Mariusz Rumak wraca do Poznania szybciej niż ktokolwiek myślał. A dokładnie: wróci 20 września. Jako trener bydgoskiego Zawiszy, by poprowadzić go przeciwko „Kolejorzowi”. Jak ktoś ładnie spuentował, w dawnych czasach to Zawisza prowadził rumaka, a nie na odwrót. Ale świat się zmienia.
Najwyraźniej Radosław Osuch uznał, że trochę za szybko poszło mu upodobnianie się do Antoniego Ptaka i że z liczbą obcokrajowców – tak w kadrze zespołu, jak i w sztabie szkoleniowym – jednak przegiął. Po najbliższej kolejce drużynę przejmie były trener Lecha Poznań i… No właśnie, jesteśmy bardzo ciekawi, co dalej. Z jednej strony, jakoś Rumak kojarzy nam się z tym, że mając mocniejszy zespół przegrywał z zespołami znacznie słabszymi – a teraz zastanie go sytuacja odwrotna. Z drugiej, Zawisza nie jest aż tak słaby jak się obecnie wielu osobom wydaje i to po prostu musi w końcu zaskoczyć. Nie jakoś spektakularnie, nie tak, by walczyć o europejskie puchary, ale na tyle, by ciułać punkty. W pomocy będą – jak się wszyscy wyleczą – i Drygas, i Masłowski, i Goulon, i Carlos, i Wójcicki. W ataku Vasconcelos… No, da się grać, naprawdę. Tylko ktoś to musi ogarnąć.
Czy tym kim będzie Mariusz Rumak? To znaczy – czy mu się uda? Z wielkim zainteresowaniem będziemy śledzić losy bydgoskiego eksperymentu. Rumak po raz pierwszy w karierze trafi w takie warunki, w jakich użerać muszą się na co dzień „zwykli” trenerzy. I teraz musi udowodnić, że trenerem faktycznie jest, bo – no niestety – zdobyć wicemistrzostwo z Lechem, a później do niego dołożyć serię eurowpierdoli, to mógłby nawet Michał Figurski.
Fot.FotoPyK