O tym, że niedawne losowanie fazy grupowej Ligi Europy nie było dla Legii Warszawa najszczęśliwsze, już pisaliśmy, zresztą wielokrotnie. I nie mamy tutaj wcale na myśli nieosiągalnego dla mistrzów Polski poziomu, jaki prezentują Trabzonspor, Lokeren i Metalist, tylko ich siłę rażenia… marketingowego. A w zasadzie jej brak. Tak, nie są to rywale, którzy sprawiają, że wygodnicki warszawski natychmiast kombinuje, jak uprzedzić tłum chętnych i zdobyć wejściówkę.
Nie najlepsza frekwencja przy Łazienkowskiej – a to określenie stosunkowo łagodne – to powód do niepokoju dla właścicieli. Ci z kolei nigdy nie ukrywali, że na różne sposoby analizują, dlaczego wciąż wiele miejsc pozostaje pustych, mimo że – na przykład – teoretycznie część z nich została wykupiona przez posiadaczy karnetów, którzy zapłaciwszy za bilet, ostatecznie znaleźli inny sposób na spędzanie wolnego czasu.
OK – sezon wakacyjno-urlopy – powiecie. Jasne, że tak. Drogie bilety – dodadzą następni. No i trzeci element, czyli przeciwnicy. Jak na tę fazę, wybaczcie skrót myślowy, kompletnie nieekskluzywni. Tacy, z którymi łatwiej przegrać na boisku, aniżeli przyciągnąć na nich pełne trybuny. Czyli w kontekście klubu… najgorsi z możliwych.
Doceniamy fakt, że Legia coraz aktywniej wychodzi do ludzi. Podoba nam się, że nie dzieli kibiców na lepszych i gorszych. Karneciarze dostali na Ligę Europy ogromne zniżki, takie o jakich w poprzednich latach nie było wręcz mowy. Lojalność fana trzeba doceniać, jeżeli w przyszłości celem nadrzędnym jest maksymalne zwiększenie posiadaczy sezonowego abonamentu. Fajnie również, że nikt nie zamyka się na tak zwanego „nowego kibica”, stąd specjalna oferta przygotowana z myślą o tych, co karty kibica albo w ogóle nie wyrobili, albo zrobili ja, lecz koniec końców do tej pory na Pepsi Arenie zameldowali się w porywach na meczu polityków czy gwiazd TVN.
Gołym okiem widać, że w klubie się przyłożyli, nikt sprzedaży wejściówek nie odpuścił. Co więcej, sami kibice zachęcają do odwiedzenia stadionu, apelując, że przygotowywana oprawa zostanie pokazana wyłącznie w przypadku kompletu publiczności, gdyż bez niej efekt byłby niepełny.
POSTAW NA LEGIĘ (1.65), REMIS (3.60) LUB LOKEREN (5.25) W BET-AT-HOME >>
I co? Do pierwszego gwizdka pozostało siedem godzin, a zajętych miejsc mniej niż 22 tysiące. To dla nas zupełnie niepojęte, że blisko dwumilionowe miasto – trzeba przyznać: określone kibicowsko – nie jest w stanie wypełnić 30-tysięcznika. Wygodnictwo? Zmęczenie materiału? Przyzwyczajenie do korzystnych wyników? Efekt nowego stadionu minął bezpowrotnie?
Z boku wygląda to tak: silny chłop, pręży muskuły, a nie uniesie siatki z zakupami. Jakiś absurd – że posłużymy się ulubionym zwrotem prezesa Leśnodorskiego.
Fot. FotoPyK