Reklama

Biznesowy nokaut. Liga Europy to mniej niż puchar pocieszenia

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

18 września 2014, 14:46 • 5 min czytania 0 komentarzy

Od kilku lat jak tylko któryś z naszych zespołów zaczyna swoją przygodę w pucharach, można być pewnym dwóch rzeczy. Tego (niestety) że prędzej czy później i tak wszystko skończy się dla niego porażką i tego, że media przy każdej okazji będą wyliczać, jak grubą kasę jest on w stanie na tej europejskiej przygodzie zarobić. Dziś też – początek fazy grupowej Ligi Europy, więc w prasie odbywa się wielkie liczenie, jaki to skok na pieniądze UEFA ma szansę wykonać Legia. Szacunki prawie jak przy okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pomyśleliśmy – w porządku, my też policzymy – kasa zawsze jest wdzięcznym tematem – tylko trochę inaczej. Może nie tyle dokładniej, co z zachowaniem odpowiedniego kontekstu, bo nim siłą rzeczy musi być w tym roku Liga Mistrzów, która w wiadomych okolicznościach, boleśnie śmignęła przed nosem.

Biznesowy nokaut. Liga Europy to mniej niż puchar pocieszenia

Jest taka obiegowa opinia, którą każdy kibic na świecie zdążył już chyba przyswoić. Liga Mistrzów równa się – wielki zarobek. Liga Europy – też kasa, ale raczej na drobne wydatki. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak GIGANTYCZNE są to różnice i ile w Lidze Europy się trzeba napocić, żeby dostać tyle, co na tym najwyższym poziomie za byle pierdnięcie. UEFA co roku dzieli między 72 kluby kwotę przekraczającą MILIARD EURO, przy czym LE z tego całego tortu dostaje skromniutki kawałek – jak brzydki, gruby chłopiec, któremu na przyjęciu żałuje się każdego kawałka, bo powinien zrzucić wstydliwą nadwagę.

Żeby nie być gołosłownym, w poprzedniej edycji pucharów podział był taki:

Liga Mistrzów – 904 miliony euro.
Liga Europy – 209 milionów euro.

209 milionów – to sporo, na pierwszy rzut oka jest z czego wykrawać, ale trzeba pamiętać, że w Lidze Europy gra również więcej zespołów i więcej głów trzeba wykarmić.

Reklama

Wczoraj emocjonowaliśmy się Ligą Mistrzów. Dziś swoje boje w fazie grupowej LE inauguruje Legia, więc media (np. Fakt) piszą: „Zaczyna bój o wielką kasę”. I w gruncie rzeczy to prawda. Za jedno zwycięstwo pod auspicjami UEFA może zgarnąć tyle, ile kosztuje roczne utrzymanie solidnego polskiego piłkarza. Ale dla nas i tak w całej tej opowieści o pieniądzach najciekawszy jest kontekst. Faza grupowa LE to nie jest dla nas pierwszyzna i nikt dzięki grze na tej poziomie nie odjechał jeszcze organizacyjnie – finansowo od reszty. W Lidze Mistrzów? Tam za samo „startowe” dostaje się tyle, że mistrzowi Polski starczyłoby prawie na roczne utrzymanie nie jednego piłkarza, ale całej drużyny.

Znów pobawmy się trochę na liczbach.

Startowe za fazę grupową Ligi Europy – 1,3 miliona euro
Startowe za fazę grupową Ligi Mistrzów – 8,6 miliona euro.

Żeby pokazać to jeszcze bardziej obrazowo: Legia w poprzednim sezonie dostała od UEFA niespełna 3 miliony euro. 1,3 za fazę grupową, 200 tysięcy za jedno zwycięstwo i jeszcze 1,3 miliona z tytułu praw marketingowych. Przychody za wyniki w rozgrywkach grupowych były żałosne, bo żałosna była postawa drużyny. Tym razem mogą być o kilkaset tysięcy wyższe. Rok temu suma wyniosła 2,8 miliona.

Co tymczasem działo się w Lidze Mistrzów?

Na przykład, jak wyszła na niej Steaua Bukareszt, z którą Legia bezpośrednio walczyła o awans? Steaua, jak się okazuje, wyniosła z europejskich boisk ponad pięciokrotnie więcej. Około 15 milionów euro i nieważne, że nie wygrała w LM ani jednego spotkania. A przypomnijmy tylko, że analizujemy wyłącznie stawki UEFA, zupełnie pomijając na przykład wpływy z biletów. W całej zeszłorocznej edycji Champions League nie było ani jednej drużyny, która na najbardziej prestiżowych rozgrywkach kontynentu uciułałaby mniej niż 11 milionów. Viktoria Pilzno – 11,1 i Anderlecht Bruksela – 12,2 mln euro. Obie drużyny zajęły ostatnie miejsce w swych grupach i w sumie udało im się wywalczyć jedno zwycięstwo. Nawet nie potrzeba wyników, tam sama obecność jest bez porównania cenniejsza.

Reklama

Kosmiczna przepaść.

Legia na prawach marketingowych w LE zarobiła 1,3 miliona
Steaua na prawach marketingowych w LM zarobiła 5,1 miliona.

Dziś to jest tylko obrazowa zabawa na liczbach, ale wyobrażamy sobie, jak przygnębiająca musi być dla tych, którzy po dwumeczu z Celtikiem naprawdę tę Ligę Mistrzów już przed sobą widzieli. Albo dla tych, którzy w Legię angażują swoje fundusze. Patrząc z takiej pozycji Liga Europy nie jest nawet pucharem pocieszenia. Skupiając się na samym wątku pieniędzy, odkładając jeszcze na moment gadki o prestiżu i sportowych emocjach, które oczywiście są ważne – to jest prosta kalkulacja: jeden remis w Lidze Mistrzów wart jest tyle, ile w Lidze Europy dwie wygrane i remis. UEFA za jedno zwycięstw w LM płaci milion euro. Żeby milion zarobić w LE, Legia musiałaby wygrać pięć z sześciu meczów z Metalistem, Lokeren i Trabzonem. Awans do 1/16 finału Ligi Europy premiowany jest przez UEFA dwa razy słabiej niż pojedynczy remis w Champions League. Jedną wygraną w LM rekompensuje dopiero ćwierćfinał LE.

POSTAW NA LEGIĘ (1.65), REMIS (3.60) LUB LOKEREN (5.25) W BET-AT-HOME >>

Dziesiątki różnych przykładów.

Rozpisując dokładnie:

– pojedyncze zwycięstwo w Lidze Mistrzów – 1 mln euro.
– pojedyncze zwycięstwo w Lidze Europy – 200 tysięcy euro
– awans do 1/16 finału w Lidze Europy – 200 tysięcy euro
– awans do 1/8 finału w Lidze Europy – 350 tysięcy euro
– awans do ćwierćfinału w Lidze Europy – 450 tysięcy euro
– awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów – 3,5 miliona euro.

Piszemy o tym tylko z jednego powodu. Nie żeby się z Legii nabijać czy żeby umniejszać rangę ewentualnych sukcesów na tym „drugim poziomie”. Po prostu, żeby oglądając te mecze mieć całkowitą świadomość czym Z BIZNESOWEGO PUNKTU WIDZENIA różnią się one od tych, które oglądamy o 20:45 we wtorki i środy. Liga Europy nie jest tu w stanie wytrzymać jakichkolwiek porównań. Prosty przykład na koniec: Valencia mimo dotarcia do półfinału zarobiła mniej niż wart jest sam awans do Ligi Mistrzów. Triumfator – Sevilla – dostał od UEFA o milion mniej niż wspominana już Steaua Bukareszt.

Piłka niby ta sama, ale w księgach wszystko wygląda inaczej.

Najnowsze

1 liga

Misiura: Na Ekstraklasę byłem gotowy już w 2020 roku

Szymon Piórek
0
Misiura: Na Ekstraklasę byłem gotowy już w 2020 roku

Liga Europy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...