Do godzin popołudniowych policja w Rio nie musiała narzekać. Argentyńczycy, którzy przeprowadzają kolejną inwazję na najpiękniejsze miasto Ameryki Południowej, nie dają powodów do interwencji. Nie szukają guza, nie uczestniczą w rozróbach, jedynie prowokują swoimi kolejnymi przyśpiewkami przygotowanymi specjalnie na mundial. Koło 14.00 Rio jest jeszcze względnie spokojne. Przy plaży można spotkać Finów z flagą swojego kraju i napisem maybe some time lub Meksykanów z koszulkami no era penal (nie było karnego), ale to wszystko cisza przed burzą. Po oficjalnym pogrzebie reprezentacji Brazylii miasto zostanie już zupełnie przejęte przez Argentyńczyków.
W Rio jedno nie zmienia się od początku mistrzostw. Jeżeli chcesz obejrzeć mecz selecao w barze na siedząco, to nawet przy okazji tak upokarzającego meczu jak dzisiejszy szukaj miejsca dwie godziny wcześniej. O 16.00 zajęta jest cała Ipanema i cała Copacabana. To ostatni moment, kiedy ci, którym jeszcze nie wstyd za swoją kadrę, wyruszają podczas tych mistrzostw na ulice. Kilkukilometrowy spacer i jest. W końcu udaje się znaleźć knajpkę ze stolikiem, który jakimś cudem właśnie się zwalnia. A w środku atmosfera jak na meczach reprezentacji Polski. Pełna szydera niemal przy każdej akcji. Dziś obrywa już każdy. Nawet David Luiz. Wrzask, gwizdy, piski, twarze schowane w dłoniach.
– Holanda, Holanda – śpiewa 20-paroletni grubas rozglądając się dookoła, jakby na siłę chciał szukać kogoś, kto z nim podyskutuje. Kiedy ktoś łapie z nim dłuższy kontakt wzrokowy, zaczyna tłumaczyć. – Chyba lepiej, żeby przegrali. Może wtedy coś się zmieni. To są Brazylijczycy?! – emocjonuje się, a jego starszy kolega z drugiego końca stołu nawet po drugim golu Holendrów nie może się pogodzić z obecnym stanem rzeczy. Albo nie oglądał poprzednich meczów reprezentacji, albo twierdzi, że tę beznadziejną drużynę stać na coś więcej niż półfinał. Kiedy opuści bar przy Ipanemie i ruszy kilkaset metrów w kierunku Copacabany zapewne usłyszy nową piosenkę.
Co ci jest Brazylio? Dalej czekacie?
Co ci jest Brazylio? W faweli wszyscy płaczą.
Mijają lata, a ty cały czas pamiętasz o mundialu z 1950.
Wszyscy się boją, że znów się wydarzy.
Bo Messi założył już koronę!
I magia jego lewej nogi zachwyca!
Na domiar złego wciąż pamiętasz o Maradonie!
Wiem, że cię boli, jaka szkoda, ale te mistrzostwa są Argentyny.
Do godzin porannych można ich spotkać głównie przy sambodromie w dzielnicy Lapa lub kilku innych campingach. Przyjechało ich ponad 100 tysięcy, śpią w vanach, ale 30-godzinna podróż nikogo nie przeraża i z godziny na godzinę pojawia się ich coraz więcej, a mieszkańcy Rio zadają sobie pytanie: jesteśmy u siebie czy w Buenos Aires? Ze straganów zniknęły koszulki Neymara i Ronaldinho. Teraz wszędzie króluje Messi i papież Franciszek, a barman w knajpce serwującej świeżo wyciskane soki, by napędzić sobie klientów, śpiewa po portugalsku, że Messi jest lepszy od Neymara i… każdy Brazylijczyk jutro będzie Argentyńczykiem.
Rio oficjalnie zostało przejęte. Przynajmniej na kilkanaście godzin.