 2:0. Przeciwnik kompletnie bezradny. Mimo atutu własnego boiska, zamiast grać, tylko biega za piłką i ciągle czeka na pierwszy strzał w światło bramki. I nagle co? Zmiana stron, pada gol i robi się niepotrzebna nerwówka. Nie tak wyobrażali sobie z pewnością tę drugą połowę piłkarze Legii, którzy po łatwym wypunktowaniu Zawiszy, nagle przysnęli, a kiedy już obudziło ich kontaktowe trafienie, do końca musieli się pocić, aby dowieźć zwycięstwo do domu.

Rzeźniczak urządził urodzinowe party. Pod jedną i drugą bramką

Inna rzecz, że dla bezstronnego kibica taki obrót sprawy okazał się absolutnie zbawienny. Jak wiadomo, w Bydgoszczy trwa stypa. Trwa od paru miesięcy i końca nie widać. Mieliśmy już w tej lidze stadiony, na których z racji warunków, kiepskiej infrastruktury mecze oglądało się absolutnie fatalnie. Mieliśmy takie, na których przebywanie nie było przyjemnością z racji atmosfery (a w zasadzie jej braku) – i niestety, to co się dzieje w Bydgoszczy idealnie łączy oba przypadki. Zaryzykujemy stwierdzenie, że nie ma dziś na ekstraklasowej mapie Polski miejsca, gdzie odbiór widowiska jest gorszy.

Nawet jeśli przyjeżdża tam Legia…

Świetnie się więc składa, że piłkarze Zawiszy po przerwie zrobili co mogli, żebyśmy nie zasnęli w fotelach, co zwłaszcza w dwóch pierwszych kwadransach zdawało się być nieuchronne.

Brak Radovicia, brak Dudy czy Sa, jak się okazało, początkowo idealnie przełożył się na brak efektownej gry Legii. Chwilami podstawową atrakcją był Łukasz Broź, niezmordowany w swoich ofensywnych zapędach. Ewentualnie chaotyczna walką z samym sobą, jaką od dłuższego czasu urządza na boisku Kosecki. Mieliśmy o nim pisać już po pucharowym meczu w Kijowie, wówczas daliśmy spokój, ale dziś dostaliśmy dokładną powtórkę z rozrywki. Przy zachowaniu pewnych proporcji, Kosecki wygląda ostatnio jak „wczesny Małecki”, pogrążający się w chaosie własnych poczynań, z których czasem wyjdzie coś ekstra, ale najczęściej problemy i straty. Dziś spośród wszystkich legionistów był najgorszy na placu.

Reklama

Ale żeby ciągle nie ganić, tylko oddać Legii, co jej się należy – nawet jeśli w jej grze przez dłuższy czas nie było rozmachu, wystarczyły dwie akcje, szybka demonstracja jakości i rywal dwa razy leżał na deskach. Najpierw urodzinowy prezent postanowił sobie zapewnić Rzeźniczak. Dokonał rzeczy szczególnej, bo w tej samej akcji zaliczył i kluczowe podanie, i niczym napastnik zakończył ją golem. Zagrał na skrzydło do Brozia, a potem poszedł jak strzała do przodu i znalazł się tuż przed Witanem. Druga sytuacja bramkowa też miała zresztą odpowiedni stempel jakości – idealne podanie w uliczkę od Saganowskiego do Żyry i precyzyjny strzał obok bramkarza. Tak to powinien robić mistrz Polski.

Tym bardziej zaskoczyła więc druga połowa, która zamiast dorzynaniem rywala – przypomnijmy: ostatniego w ligowej tabeli – kończyła się lekką nerwówką. Zawisza, który przez 45 minut nie potrafił oddać celnego strzału, nagle w 10 minut po przerwie próbował zaskakiwać Kuciaka z czterech różnych pozycji. Aż w końcu w 65. minucie ta sztuka mu się udała udała. Rzeźniczak, który dotąd mocno plusował, nagle dał się ograć jak junior, wcześniej Wagner niezwykle łatwo uwolnił się od Koseckiego (od tego się zaczęło), zagrał do Kadu i po kilku sekundach już czekał na piłkę tuż przed Kuciakiem.

Z całą pewnością nie było to wielkie spotkanie, więc powstrzymamy się od wielkich analiz. Chwała Zawiszy, że potrafił po przerwie zrobić trochę szumu, nawiązać walkę i dać odrobinę przyjemności tym nielicznym, którzy jednak w Bydgoszczy przychodzą na stadion. Legia koniec końców dopisuje do swego konta kolejne trzy punkty. Wygrywa na wyjeździe, mimo braku kilku ważnych postaci – i z pewnością dla Berga, jak i dla samych piłkarzy właśnie to będzie największą wartością. Cała reszta za chwilę pójdzie w niepamięć. Za parę godzin nikt już nie będzie wspominał 74. minuty, w której Alvarinho miał na nodze piłkę, która – gdyby nie nagły powrót „Rzeźnika” – z pewnością dałaby wyrównanie Zawiszy. Każdy za to chętnie spojrzy w tabelę, w której Legia znów jest na czele.

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
0
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

0 komentarzy

Loading...