Jedno słowo – planowo. Do przerwy nuda i malutka dawka wstydu, ale już po przerwie strzelanie do kaczek i to z karabinu maszynowego. Debiut Adama Nawałki w meczu o punkty okazał się rekordowy. Oczywiście, w największym stopniu jest to efekt wylosowanego terminarza i klasy Gibraltaru, ale oddajmy piłkarzom co ich: zrobili swoje. Mogli dać ciała na sto różnych sposobów, a nie dali w ogóle.
Niektórzy mówili – jak Tomasz Iwan na przykład – że takie mecze są najtrudniejsze. Nam się jednak zdawało, że z Niemcami i Irlandią są trudniejsze, a mecze przeciwko amatorom – najłatwiejsze. Ale my się nie znamy. Jako laicy spodziewaliśmy się, że nawet na nieposkładana ekipa Adama zrobi z Gibraltaru dżem. I zrobiła. Wysokie zwycięstwo było po prostu obowiązkiem – prawdopodobnie graliśmy przeciwko nowej najgorszej drużynie w Europie (chyba gorszej niż San Marino), a to wymarzony moment, by trochę polepszyć klimat panujący wokół kadry.
Pierwsza połowa nas wszystkich zmęczyła. Klich postanowił wszystkim pokazać, dlaczego nie gra w Wolfsburgu, Milik – dlaczego nie gra w Ajaksie, a Olkowski – dlaczego nie gra w 1.FC Koeln. Generalnie nasze trio postanowiło zgodnie zamanifestować, że klubowi trenerzy mają rację. Reszta drużyny – przyznajmy to szczerze – też w tym okresie furory nie robiła. Natomiast już po przerwie zaczęło się maltretowanie tego biednego strażaka, który broni dostępu do gibraltarskiej bramki. Jeśli miał gasić pożary w swoim polu karnym, to raczej mu nie wyszło. Zaczął Kamil Grosicki, całość pociągnął dalej Robert Lewandowski. Oczywiście, „Lewy” zrobił swoje i jakiekolwiek żarty są nie na miejscu, ale jednak nie możemy się oprzeć pokusie i napiszemy, jak wygląda lista drużyn, którym strzelił najwięcej goli:
1. San Marino – 4 gole.
Gibraltar – 4 gole.
2. Singapur – 2 gole.
Wybrzeże Kości Słoniowej – 2 gole.
Ale chwała mu i za to.
Mecz w sumie do zapomnienia. Trudno na jego podstawie wysnuć jakieś mądre wnioski na temat przydatności niektórych piłkarzy, bo jednak nie można zapominać, że Gibraltar ma mniej więcej tylu mieszkańców, co Śrem. I gdyby reprezentacja Polski zmierzyła się z reprezentacją Śremu, to raczej spodziewalibyśmy się wyniku właśnie koło 7:0, albo jeszcze wyższego. Gdyby dzisiaj w obronie zagrał Adam Nawałka, a w pomocy Zbigniew Boniek, to wciąż nasza kadra byłaby zdecydowanym faworytem.
Ktoś więc powie – ten fatalnie, a tamten dobrze. To bez znaczenia. Poza wspomnianym trio, które potwierdziło, że nie da się być w formie, nie grając w meczach, wszyscy inni po prostu odbyli nieznaczącą, obowiązkową jednostkę treningową. Teraz tylko wrócić szczęśliwie, dobrze przepracować następny miesiąc i codziennie wieczorem zmówić paciorek, żebyśmy w październiku to nie my byli Gibraltarem.
Fot. FotoPyK