Reklama

Neymar, po co ci ta błazenada?

redakcja

Autor:redakcja

08 września 2014, 15:38 • 4 min czytania 0 komentarzy

Brazylia – Kolumbia, najlepszy mecz Canarinhos na mistrzostwach świata. W ten weekend doszło do rewanżu i znowu lepsi byli kanarkowi. Trudno było ten wynik przegapić, skoro po sieci krążyła piękna, zwycięska bramka Neymara, a także jeszcze chętniej podawane dalej zdjęcia, na których strzelec godził się z Zunigą. Brazylijczyk nie tylko przyjął przeprosiny, ale i zrobił „miśka” z Kolumbijczykiem, który parę tygodni temu przykuł go na dłuższy czas do szpitalnego łóżka. Wyszło fajnie. Z klasą.

Neymar, po co ci ta błazenada?

Obejrzałem gola, obejrzałem fotki, myślałem: kurczę, Neymar to jednak gość. Umie grać, umie się zachować. Ale potem dotarł do mnie trzeci z najistotniejszych akcentów tego meczu.

Gdzie schowała się ta klasa, którą okazał po końcowym gwizdku? Neymar robi tyle przewrotów, że na w-fie w piątej klasie miałby ocenę z wyróżnieniem. Na koniec, gdy już wytracił pęd, jeszcze podrzuca siebie rękoma, udowadniając, że zajęcia na siłce nie idą na marne. Żałuję, że nie mam tej powtórki w innej wersji, bo przypuszczam, że do Oscara za rolę pierwszoplanową i efekty specjalne można by dodać także statuetkę za dźwięk.

Co za patologia. Dobre wrażenie wyparowało.

Reklama

Patologia tym większa, gdy odpowiednio ją zestawisz. Oto tegoroczna wypowiedź Neymara: – Nie uprawiam boiskowego teatru. Kiedy rywal potraktuje mnie ostro, po prostu staram się ochronić.

Czyli mam rozumieć, że stąd te wszystkie przewroty, pady, turlanie się żywcem wyjęte z gry „Sonic the Hedgehog”? Okej, okej. Fajna teoria. Ładnie skrojona, może nawet wiarygodna. Ale wystarczy przypomnieć scenkę z Granadą, by posypała się jak domek z kart.

Tu też starał się ochronić przed brutalnym atakiem? Nie. Chciał oszukać. Naciągnąć sędziego na czerwoną kartkę, by ratować wynik. Zamiast szukać bramki, szukał możliwości zrobienia z sędziego wała. Zagranie poniżej wszelkiej krytyki.

Powiem szczerze: chciałbym gościa lubić. Ma umiejętności na wysokim poziomie, szanuję je. Jak na szum, który został wokół niego rozpętany, ma poukładane w głowie – rodzina, dziecko, te klimaty. Afera z reklamą na majtkach? Dla mnie żaden problem. Jakby mi zaoferowali kilkaset tysięcy euro za to, że w trakcie meczu na chwilę podciągnę nieco gacie, to nie zastanawiałbym się ani chwili.

Chciałbym gościa lubić, ale nie potrafię. Przecież on nie potrzebuje takiej błazenady. Są może zawodnicy, których trener wystawia, bo potrafią „wywalczyć” rzuty wolne, to jest ich główny atut. Ale Neymar ma umiejętności i gdyby jutro przestał kantować, nie straciłby, dajmy na to, miejsca w kadrze albo Barcelonie. A biorąc pod uwagę, że jest też wielką marką marketingową, tym bardziej jestem zaskoczony jego pajacowaniem. Bo umówmy się, nie znajdziesz kibica, który szanuje takie ciosy poniżej pasa. „Pięknie nakręcił sędziego na karnego, genialny wałek!” – powiedział nikt nigdy. Wymuszenia są nagminne i zabijają futbol, rozumie to każdy.

Reklama

Neymar nie uniknie zestawień z Ronaldinho. Barca, bycie ważną postacią w kadrze, pokrętło w nodze. Dla mnie Ronny to był facet, który miał pasję do gry. Bawił się na boisku, w każdym jego zagraniu było widać, że kocha futbol. Neymar, wydaje mi się, mógłby być kimś takim. A tymczasem co mecz widać u niego boiskowe wcielenie zasady „po trupach do celu”. Niech wykaże się cwaniactwem przy sam na sam, a nie przy kontakcie z rywalem. Niech pokaże fantazję przy dryblingu bądź podaniu, a nie przy kolejnym przewrocie. Bo może.

Chcecie to zróbcie test: wpiszcie w Youtube „Ronaldinho dive” i „Neymar dive”. W przypadku tego pierwszego znalazłem jedną sytuację z czasów Atletico Mineiro. W przypadku Neymara pierwszą pozycję okupowała siedmiominutowa składanka padów i kantów. Młody zresztą pojawił się też u Ronniego, na czwartym miejscu, z sześciominutową paradą oszustw. Wymowne. To pokazuje, jak kojarzony jest z boiskowymi przekrętami, nawet na poziomie internetowych wyszukiwarek.

Może reaguję alergicznie na wszelkie futbolowe ściemy, bo pamiętam jeszcze czasy, gdy nie były tak rozpowszechnione. Pod koniec lat 90-tych takie zagrywki były rzadkością. Dziś to plaga: przerywanie gry co minutę, bo ktoś na kogoś chuchnął. Wyniki przesądzane przez aktorskie umiejętności. Kanciarze zabijający mój ulubiony sport. Dlatego wielką satysfakcję sprawia mi, gdy taki facet wbiegnie z piłką w pole karne, ma niezłą pozycję i może strzelać, ale woli się wywrócić, a w konsekwencji traci piłkę, bo sędzia nie był idiotą. Ot, weszło mu w nawyk! I go za to pokarało.

Neymara też widziałem wiele razy, gdy mógł dalej iść z obiecującą akcją, ale zamiast ją pociągnąć (jak piłkarz) wolał stać się tanią podróbką Roberta de Niro.

Niestety, puentę mam dla was niewesołą. Nie raz i nie dwa symulka zaowocowała rzutem wolnym bądź karnym, z którego Neymar strzelił zwycięską bramkę. Dzisiejsza piłka nożna pozwala, by oszustwo popłacało. Ale ja nie muszę temu przyklaskiwać. I Neymar jako symbol zawodnika, który mógłby być wizytówką piłki, ale zamiast tego kopie futbol w jaja, szacunku u mnie mieć nie będzie.

Ale jeśli kiedyś zmieni swoje postępowanie, zrozumie błąd? Będzie miał we mnie szczerego kibica.

Leszek Milewski

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...