Iluzoryczne szanse na korzystny wynik miała dziś w starciu ze Śląskiem Jagiellonia. To znaczy, przed pierwszym gwizdkiem absolutnie byśmy ją tych szans nie pozbawili, ale grając tak jak grała – jej nadzieja mogła opierać się głównie na Pawełku. Ten w tym sezonie zagrał już tylko poprawnych albo dobrych meczów, że wreszcie musiał coś wymyślić. Wyszło całkiem nieźle.
Sytuację, po której Piątkowski jakimś cudem strzelił gola, mamy wrażenie, zlekceważyli wszyscy dookoła. Biegł biedny na tę bramkę, bez żadnego wsparcia w promieniu 25 metrów, do tego kąt tak wielki, że wyjątkową naiwnością było liczyć, że to się może udać. A jednak Piątkowski po prostu kopnął mocno i chociaż trochę w kierunku dalszego słupka. I jak się okazało – na Pawełka wystarczyło. Gdyby prześledzić tę sytuację na powtórkach z perspektywy strzelca, wyszłoby nam, że bramkarz Śląska był praktycznie na wysokości słupka, zostawiając ze swojej prawej strony ładnych parę metrów miejsca.
Komentatorzy non stop podkreślali jaką to kulturą w rozgrywaniu piłki wykazują się dziś gracze Śląska, ale tak naprawdę niewiele brakowało, żeby zostali sobie z tą kulturą (zapytajcie Wojtka Stawowego to wam powie, co za to można dostać…) i bez punktu – czyli dokładnie tak, jak w dwóch poprzednich meczach wyjazdowych. Śląsk miał wprawdzie parę sytuacji, ale ewidentnie brakowało chętnych, żeby je wykończyć. Po kolei zawodzili wszyscy – Paixao, Machaj, no i Pich, który po świetnym początku sezonu, ostatnio zdecydowanie spuścił z tonu i po raz drugi albo trzeci z rzędu zagrał słabo.
Absolutnie wszystko, o 180 stopni, odmieniła dopiero interwencja Słowika, który w polu karnym wyciął dryblującego Paixao i innej opcji niż czerwona kartka być nie mogło. Bartłomiej Drągowski, 17-letni żółtodziób, jeden z najzdolniejszych bramkarzy under 18 w Polsce, przy karnym nie miał nic do powiedzenia, ale później przez chwilę nawet wyglądało, że zdoła Jadze ten mecz uratować. W ciągu dwudziestu minut musiał interweniować cztery razy – za każdym razem dobrze, ale napór Śląska zrobił się tak intensywny, że i ta tama musiała w końcu puścić. Ciekawe, że akurat za sprawą Lukasa Droppy. Czech został najpierw ograny jak junior przez Tuszyńskiego, gospodarze byli o włos od zdobycia gola na 2:1, a tu minęło dosłownie 30 sekund i Droppa już pakował piłkę do odpowiedniej bramki. Końcówka była tylko egzekucją. Śląsk grał coraz szybciej i składniej, a w obronie Jagiellonii robiły się tak potężne dziury, że młody Drągowski nie miał zupełnie nic do powiedzenia. Co nie zmienia faktu, że niezły chrzest przechodzi póki co w Ekstraklasie. To był jego drugi występ. W debiutanckim 4 gole strzeliła mu Korona.
Duży plus dla Ostrowskiego. Pawłowski przy stanie 1:1 wprowadził go za Picha i okazało się to świetnym posunięciem. Przy drugim golu asystował, trzeciego sam zapisał na swoje konto.
PS Szacunek również dla Radosława Jasińskiego, który sztukę wyrzucania autów nawyraźniej postanowił dopracować do perfekcji i dziś miał już swój ręczniczek (podawany mu zza linii) do wycierania piłki. Dokładnie jak Rory Delap ze Stoke. Jedyny piłkarz, który po wyszukaniu go w grafice Google ma praktycznie same zdjęcie przedstawiające go przy wyrzutach z autu.