Jak co roku, „La Gazetta dello Sport” opublikowała dane dotyczące rocznych apanaży zawodników ligi włoskiej. My kolejny raz przyglądamy się temu zestawieniu z perspektywy Ekstraklasy i… Tak, tak – można stwierdzić, że Legia jest już „kontraktowo” na poziomie Ceseny. Wprawdzie wciąż raczej nie brzmi to jak komplement, ale gdyby chwycić temat od innej strony, na przykład że finansowo mistrz Polski mieści się w Serie A, od razu jest lepiej.
Oczywiście, nie mamy złudzeń, że ta zacierająca się różnica w wysokości płac między „Cesenami” a rozwijającym się klubem z Polski to w głównej mierze zasługa tych pierwszych. Kryzys gospodarczy, cięcia w budżetach – to wszystko sprawia, że na Półwyspie Apenińskim piłkarze zostali zmuszeni, aby z roku na rok coraz bardziej dostosowywać się do nowej sytuacji. Jeżeli chcesz, kolego, ponad milion euro, a nie dali ci tyle z różnych względów w górnej połówce tabeli, to raczej pomyśl nad kierunkiem arabskim albo idź, zjedz pizzę i zastanów się raz jeszcze.
Wydaje się, że Włosi trochę zmienili myślenie. Szukają piłkarzy mieszczących się w ich finansowych ramach, a nie te ramy dostosowują do nazwisk. Zerknijcie. Aż w OŚMIU (!) klubach Serie A najwyższa pensja wynosi nie więcej niż bańka euro za sezon, z czego następne trzy nieznacznie tę granicę przekraczają. Przypomnijmy, że mowa o rozgrywkach, w której przykładowa Cesena wyłącznie za transmisje zarobi około 20 milionów euro…
Dożyliśmy czasów, w których mistrz Polski dorównuje płacą włoskiemu średniakowi, to pójdźmy krok dalej: byle Brazylijczyk w Azerbejdżanie czy Kazachstanie zarobi więcej od takiego Darmiana. Nieważne, że wychowanek Milanu, że w juniorskich kadrach zagrał kilkadziesiąt razy i został wicemistrzem mistrzostw Europu U-19, że jedzie chłopak na mundial, gdzie reprezentuje Squadra Azzurra jako zawodnik wyjściowej jedenastki. Czyli: nie żaden ogórek, tylko facet z wyrobioną marką, wielce prawdopodobne, że na swojej pozycji najlepszy spośród graczy z włoskim paszportem, który w swojej ojczyźnie z czołową (?) ligą w skali kontynentu, robi za drobne. Niebywałe, zestawiając go rzecz jasna z tym, co napisaliśmy w pierwszych zdaniach tego akapitu.
– Halo, parla Italiano?
To absurdalne, lecz niewiele brakuje, żeby najlepiej opłacanym polskim ligowcom bardziej niż włoska liga opłacała się włoska kuchnia. W stolicy, Poznaniu czy nad morzem…