Był sobie piłkarz. Młody, piłka mu nie przeszkadzała. Umiał dryblować, podać, sporo widział. Raz nawet strzelił pięknego gola – podbił piłkę piętą nad sobą, a potem huknął w samo okienko. Mówiono: perełka. Dyrygent na lata. Dziesiątka, jakiej wypatrywaliśmy.
Był piłkarz, nie ma piłkarza.
Rafał Wolski najpierw nie poradził sobie w Serie A, a teraz niestety nie radzi sobie w Serie B. Jak tak dalej pójdzie, zweryfikują go przeciwnicy z Serie C. Dzisiaj cały mecz w Bari przesiedział na ławce rezerwowych. Trener dokonał trzech zmian, ale żeby wpuścić Polaka: nie, nic z tych rzeczy. Widać, że Wolski tonie. Niby piłkarz musi być cierpliwy, ale też czasami musi też spojrzeć prawdzie w oczy i podjąć męską decyzję. W tym wypadku: „Ja już Włoch nie podbiję i każdy dzień spędzony w tym kraju jest dniem straconym”.
Wolski musiałby zostać absolutną gwiazdą Bari, by pojawiła się możliwość powrotu do Florencji. Nie jest gwiazdą, nie jest nawet zawodnikiem podstawowego składu. Mógłby dalej szukać szczęścia zagranicą, ale to będzie tułaczka po futbolowej prowincji. Nikt dobry go aktualnie chcieć nie będzie, jeśli uda się go wcisnąć do jakiegoś klubu – to po układzie. Dlatego – Rafał, wracaj do Polski. Mamy dość fajną dla piłkarzy ligę: sporo płacą, trochę ludzi to ogląda, jest sympatyczna otoczka, ładne stadiony. Z gry w piłkę trzeba mieć przyjemność. Tutaj taką przyjemność byś na nowo odnalazł, bo tutaj ludzie w ciebie jeszcze wierzą. A na ławce w Serie B dopaść cię może tylko depresja.
Zadzwoń do menedżera, porozmawiajcie, jak się można z tych wszystkich umów wyplątać. I pewnie jakoś się da, bo dla Włochów dzisiaj jesteś tylko balastem finansowym, a nie piłkarską nadzieją. Szkoda życia, szkoda kariery.