Trybunał w Lozannie odrzucił wniosek Legii o niedopuszczenie do meczów Celtic – Maribor oraz Legia – Aktobe do czasu wyjaśnienia sprawy. Orzeczenie CAS było tak oczywiste, że nawet warszawski klub wyprzedził werdykt i wydał oświadczenie, że dzisiaj „ani nie wygra, ani nie przegra” i że walka trwać będzie dalej. Skoro sama Legia nie spodziewała się pozytywnych wieści, to trudno żeby spodziewał się ktokolwiek inny.
Uściślijmy: CAS nie rozstrzygał, czy Legia ma argumenty w walce z UEFA i czy musiała zostać ukarana walkowerem za sprawę Bereszyńskiego (klub próbuje wykazać, że wcale nie). Rozstrzygał tylko, czy wstrzymać dwa mecze w europejskich pucharach na życzenie warszawskiego klubu. Bo meritum sprawy zostanie rozpatrzone dopiero później, zapewne w ciągu najbliższych trzech miesięcy. W praktyce oznacza to, że dzisiaj Legia przestała walczyć o udział w Lidze Mistrzów, a zaczęła walczyć o pieniądze z Ligi Mistrzów. Nawet pozytywny werdykt CAS – którego pewnie się nigdy nie doczekamy – oznaczać będzie odszkodowanie, a nie udział w fazie grupowej Champions League.
Sprawa mogłaby być wyjaśniona wcześniej – może nawet dzisiaj – gdyby na „szybką ścieżkę” w Lozannie zdecydowała się UEFA. Ta jednak nie ma zamiaru współpracować z warszawskim klubem i w sumie trudno się dziwić: żadna „oskarżana” organizacja nie idzie ramię w ramię z oskarżycielem, byle mu tylko ułatwić życie.
Przed Legią teraz mecze o udział w fazie grupowej Ligi Europy. Liga Mistrzów to nie jest, ale może to być za to mocny wstęp do przyszłorocznej walki o LM. Dzięki dobrym wynikom Legia mogłaby wywalczyć rozstawienie w przyszłorocznych losowaniach Champions League, a to niezwykle ważne. Czy to mecz z Aktobe, czy to z Koroną Kielce – to wszystko są spotkania o Ligę Mistrzów, tylko że w sezonie 2015/2016.