Przyszedł jakiś tuman na stadion i sobie rzucił. Petardą. W piłkarzy. Oczywiście czuje się w tym momencie bardzo fajnie, jak bohater, kumple mówią mu: – Ty, stary, szacun dla ciebie!
W rzeczywistości powinien dostać od kumpli po ryju, bo taki właśnie tumanek okradł Cracovię na duże pieniądze. W najlepszym razie klub otrzyma karę finansową, która starczyłaby na pokrycie miesięcznych pensji kilku piłkarzy. W najgorszym trybuna zostanie zamknięta, albo nawet cały stadion. I to niekoniecznie na jeden mecz. Tak czy siak: konsekwencje finansowe tego, że jakiś głupek rzucił petardą, będą dla klubu odczuwalne. Ten głupek przez całe swoje życie nie wyda na bilety na ten stadion tyle, ile właśnie podwędził z kasy klubu.
„Cracovio, po prostu kocham cię”? No, raczej: „Cracovio, po prostu okradam cię”.
Kompletna patologia, kibicowanie po krakowsku. Jak nie noże i maczety, to petardy na boisku. Co fajnego jest w rzuceniu petardą w piłkarza? No, mniej więcej taka radość jak obsikać windę w bloku. Są ludzie, którym sprawia to satysfakcję, ale to raczej jednostki, które należy ze społeczeństwa izolować.
Oczywiście to się nie wydarza, izolacji nie będzie. Ten głąb od petardy zapewne jest wśród kumpli kozakiem, gdyby ktoś mu chciał dać zakaz stadionowy, to się reszta oburzy, zaczną się protesty, bojkoty i inne śmieszne akcje. Dlatego wszystko odbędzie się w myśl powiedzonka: rzucił to rzucił, na chuj drążyć temat.
Gratulujemy.