Lubimy powoływać się na zagraniczne media, gdy piszą o polskich sportowcach. A gdy robią to po naszych wielkich sukcesach, przeklejamy te treści ze szczególną radością. Jak sobotni wyczyn potraktowała niemiecka prasa? Przypomniała kolejną “pleite” Joachima Loewa na Stadionie Narodowym. Ile miejsca poświęcono Polakom? Niewiele. Trzeba ich było jednak jakoś ocenić…
Zachodni dziennikarze często mają tę przypadłość, że gdy ich drużyna gra z mało poważnym przeciwnikiem, to zazwyczaj traktują go po macoszemu. Jaka różnica, czy pomylisz skrzydłowego z bocznym obrońcą? I tak nikt tego nie sprawdzi. Rozróżniamy defensywnego pomocnika Kazachstanu od ofensywnego? No nie. To czym się przejmować? Z takiego założenia wyszedł np. fachowy przecież “Kicker”.
Już pierwszy rzut oka wystarczy, by stwierdzić, że – przepraszamy za wyrażenie – część not jest kompletnie z dupy. Kogo znam, temu dam ocenę wyższą (a raczej niższą, bo tam punktacja jest odwrotna). Szczęsny? Tu nie ma dyskusji. Lewandowski? Piszczek? Też wszyscy ich kojarzą. Ale lecimy dalej i czego się dowiadujemy? Ano na przykład, że mało widoczny Rybus zagrał niemal na poziomie Milika. Ale to jeszcze nic – Krychowiak jednym z najgorszych zawodników na placu, a Glik… Glik gorszy od Piszczka, Grosickiego, Milika, Lewandowskiego. Glik na poziomie Jodłowca, Rybusa i Szukały. Na poziomie Boatenga, którego zatrzymał Milik, a gorszy np. od Goetze, który – umówmy się – szału nie zrobił.
Panowie, przed rewanżem zgłoście się do nas. Wypiszemy wam dodatkowe wskazówki zamiast nazwisk. Np. blondyn. Łatwiej będzie ocenić. Bo jeśli za taki występ nie ma przynajmniej klasy europejskiej, to chyba trzeba z niej zrezygnować na stałe.
Fot. FotoPyK