Miękkie lądowanie funduje nam ekstraklasa po zakończeniu mundialu. Mamy sprej, jest Brazuca, wczoraj wbiegł golas z małą antenką, ale szalę żenady najbardziej przechylili w tej kolejce bramkarze. Oni chyba naprawdę jeszcze nie zauważyli, że po pierwsze – mundial się skończył, po drugie – skoro chcą się bawić w Neuera, to najpierw niech nauczą się myśleć.
Wojtek Pawłowski w meczu z Pogonią jak to on – raczej nie pomyślał. Biegał jak dziki, aż w końcu wyszedł za pole karne w tak głupi sposób, że bardziej niż Neuera przypominał nam słynnego Rene Higuitę. Jak już tak bardzo chce pajacować, to niech jeszcze skorpiona zrobi.
To się musiało tak skończyć. W sumie nawet się radujemy, że ktoś zrobił z siebie pajaca już w drugiej kolejce, bo przynajmniej oszczędzi nam podobnych widoków w dalszej części sezonu. Kuciak wybiega z bramki i doznaje kontuzji, Pawłowski robi to samo i traci idiotyczną bramkę. Serio, ktoś powinien im przetłumaczyć, że “nie umiemy, nie Neuerujemy”. Pawłowski chyba długo zapamięta tę lekcję, bo Pawełek raczej go do bramki już nie wpuści.
Aż chciałoby się powiedzieć: jaka liga, taki Neuer. Facet zrewolucjonizował postrzeganie bramkarza – zgoda. Zamiótł na własnej połowie rozochoconych Algierczyków, został okrzyknięty golkiperem przyszłości – wszystko super. Ale żeby tak od razu nasi geniusze wskakiwali w jego buty? Pawłowski?
Tragedejszyn.