Reklama

Olkiewicz: Mecze, za które powinno się dostawać ordery

redakcja

Autor:redakcja

20 czerwca 2014, 16:00 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jakiś czas temu śmialiśmy się, że mecz Wybrzeża Kości Słoniowej z Japonią rozgrywany o trzeciej w nocy, kończący się w momencie, gdy w Polsce powoli świtało, oddzieli mężczyzn od chłopców. Okazało się, że oglądanie najpóźniej granego meczu mistrzostw to niemal „main stream”. Prawdziwym piłkarskim hipsterstwem i oglądaniem, za które należy się order, było wytrwanie przy spotkaniu Japonii z Grecją. Naprawdę nie wiem, co nas podkusiło, by zostać z panem Andrzejem Strejlauem, aż do dziewięćdziesiątej minuty pasjonującego starcia, z którego powtórki zmieściłyby się na oldschoolowej dyskietce.

Olkiewicz: Mecze, za które powinno się dostawać ordery

Wczoraj w ogóle mecze „orderowe”. Za ten ostatni – order dla widzów, dla każdego zawodnika, który podjął walkę ze zmęczeniem i wysiedział przed telewizorem, aż do upragnionego wejścia pomeczowego z uśmiechniętym i wiecznie zadowolonym Babiarzem (a może tam był Kurowski? o tej godzinie, po takim meczu, nie odróżnilibyśmy Magdy Gessler od Krzysztofa Krawczyka). Za pierwszy – order dla wyluzowanych Kolumbijczyków i ich spektakularnej cieszynki, order dla wzruszonego hymnem i pokazującego, że Kamerun grający pod państwową flagą przede wszystkim dla pieniędzy to nie obraz całej Afryki Sereya Die.

I wreszcie mecz środkowy. Coś, co sprawia, że te mistrzostwa są tak wyjątkowe. Doskonałą definicję przeczytałem gdzieś na Twitterze – dobry turniej to taki, gdzie najlepsze mecze wspominamy co najwyżej jeden dzień. Ba, tutaj czasem pamiętamy je maksymalnie pół godziny. Popis Ochoy? Okej, świetna sprawa, ale musiał zrobić miejsce Holendrom i Australijczykom, którzy zagrali koncert z pięcioma golami i bagażem emocji, których nie uzbieralibyśmy ze wszystkich meczów Greków od Euro 2004. Dziękujemy Australii, na scenę wchodzi Chile, które robi pasztet z obrońców tytułu. Świetna sprawa, naprawdę kozacki wyczyn, ale przepraszamy, proszę oddać mikrofon, wchodzą Anglicy oraz Luis Suarez…

Do kiedy będziemy pamiętać ten kapitalny mecz napastnika Liverpoolu? Do kiedy będziemy pamiętać jego łzy, gdy kompletnie wzruszony rozkleił się przed kamerami? Do kiedy będziemy pamiętać kapitalną asystę Cavaniego oraz dramat Gerrarda, który znowu, tak jak w Premier League, w absolutnie kluczowym momencie stał się winnym straty gola? Liczę, że na kolejne pieprznięcie znów będziemy czekać maksymalnie kilkanaście godzin, ale do tego momentu – oddajmy im, to co okupili potem i łzami na murawie.

Ten mecz miał bowiem wielu bohaterów. Także wśród Anglików, którzy grają ofensywnie jak nigdy, pchając do przodu nawet ośmiu zawodników, zostawiając w tyłach tylko osamotniony środek obrony, ale przede wszystkim wśród Urugwajczyków. Tomek Ćwiąkała zadał wczoraj świetne pytanie w jednym ze swoich wywiadów – jeśli z którąś z drużyn mielibyśmy jechać na wojnę, czy byliby to Urguwajczycy? Tak, nie ma wątpliwości, to musieliby być Urugwajczycy. Jeśli na wojnę, to z Suarezem, który w miesiąc z jeżdżącego na wózku, rozłożonego piłkarza po ciężkim sezonie stał się znów zabójczym pistoletem, który mocno ranił (możliwe, że śmiertelnie) reprezentację kraju, w którym gra na co dzień. Jeśli na wojnę to z Cavanim, który wybiegał jedenaście kilometrów, a „heat map” jego gry to jedna wielka żółta plama, od linii do linii, od pola karnego do pola karnego. Jeśli na wojnę to z kapitalnym Alvaro Pereirą, który kilka sekund po utracie przytomności wykłócał się z lekarzami, że Urugwaj nie schodzi z boiska z kontuzją, z urazem, w wyniku zmęczenia. Nie, Urugwaj schodzi z tarczą, albo na tarczy.

Reklama

Anglicy w dwóch meczach dali dwa widowiska, które po dziewięćdziesięciu minutach ostrej i zaciętej walki zostawiały uczucie potężnego niedosytu. Anglicy w 180 minut turnieju pokazali więcej, niż niektóre reprezentacje (kto wie, może nawet ich reprezentacja!) w kilka sezonów. Pokazali nam wszystko, Rooneya, który z piekła powędrował do nieba, a chwilę później windą w odwrotnym kierunku, pokazali młodzieńczą fantazję Sterlinga pakującego się dryblingiem w trzech obrońców, pokazali Bainesa i Johnsona, którzy pewnie częściej przebywali trzydzieści metrów od bramki Muslery, niż w okolicach własnej „szesnastki”. Szkoda, że w obu pokazach i tak ostatecznie otrzymali role drugoplanowe, ustępując miejsca – najpierw bajecznemu Pirlo i Balotellemu, a wczoraj Luisowi Suarezowi.

I Anglia, i Urugwaj zasługują na wspomniane ordery, za stworzenie widowiska, które spokojnie można postawić tuż obok pierwszego meczu „Synów Albionu”, bardzo blisko półki z Holandią i Australią. A jeśli pomyślimy, że w tej grupie nawet Kostaryka i świetny Joel Campbell może jeszcze solidnie zamieszać… Szkoda, że mistrzostwa nie mają w fazie grupowej rundy rewanżowej, a potem najlepiej jeszcze podziału punktów i kolejnych trzech serii spotkań.

*

Na Twitterze wczoraj, w wyniku skrajnego zmęczenia materiału, pośmialiśmy się trochę, że za oglądanie spotkań pokroju Japonia – Grecja należą się specjalne osiągnięcia znane z konsoli X-box. Kilka najlepszych propozycji poniżej.

Reklama

@FotnikPL „Chilijski kibic” – wejdź na mecz najwyższej klasy rozgrywkowej bez biletu.
@FotnikPL „Stajenny” – wskaż czarnego konia w 20 drużynach występujących na mundialu.
@D_Smyk „Uprzejmy Telewidz” – śmiałem się z żartów Jacka Jońcy.
@ToTenKuba_ „Niedzielny kibic” – znam się na piłce gorzej niż gości „Studia Plaża”.
@karol_zniszczol „Plażowicz” – obejrzałem wszystkie odcinki Studio Plaża.
@FotnikPL „Anomalia taktyczna” – obejrzyj mecz Grecji, w którym zdobywa gola w ataku pozycyjnym.
„Niezniszczalny”, obejrzałem Zagłębie – Podbeskidzie i Grecja – Japonia.
„Głuchy”, nie wyłączyłem dźwięku/komentatorów przez całe mistrzostwa, bardzo trudne osiągnięcie, dla graczy z dużym doświadczeniem.
@gucwadawid „Jacek Gmoch” – wypatrzone wszystkie sexbomby na stadionach.
@FotnikPL „Patriota” – na siłę doszukaj się pięćdziesięciu polskich akcentów na Mundialu w Brazylii.

*

*
Poprzednie odcinki mundialowego bloga Jakuba Olkiewicza:

Hiszpania – Reszta Świata 1:7
Oczekiwania a radość z futbolu
Gdy masakrują Niemcy, czas odwrócić wzrok
Jeden wielki piłkarski pub
W oczekiwaniu na tytuł najlepszego
„Zaoranje Hiszpanów”, czyli chwała pomarańczy
Maryla na motocyklu i płonące Rio
Miesiąc, który mógłby trwać wiecznie

Najnowsze

Felietony i blogi

1 liga

Od Kononowicza do Bizancjum. Dlaczego awans Lechii Gdańsk to zjawisko?

Szymon Janczyk
30
Od Kononowicza do Bizancjum. Dlaczego awans Lechii Gdańsk to zjawisko?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...