– Hubert Małowiejski powiedział, że Gibraltar jest zbliżony poziomem sportowym do Litwy – oznajmił powoływacz reprezentacji Polski, Adam Nawałka.
Sformułowanie „jest zbliżony” pozwala na dość swobodną interpretację. Można na przykład rzec, że poziom życia w Polsce i w Niemczech jest zbliżony, jeśli przyjmiemy odpowiednią skalę. I będzie to całkiem uprawnione. Możemy więc także przyjąć, że faktycznie Gibraltar i Litwa są na podobnym poziomie, a w skrócie: obie drużyny są – no sorry – zwyczajnie chujowe. Jednakże od analityka reprezentacji wymagalibyśmy wgłębienia się w szczegóły, a w szczegółach stawianie znaku równości między Litwą i Gibraltarem to szaleństwo.
Nie wiemy, czy to już szukanie alibi w obozie biało-czerwonych, ale chyba trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć: w najbliższym meczu nasza kadra zagra z jedną z najgorszych drużyn świata, tak złą, że aż szkoda słów. Nie trzeba analityka, by to stwierdzić. Wystarczy turysta z aparatem. Kto był na Gibraltarze, ten wie, że to mały skrawek ziemi, górzysty, znaleźć tam poziomy teren na zbudowanie boiska graniczy z cudem. Oczywiście, mają tam kompleks sportowy, żeby się poruszać po pracy. I po nic więcej. Z 29 000 mieszkańców, chyba jeden utrzymuje się z uprawiania sportu. Piłkarz, który na co dzień gra w słabym izraelskim klubie. A poza nim to już nikt.
Litwa się stoczyła, to prawda. Nie mają tam już Edgarasa Jankauskasa czy Tomasa Danileviciusa. Ale porównywać to trzymilionowe państwo z małym miasteczkiem zbudowanym wokół skały, to jednak szaleństwo. Litwini jednak mają zawodników, którzy po prostu żyją z uprawiania futbolu. Nie grają w dobrych klubach, ale w jakichś tam grają, rozsiani po całej Europie, trenują dzień w dzień. Jeśli Hubert Małowiejski na serio chce zestawiać Litwę z Gibraltarem, to chyba czas poszukać innego analityka, bo ten niewiele kuma. Gibraltar to przy dużej życzliwości można porównać co najwyżej z Andorą. Ale, rany, nie z Litwą!
A generalnie więcej dobrego dla świata Małowiejski by zrobił, gdyby zamiast analizować grę Gibraltaru posegregował śmieci. Bo – tak w skrócie – Gibraltar ogra się sam, a śmieci same się nie posegregują.
Fot. FotoPyK