Kto nie pokona Widzewa, ten frajer. Tak, jeszcze moment, a właśnie w ten sposób będzie to wyglądało. Łodzianie już w tej chwili przegrywają częściej niż w co drugim meczu, umacniając się na ostatnim miejscu w pierwszej lidze. Dziś, w niedzielne popołudnie, notują ósmą porażkę w sezonie. Tym razem z przedostatnią Pogonią w Siedlcach 1:3, choć… skończyć się mogło znacznie gorzej.
Nie ma sensu przesadnie rozpisywać się na temat tego meczu, bo nie ma sensu znęcać się nad Widzewem. Jak źle dzieje się z tym klubem, wie dziś chyba każdy. Problemy organizacyjne i finansowe są na porządku dziennym, kompletny bałagan od dołu po samą górę – również. Do tego dochodzą coraz poważniejsze problemy sportowe, bo Widzew przegrywa właśnie piąty mecz z rzędu i ma osiem punktów na koncie. Do miejsca, które pozwoliłoby się utrzymać, dziś traci… prawie drugie tyle.
Jeśli natomiast chodzi o realizację przedsezonowych celów: do pozycji, która da awans strata, wynosi okrągłe dwadzieścia punktów. Ale to raczej nie miejsce i nie pora na żarty…
Rafał Pawlak, który niedawno przejął ten zespół, niczego nie zmienił. Może i jako piłkarz zrobił dla klubu wiele, ale jako trener – już niekoniecznie. Jego bilans w roli pierwszego szkoleniowca Widzewa, czyli jakakolwiek praca na w miarę poważnym poziomie, to dwa zwycięstwa, remis i TRZYNAŚCIE PORAŻEK. Innymi słowy, Pawlak jako trener Widzewa przegrał 81 proc. swoich meczów. Od ostatniego podejścia, kiedy wziął zespół po Włodzimierzu Tylaku, nie ugrał nawet punktu.
Piłkarze to samo – każdy z osobna równie mocno zawodzi.
Rafał Augustyniak mówi, że Widzew przegrywa wszystkie te mecze jak frajerzy i traci absurdalne bramki – pełna zgoda. Mówi też, że on i jego koledzy grają piłką, a taktyka rywali głównie opiera się na dalekim wybijaniu… Ręce opadają, naprawdę. Polecamy Augustyniakowi obejrzeć mecz własnej drużyny i zobaczyć, co ona ostatnio wyprawia. Bo Widzew wygląda beznadziejnie, co potwierdziła chociażby druga połowa w Siedlcach. Pogoń na rywala się po prostu rzuciła, mocno złapała i nie wypuszczała właściwie do samego końca. Zmarnowane „setki” Tarachulskiego i Dziubińskiego, dobre interwencje Hamzicia czy aż 17 oddanych strzałów mówią same za siebie. Widzew nie tyle mógł, co nawet powinien przegrać wyżej.
Nic więc dziwnego, że przedostatnia przed meczem Pogoń dopytywała: „Jak nie z Widzewem, to z kim?”. Tak dziś traktuje się łodzian i trochę czasu upłynie niż zacznie się ich traktować poważniej. I to na szczeblu pierwszoligowym.