W sobotę Cracovia przegrała czwarty mecz w tym sezonie, tym razem na własnym stadionie z Podbeskidziem. To chyba najlepszy moment, by cofnąć się do pogawędki Janusza Filipiaka z Dziennikiem Polskim, która miała miejsce jeszcze przed weekendem. Profesor nie miał żadnych wątpliwości co do siły swojej drużyny i jasno określił cel na obecny sezon – mistrzostwo Polski. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Czy Pana zadowoli każde miejsce wyższe niż w zeszłym sezonie?
Nie, nie zadowoli mnie. Kibice chcą, żebyśmy grali o jak najwyższe cele, o mistrzostwo Polski.
Przecież to jest nierealne, żeby Cracovia walczyła o mistrzostwo kraju…
Dlaczego? Jest realne. (…) Kadra Cracovii jest bardzo dobra.
W innej części Filipiak wytłumaczył też, że Robert Podoliński ma podobne zdanie, a ale nie mówi tego głośno, bo jest powściągliwy. Właściwie to sami nie wiemy, jak zareagować na takie słowa. Czy mamy na poważnie tłumaczyć profesorowi, że w obronie Cracovii regularnie grają Żytko i Rymaniak, w środku biega jakiś nie pierwszej młodości dryblas z ligi słoweńskiej, a podstawowym napastnikiem jest Deniss Rakels? Mamy mu pokazywać ligową tabelę lub wyjaśniać, na czym polega różnica pomiędzy jego drużyną, a Legią lub Lechem?
Najdziwniejsze, że Filipiak – jako profesor nauk technicznych – w ogóle nie wyciąga wniosków ze swoich doświadczeń. Kompletnie ignoruje dane, jak na przykład pozycje w tabeli z pięciu ostatnich sezonów w Ekstraklasie, czyli kolejno: 14, 16, 14, 12 i 14. Nawet w rozgrywkach 2012/13, kiedy Cracovia grała w pierwszej lidze, nie była w stanie zająć pierwszego miejsca. A teraz, po pozbyciu się najlepszych piłkarzy – Kosanovicia, Danielewicza i Ntibazonkizy – ma grać o mistrzostwo?
Po kilku próbach nawet idiota rozumie, że nie warto biegać nago po śniegu, bo w końcu zmarzną jaja. Z kolei mysz, która w jednym miejscu zawsze dostaje prądem, z czasem przestaje tam podchodzić. Pies również dochodzi do wniosku, że przy obroży z kolczatką nie warto się szarpać i lepiej iść spokojnie. Tylko Filipiak sezon w sezon gra o mistrzostwo.
Fot. FotoPyK