Balonik był nadmuchiwany i to do bardzo dużych rozmiarów. Ale on właściwie nadmuchał się sam, głównie przez wzgląd na to, co działo się latem – jak kupował Lech z Legią, a jak kupowała Lechia. Efekt jest taki, że z nowego projektu pt. „Gdańsk w Europie” najbardziej europejski był Piotr Wiśniewski. On, jego dwa proste zwody i genialny strzał.
Rozczarowanie? Tak, zdecydowanie. Sam Maciek Makuszewski mówił w przerwie, że lechiści są zaskoczeni własną postawą. – Co jest do poprawy, Maćku? – pytał reporter. – Wszystko. Wszystko jest do poprawy…
Tak było w przerwie, kiedy Lechia przegrywała 1:2, strzelając kontaktowego gola do szatni. A wcześniej – dramat. Valente bez jakiejkolwiek orientacji w terenie, aż zmiażdżył go Jagoda, mówiąc, że ten „rusza się jak wóz z węglem, ciągnięty przez niewidomego konia, który na dodatek zgubił wszystkie podkowy”. Vranjes bez jakiegokolwiek pomysłu, kreatywności i otwartych podań. Makuszewski bez szybkości i tego imponującego gazu, którym kasował w poprzednim sezonie. Leković bez ciągu do przodu, ale trudno się też dziwić – przez pozorującego grę Pana Bartłomieja Pawłowskiego miał w obronie straszny zapierdol.
Gdzie więc ta wielka Lechia? Wiadomo, że 4:0 z Panathinaikosem było mocno na wyrost, ale pokaz gdańszczan sprzed przerwy wołał o pomstę do nieba. Pierwszy celny strzał? W 39. minucie. Daleko poza pole karne cofał się Sadajew, a skrzydła w ogóle nie istniały. Honor jedynie ratował Piotr Wiśniewski, który w nowej Lechii był dziś najlepszy. A przecież kandydatów było mnóstwo – wszyscy, tylko nie on.
Wymarzona to mogła być zemsta dla ludzi, którzy przez Lechię zostali odstrzeleni. Probierz, który przed tym spotkaniem próbował kombinować i wciskał ludziom kit, że broni się przed spadkiem. Madera, który dzielnie walczył z Sadajewem i próbował go wypychać z pola karnego. I wreszcie Tuszyński. Facet, który wiosną nagle zaczął strzelać w Lechii, bo poczuł zaufanie Probierza, a kiedy Probierz odszedł, to skończył się też Tuszyński. Dziś, gdy obaj spotykają się w Białymstoku, widać, że między tą dwójką jest chemia.
Od początku byliśmy świadomi, że będzie ciężko, aby Lechia odpaliła równo z nowym sezonem. Za dużo było tych zmian, ale zbyt mało było też dziś pozytywów. Zwłaszcza, jeśli chodzi o błędy indywidualne (patrz: Valente), zaangażowanie (patrz: Pawłowski) czy pomysł na grę (patrz: cała Lechia). A na zmianę w 40. minucie zasługiwał nie tylko Pan Bartłomiej…
Fot.FotoPyk