Dlaczego polskie kluby nie mają swoich socios? Ale takich w najlepszym wydaniu, jak w Barcelonie czy Madrycie. Biorących sprawy w swoje ręce, wspierających finansowanie klubu w sposób znacznie szerszy niż tylko płacąc za bilety. Wygląda na to, że to samo pytanie zadali sobie sympatycy Górnika Zabrze, którzy właśnie powołują stowarzyszenie o nazwie… No właśnie – Socios Górnik. Przedsięwzięcie na razie w powijakach, ale plany są ambitne. O co chodzi? Sami z ciekawości zapytaliśmy o to Łukasza Mazura – byłego prezesa Górnika, który od czasu do czasu publikuje na Weszło, a w międzyczasie został jednym z członków – założycieli Socios Górnik.
No to jeszcze raz: o co chodzi?
– Najkrócej mówiąc: chcemy pomóc. Jako kibice – pomóc zebrać jakiekolwiek pieniądze i kapitałowo wejść do klubu. Górnik od kilku lat jest w fatalnej sytuacji finansowej. Jeśli kiedyś – tak jak się o tym mówi – zostanie wprowadzony zakaz podpisywania porozumień w sprawie zaległości, może mieć duży problem z licencją na grę w ekstraklasie. Pamiętam jak kiedyś, dawno temu, Krzysiek Stanowski napisał na Weszło taki tekst o ŁKS-ie, któremu na przeżycie brakowało bodajże 400 tysięcy złotych. Napisał, że jeśli w całej Łodzi nie ma 4 tysięcy ludzi, którzy byliby w stanie wpłacić 100 złotych i ten ŁKS uratować, to znaczy, że cały ten klub nie ma najmniejszego sensu. I tak samo jest z Górnikiem. Jeśli my, kibice klubu – legendy nawet nie spróbujemy go ratować, to będzie znaczyć, że te opowieści o wielkim Górniku i jego wspaniałych fanach to nic więcej jak megalomania.
– Teoria się zgadza, ale teraz praktyka: jaki macie pomysł na to, żeby pieniądz popłynął szerokim strumieniem, docelowo do Górnika?
– Dokończę swoją myśl. Chodzi mi o to, że jeśli nie ma chętnych żeby rocznie oddać 200 czy 250 złotych na składkę członkowską, jeśli nie ma ludzi, którzy chcieliby zostać takim drobnym udziałowcem klubu, to znaczy, że nie ma tego Górnika dla kogo ratować. Bo umówmy się – robienie klubu dla tysiąca czy dwóch tysięcy osób ma sens na poziomie pierwszej albo drugiej ligi, a nie ekstraklasy. Ale jeśli – mówiąc w skrócie – zbierzemy np. 10 tysięcy ludzi, ustalając składki na średnim poziomie 200 zł rocznie, to łatwo policzyć, że kwota zrobi się już dość sensowna. Kiedyś przeczytałem, że składki socios Realu Madryt stanowią około 10 procent jego przychodów. My oczywiście nie jesteśmy Realem Madryt, ale też nie mamy budżetu Realu. Górnik budżet przychodowy ma dziś mniej więcej na poziomie 14 milionów złotych, a więc suma np. 2 milionów byłaby dla niego dość znacząca.
– Stowarzyszenie, które chce zbierać pieniądze – w założeniu: całkiem duże – musi być transparentne. Wypada więc wyjaśnić ludziom, kto za nim stoi.
– Założycieli stowarzyszenia jest 25. To ludzie w różnym wieku, różnych profesji i my ich niedługo wszystkich przedstawimy. Sam jestem jednym z członków, czasem coś będę mógł doradzić, ale żeby było jasne – nie wchodzę do zarządu, wielu osobom pewnie bym przeszkadzał. Generalnie, są to ludzie pracujący w różnych spółkach, prowadzący własne firmy, ale niezwiązani bezpośrednio z klubem, z żadną władzą czy opcją polityczną. Wszyscy zostaną przedstawieni z imienia i nazwiska. To nie jest tak, że kilku cwaniaczków postanowiło założyć drugie Amber Gold i ściągać z ludzi kasę. W statucie mamy zapisaną pełną przejrzystość. Będziemy publikować wszystkie sprawozdania finansowe, na bieżąco pokazywać, jak te wpłaty wyglądają.
– No i macie działać nieodpłatnie.
– Wprowadziliśmy różne mechanizmy antykorupcyjne, włącznie z takim, że gdyby któryś z członków wszedł do rady nadzorczej klubu i brał z tego tytułu wynagrodzenie, zostałby automatycznie wykreślony ze stowarzyszenia.
– Na razie jesteście na etapie rejestracji…
– Myślę, że w ciągu miesiąca powinno to być załatwione. Wtedy powstanie konto, na które będą wpłacane pieniądze, ruszymy z deklaracjami członkowskimi.
– Ok, co jeszcze? Jakieś smaczki? Coś, co odróżni to od zwykłej zrzutki?
– Myślę, że to wszystko z czasem będzie się rozwijać. Na początku wyróżnikiem na pewno będą karty członkowskie, zróżnicowane na podstawie wysokości wpłaty. Mówiąc w skrócie: wzorujemy się na tym, co już z powodzeniem funkcjonuje w Hiszpanii. Tam każdy socio ma własną kartę z indywidualnym numerem i jest to numer niezbywalny, nieraz dziedziczony i będący powodem do dumy.
– Czy ta karta, poza dumą z jej posiadania, będzie do czegoś uprawniać?
– Na dziś nie mamy żadnych tego typu przywilejów. Niewykluczone, że w przyszłości one będą, jestem sobie to w stanie wyobrazić, ale to tak odległa perspektywa, że lepiej nie mówić o tym, co możemy zyskać, tylko o poczuciu, że płacimy własne pieniądze na klub, na którym nam zależy. Są ludzie, którzy chcą wspierać Górnika nie tylko kupując bilety czy gadżety i robić to na takim poziomie, na jaki ich stać.
– “Socios Górnik”.
– Nazwa faktycznie mało śląska, ale odniesienie wydaje mi się dość czytelne. Czujemy, że robimy coś, czego akurat w Polsce w piłce nożnej nikt jeszcze nie zrobił.
– Odnoszę tylko wrażenie, że działacie bez porozumienia z klubem.
– Bo to nie jest tak, że miasto, samorząd, klub czy ktokolwiek nas do tego namawiał. To całkowicie oddolna inicjatywa. Teraz się o tym dużo mówi: zaangażowanie obywateli w problemy lokalnej społeczności. Dla wielu ludzi problemem lokalnej społeczności jest Górnik Zabrze i my chcemy z tym coś zrobić.
– No dobrze, będziecie zbierać te pieniądze, ale później przecież musicie mieć wpływ na to dokąd trafią i jak one zostaną wydane. Jak zamierzacie sobie to zapewnić?
– Naszym docelowym miejscem jest jedno z siedzeń w radzie nadzorczej klubu. To daje wpływ na wydawanie pieniędzy, możliwość kontroli ich wykorzystania. Wiele tak naprawdę zależy od liczby członków i zebranych funduszy. Im więcej ich będziemy mieli, tym bardziej rzetelnym i wiarygodnym partnerem będziemy.
– Czyli na dziś nie ma żadnych porozumień.
– Nie ma. Natomiast nie wyobrażam sobie klubu czy generalnie firmy, która w momencie kiedy ktoś przynosi do niej żywą gotówkę, jest w stanie ten sygnał całkiem zignorować i powiedzieć „nie, dziękuję, nie chcę” – zwłaszcza w sytuacji finansowej Górnika. Chcemy być poważnym partnerem. Pierwsze sto numerów kart członkowskich będzie zastrzeżone do licytacji i – nazwijmy to – dla znanych ludzi. Bo przecież nawet w piłce są Jurek Dudek, Irek Jeleń czy Lukas Podolski, którzy Górnikowi kibicują i sami się tym szczycą. Teraz jest okazja być w Górniku, niekoniecznie jako współwłaściciel za milion czy dwa miliony euro, ale na zasadzie drobnych cegiełek, z których musi się udać coś zbudować. Odzew jest na razie bardzo pozytywny. Co ciekawe, nie tylko ze strony pojedynczych osób, ale i firm, dla których takie wsparcie oddolnej inicjatywy może być nawet cenniejsze niż oficjalne wspieranie piłki nożnej, która w biznesie zbyt dużą estymą się nie cieszy.
Rozmawiał PM
Fot. roosevelta81.pl