Po pierwszym meczu Superpucharu Hiszpanii pisaliśmy: nudy, że super to tak tylko z nazwy. No bo co innego można było wymyślić? Dziś na szczęście znowu iskry, znowu agresja i napięcie, a skoro tak, to wiadomo, że do głosu musiało dojść Altletico. Im więcej ognia na boisku, tym lepiej dla nich. Dziś znowu byli wielcy. Znowu kradli przestrzeń. Walczyli, szarpali, objęli prowadzenie i już go nie oddali. Superpuchar dla Atletico. Simeone znowu triumfuje, a my zostajemy z refleksją: rany, znowu? Przecież w piłce tak nie ma. Drugi sezon wszystko weryfikuje. Wygląda na to, że nie w Atletico. Nie u Simeone. Rottweilery dalej gryzą.
Kibice Realu długo się łudzili. Mówili: spokojnie, będzie jak w finale Ligi Mistrzów. Real to oczywiście była gracja, moc talentu, ale naprzeciw znowu stanęła piłkarska orka, skromne chłopaki, które nie odstawią łokcia, a na koniec zaśmieją się wszystkim w twarz.
Uśmiech Simeone po ostatnim gwizdku mówi wszystko. Argentyńczyk odstawiał dziś przy linii szopki, klepał w głowę sędziego, w końcu opuści boisko, ale obrazki jak w pewnym momencie podrywa do boju trybuny – absolutnie epickie. Pasja. Entuzjazm. Chyba nikt nie sądził, że to tak dalej będzie wyglądać. Często porównuje się Atletico do Borussii, Simeone stawiany jest w tym samym szeregu, co Klopp, ale na razie wygląda na to, że ta madrycka bajka potrwa trochę dłużej. Juanfran, Koke, Godin, Miranda – czym oni ich karmią?! Co ten Simeone wyrabia w szatni?
Mówiono, że to najlepszy Real XXI wieku, że James, że Kroos, no cała plejada gwiazd. A dziś polegli, choć na Calderon w ostatnich piętnastu latach nie przegrywali. Real miał swoje szanse, znowu wygrywał posiadanie piłki, ale czym w dzisiejszym futbolu jest posiadanie piłki, gdy Atletico strzela jedną bramkę, a potem do końca tak organizuje grę, że wszystkie gwiazdy bledną? Wszedł w drugiej połowie Cristiano Ronaldo, krzyk rozpaczy było słychać z daleka, ale jedyne, z czego Portugalczyka zapamiętamy, to jakiś strzał w mur i kilka niepotrzebnych dryblingów.
Atletico… Ciągle nie możemy uwierzyć, że tak zaczęli sezon, że znowu będą mocni. A może nie będą? Może nagle się wykrwawią? No nie, jednak nie. Wszyscy zapominamy, że wydali sto milionów euro na transfery, nie bierzemy pod uwagę tego, że już nie jadą na oparach jak w końcówce tamtego sezonu, tylko wchodzą w sezon na absolutnej świeżości. No i ten Simeone. Zmienił koszulę (czarna urosła już do miana symbolu), ale reszta pozostała bez zmian. Dobrze się dzieje. Jeszcze sezon nie zaczął się na dobre, a już mamy piękne historie. Albo lekcję pokory, kto co woli.