Reklama

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY!

redakcja

Autor:redakcja

04 sierpnia 2014, 14:01 • 4 min czytania 0 komentarzy

Rzut karny. Ustanowiony w 1890 roku. Wcześniej, przez pół wieku mniej więcej, za przewinienie w polu karnym po prostu zaliczano gola. Tyle pamiętam z najlepszej książki o futbolu jaką w życiu czytałem, „Przez Wembley do Monachium” Wiktora Osiatyńskiego, dziś profesora filozofii wykładającego w Stanach, a wtedy i dziś zdeklarowanego alkoholika. No więc – do rzeczy – rzut karny.

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY!

Gdy zaliczano za faul gola, było to trochę nudne i poniekąd stuprocentowe. Ktoś mądry (Irlandczyk) wymyślił zatem rodzaj hazardu. Strzeli czy nie strzeli? No powinien, ale może nie wcelować. Bramka wielka jak wrota od stodoły, ale…

Ale nie ma na świecie ani jednego piłkarza, ani jednego, który nigdy nie spartolił (napisałbym – spierdolił – ale postanowiłem dziś nie przeklinać). Kiedy kopałem na podwórku, trafiałem w każde dowolne miejsce, w każde. W szkole to samo. W klubie na treningu też. Proste. Problem zaczynał się w meczach.

Otóż – jak ujął to pięćset lat temu Erazm z Rotterdamu w „Pochwale głupoty” – inteligencja czyni nieśmiałym. Ponieważ jesteśmy istotami myślącymi, sytuacja nas onieśmiela. Paraliżuje (językiem pana O. to otchłań jeziora i czeluść podświadomości). Zawsze jak podbiegałem (uwierzcie, kopałem z Deyna i Gadochą i wybranie do piątki na karne był to zaszczyt niebywały), no to człowiek… robił się jakiś zwiotczały. Nagle tracił siły. Zaczynał się bać.

Choć każdy w dzieciństwie pierwszy krzyczy – już przed meczem – ja pierwszy karny! – no to w piłce poważniejszej, jest to ciężar. Strzelisz, normalka. Nie strzelisz – obciach. Klasyczny przykład nierównowagi.

Reklama

Nogi drętwieją, tak już jest, i nikt nie wie gdzie doleci piłka. Czasem się turla. Ze strachu.

Mój najlepszy w życiu karny kopałem w Wałbrzychu, mecz z tamtejszymi ligowcami, w ich bramce sławny Walusiak, ja w ataku na środku, a po bokach Terlecki i „Ferrari” Nowak. Remisujemy, dla gawiedzi konkurs karnych. Wow, jak zwykle się rwę, ale… nogi słabną. Chcę strzelić po swojemu – udawać zwykłe kopnięcie w prawy róg bramkarza, by w ostatniej chwili przełożyć stopę i dać pasówką po ziemi do niekrytego lewego. Proste, udawało się tysiąc razy. Jak Vrdoljakowi, on spróbował właśnie tego, byłby fenomenalny gol, a nie normalka. Podziw, a nie obciach.

No i biegnę, nogi nagle ogarnia jakiś prąd, plączą się (serio, w towarzyskiej grze!), siły uciekają (w czeluść podświadomości?). W końcu ludzie patrzą. Ale dobiegam, chcę udać strzał w prawo i przekładam w pasówkę na lewo.

No i, niebywałe, kulasy tak już są poplątane, że piłka leci nie w lewo, tylko w prawo, i nie po ziemi, Tylko w okienko. Udaję, że tak właśnie chciałem, choć był to najbardziej niecelny strzał w moim życiu.

Kazio Górski, który był wtedy naszym trenerem, stal za bramką. I po tym golu powiedział największy komplement, jaki usłyszałem w życiu na boisku: „Panie Pawełku, pan ma ligowy shot!”.

I tak to jest z karnymi właśnie, mówiąc językiem władzy – chuj, dupa i kamieni kupa. Nie ma nic pewnego, nic. Ale czy wolelibyście sytuację sprzed 1890 roku, gdy zaliczano gola? Czy widok Vrdoljaka nie jest wart pięciu dyszek za bilet?

Reklama

Czy nie jest zaskakujące, że partolił Deyna (choć nie pamiętam, by Lubański), Zico, Platini (ale nie pamiętam by Boniek, pewnie nie strzelał), Baggio, Beckham, i tysiące innych, włącznie z tymi z ostatniego mundialu. Vrdoljak zapisał się do licznej i znamienitej rodziny, ludzi którzy pokazali, że mają nerwy, zatem – przypominam Erazma – ze inteligencja czyni nieśmiałym.

Zatem karne winni strzelać debile. Ale głupi nawet nie wie że jest głupi, bo by był mądry. I się do karnego nie zgłosi.

Ha, dzięki karnym sławę zyskał Tomaszewski (walnąłem mu kiedyś trzy na trzy, na bosaka, bo on tez za dużo myślał, a ja – już jako idiota futbolowy – waliłem w środek), sporo bramkarzy żyje dzięki temu że ktoś ich trafił w głowę (Dudek oczywizda), no i tak powinno być. Karny to nagroda dla bramkarza, za stanie przez półtorej godziny na mrozie i za wyśmiewanie przez kolegów (jak wiadomo każdy bramkarz, i lewoskrzydłowy, wskutek licznych upadków na glebę nadają się do leczenia). Karne – wow – to jedyne źródło utrzymania przez niemal 125 lat lat… sędziów piłkarskich! Żeby nie karne, właściwie nie decydowaliby o niczym. Nikt by ich nie potrzebował, nie karmił i nie poił, i dupci nie podstawiał. Bo gwizdnąć może, ale nie musi. Musi, ale nie gwizdnie, nie może. Milion opcji, wybór niepodważalny i bezdyskusyjny. Taa, karne są wymyślone dla sędziów właśnie. Bo piłkarz, jak Vrdoljak, może się tylko skompromitować.

Jak Legii zabraknie tych goli w rewanżu, historia rzutów karnych w Polsce dopisze kolejny rozdział. Miałeś chamie złoty róg, został ci się ino sznur (Wyspiański, niegłupio o karnych, w czasie ich wymyślenia).

PS Aha, Żyleta zwymyślała „Kowala”. Kibice mają bowiem gen zazdrości, mianowicie też chcieliby być sędziami, i też dyktować karne. Otóż to było pudło, i co z tego że obustronne?

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...