Dziwny mecz i dziwny awans Legii. Ale nieważne jaki, ważne, że awans, bo słówko „eurowpierdol” – chociaż zgrabne i jesteśmy z wymyślenia go bardzo dumni – troszkę nam się ostatnio przejadło.
Mistrz Polski awansował do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów po efektownym wyjazdowym 5:0 z przeciwnikiem do zapomnienia. Niemniej to nie był aż tak dobry występ, jak sugeruje suchy rezultat. W zasadzie długimi fragmentami to w ogóle nie był dobry występ. Do przerwy oglądaliśmy wyrównany mecz, z fantastyczną interwencją Duszana Kuciaka. Czasami można było zgrzytać zębami, widząc beznadziejnie rozgrywającego piłkę Vrdoljaka czy próbującego dośrodkować Brzyskiego. Jakości w grze było tyle, co kot napłakał. Zamiast dominacji – łupanka. Łup, łup. Vrdoljak z Jodłowcem w Polsce w takiej łupance często czują się dobrze, bo demolują jakichś mikrusów. Tu jednak nikt nie wiedział, że trzeba się ich bać. I nikt się nie bał.
Wymęczona bramka na 1:0, potem wymęczona na 2:0 i mecz w praktyce się skończył, a zaczęło się katowanie Irlandczyków, którzy już myślami byli w barze. Brawa dla legionistów, że te kolejne bramki wcisnęli, w myśl zasady: masz frajera, to go duś. Brawa dla Radovicia i Dudy, czyli tej dwójki, która w ofensywie nie traci głowy.
5:0 wygląda imponująco. W rzeczywistości: nie ma wielkich powodów do zachwytu, ale też na pewno ostatecznie nie ma wielkich powodów do krytyki (o ile są jakiekolwiek). Koniec końców zanotowano przecież miażdżący rezultat. Największym plusem dla Legii jest to, że odsapnie trochę Henning Berg, bo nagonka na niego była niedorzeczna. Facet w Polsce zdążył w świetnym stylu zrealizować pierwszy postawiony przed nim przez klub cel – zdobyć mistrzostwo Polski – i oprócz tego niczego nie przegrał. Bo wypominanie Superpucharu i robienie wokół niego wielkiej szopki (chociaż odpuszczenie tego meczu przez cały klub nam się bardzo nie podobało) pachnie zaawansowaną chorobą psychiczną.
Wokół Berga zapanowała jakaś niezrozumiała histeria. My pierwsi na niego wskoczymy, ale niech najpierw da jakikolwiek poważny powód, pretekst chociaż. Bo na razie to mamy wrażenie, że największą wadą Norwega w Polsce jest to, że… nie przyjechał do Polski szukać kumpli. Że Legia nie gra nadzwyczajnie? No nie gra. Drużyna z takimi piłkarzami nigdy nie będzie grała nadzwyczajnie. Jeśli jednak niektórzy już teraz chcieli Berga zwalniać, ot tak, w ramach kaprysu, bo mu źle z oczu patrzy, to nic dziwnego, że jesteśmy futbolowym trzecim światem.
Teraz przed Legią Celtic, czyli – patrząc na grę legionistów – potwornie trudne zadanie. Jednak pamiętać należy, że wrażenia artystyczne ze spotkań z jakimiś pół-amatorami nie muszą mieć znaczenia. Dla przypomnienia: droga Lecha Poznań do ogrania Juventusu Turyn i wyjścia z grupy Ligi Europy zaczęła się od… konkursu rzutów karnych po żenującym spotkaniu z Interem Baku. Ot, stara zasada: mecz meczowi nierówny.
To tak na pocieszenie.
Hmm… Nie w naszym stylu. Aż się sami dziwimy, że to napisaliśmy.