Reklama

Inzaghi z pierwszym skalpem, falstart Interu

redakcja

Autor:redakcja

31 sierpnia 2014, 23:04 • 3 min czytania 5 komentarzy

Milan wygrał 3:1, ale to był wynik ponad stan. Kultura gry chyba jednak po stronie Lazio, choć wielu może zwieść to, że Milan przez większość meczu kontrolował rezultat. Ale fajerwerków nie było. Właściwie o te zadbał tylko Diego Lopez broniąc karnego, a także El Shaarawy, który wyglądał naprawdę nieźle i kilka razy błysnął, w tym piękną asystą przy golu Hondy.

Inzaghi z pierwszym skalpem, falstart Interu

No właśnie, Honda. Jego dyspozycja to dla nas ten mecz w pigułce. Strzelił bramkę, otworzył wynik. Ale ogółem? Grał słabo, nie brał udziału w grze. Dokładnie tak samo wyglądał cały Milan – obroni się po meczu, ma argumenty. Ale przekonująco nie było. Oczywiście trzeba brać pod uwagę fakt, że z ogórkami nie grali, bo Lazio fajnie się wzmocniło, ma w tym momencie niezłą paczkę. I po tym co zobaczyliśmy, nie zdziwimy się, jeśli ekipa z Rzymu będzie się kręcić w czołówce stawki.

Milan natomiast powielił stare grzechy jeśli chodzi o grę obronną. To też dość kuriozalne, bo z jednej strony, przez większość meczu wyglądali solidnie. Ale jak już odpuścili, to na całego. Dali się zepchnąć na szesnasty metr, a ich zaparkowany w polu karnym autobus z każdą chwilą się kurczył, później był już co najwyżej polonezem. Bramka, potem dalszy ostrzał, karny, pięknie obroniony przez Lopeza. Gdyby w tym meczu przewidziano dogrywkę, Lazio nie byłoby bez szans na remis.

Cieszy natomiast niezła gra El Shaarawiego. Cała Serie A potrzebuje, by ten piłkarz znowu grał wspaniale.

Reklama

data-publisher-id=”19850″ data-video-id=”3028201″>Ostrzyliśmy sobie zęby na starcie Torino i Interu. Nerazzurri mądrze przemeblowani, “Byki” bez Cerciego i Immobile, ale też wyglądający solidnie. Niestety, zawiedliśmy się. Futbolu za wiele tutaj nie było, na pewno na innych arenach w tym czasie działo się więcej (patrz: Sociedad).

Właściwie Torino brakło tylko odwagi, by wygrać. Gdy ruszyli śmielej tuż po przerwie sytuacje posypały się jedna po drugiej. Ładna bomba Bovo, potem z bliska mógł strzelić Quagliarella… Nic jednak nie chciało wpaść. Tak samo po drugiej stronie, bo gdy już pustą bramkę miał Medel, w ostatniej chwili zjawiał się obrońca, by wybić piłkę. Niestety dla wszystkich, którzy oglądali ten mecz: 0:0 było w pełni zasłużone.

Jak spisali się nowi? W Interze jedną okazję miał Osvaldo, ale nie trafił w bramkę, niewidoczny był M’Vila, Vidić sprokurował karnego i dostał czerwoną kartkę. Aczkolwiek oddajmy Serbowi, że w obu sytuacjach sędzia się pomylił. Jedenastka była, jak to się modnie mówi, z dupy, a i czerwona za sarkastyczne klaskanie… Przesada. Ważne, że przynajmniej arbiter nie przedłużał i mogliśmy wyłączyć telewizor.

A, jak nasz rodzynek, Kamil Glik? Na zero z Interem to wciąż jednak znaczy – więcej niż poprawnie. Tylko Kamil w tej kolejce zameldował się na murawie, reszta Polaków grzała albo trybuny albo ławę.

***

W meczach sobotnich porządnie starcie obejrzeliśmy w Rzymie, gdzie Roma wydarła trzy punkty z rąk Fiorentiny. Piłkarze gości byli zgodni – zasłużyli na więcej, co najmniej remis. Faktycznie, De Sanctis momentami bronił naprawdę kapitalnie, Fiorentina odgryzała się raz po raz. Neto powiedział nawet, że Roma miała kupę szczęści, Alonso był zły ze straty punktów. Garcia jednak przekonywał, że Giallorossi kontrolowali mecz.

Reklama

  Juventus rozegrał mecz, o którym zapominało się piętnaście minut po jego obejrzeniu. Anglicy mają dobre słówko na takie okazje: “uninspiring”. Zwycięstwo po samobóju Cristiano Biraghiego (jemu zaliczono trafienie, choć większość pracy wykonał Caceres) chwały nie przynosi, ale cel został zrealizowany. Allegri z pierwszym skalpem, w lidze to efektywność jest w cenie, a nie kanonady.

Najnowsze

Weszło

Komentarze

5 komentarzy

Loading...