Zanim wylecieli na mundial, po drodze zdążyli zgubić dwójkę zawodników. Dopiero na lotnisku okazało się, że obaj spóźnili się na zbiórkę i czym prędzej trzeba wysłać po nich transport. Sama pora lotu – dokładnie druga w nocy – też nieco odbiegała od normy, ale inaczej się nie dało. Dzień wcześniej piłkarze odmówili współpracy. Linie Angola Airlines, które miały przetransportować ich do Brazylii, już wystąpiły o zwrot kosztów związanych z lotem, który nie doszedł do skutku.
W czasie zgrupowania w Jaunde też było… Nietypowo. Za zgodą działaczy, po hotelu non stop kręciły się rodziny zawodników, a Samuel Eto`o dostał nawet zgodę na wieczorne wyjście. Pod warunkiem, że dołączy do drużyny najpóźniej o północy, choć niewykluczone, że gdyby ten przykaz złamał, nie spotkałaby go kara. Noc wcześniej nie zjawił się wcale. Rano, z kilkugodzinnym opóźnieniem, ku uciesze fanów, zajechał pod hotel swoim Lamborghini. W obstawie ochroniarza, który otacza go ścisłą opieką, jak tylko Eto`o ma pojawić się na zgrupowaniu kadry.
**KONFLIKT TAK STARY JAK ETO`O**
Oto i cały Kamerun. „Nieposkromione Lwy” – z wyraźnym naciskiem na to pierwsze określenie. Jedna z tych mundialowych drużyn, których – mimo posiadania klasowych zawodników – nikt nie traktuje do końca poważnie, a bukmacherzy wśród kandydatów do wyjścia z grupy wymieniają w ostatniej kolejności. Proponują prawie pięciokrotność każdej postawionej złotówki, ale trudno się temu dziwić. Raz że siła grupowych rywali za Kamerunem nie przemawia. Dwa że wokół (i wewnątrz) tej reprezentacji od lat panuje piramidalny bałagan.
W poniedziałek Kameruńczycy wreszcie dotarli do swojej brazylijskiej bazy. Światowe media zdążyły pożyć ich protestem przez niespełna dobę. Choć przepychanki w sprawie turniejowych premii trwały tygodniami. Zresztąâ€¦ Niektórzy żartują, że problem finansów w kadrze Kamerunu jest dokładnie tak stary, jak sam Samuel Eto`o. Kapitan reprezentacji, od lat toczący z działaczami federacji permanentną wojnę. W efekcie piłkarz czterokrotnie wybierany najlepszym w Afryce, już dwa razy ogłaszał rozbrat z kadrą, a kiedy do niej wracał, nie tylko korzystał z ochroniarza, ale bywało, że nie jadał posiłków z pozostałymi kolegami. Z obawy, że „życzliwi” mogą mu coś do nich dosypią. Słowem: jeden wielki konflikt. Skorumpowani działacze (dla przykładu – Iya Mohamed, który wygrał ostatnie, później unieważnione wybory na prezesa kameruńskiego związku, kilka miesięcy przesiedział w więzieniu, skazany na defraudacje publicznych pieniędzy…) kontra próbujący wydrzeć im jak najwięcej piłkarze. Z Eto`o w roli wodza.
**200 MILIONÓW, JUŁ» W HOTELU**
Na kolejny wybuch zapowiadało się od dłuższego czasu. Kameruńczycy protestowali już przed meczem z Mołdawią, czyli generalnym sprawdzianem przed wylotem do Brazylii. Grozili bojkotem spotkania, mimo że rywal przyleciał do Afryki specjalnie by je zagrać. Ostatecznie, wyszli na boisko i nawet odnieśli zwycięstwo, ale po meczu momentalnie uciekli do szatni, ignorując ceremonię przekazania flagi. Z rąk premiera Kamerunu musiał odbierać ją selekcjoner. Obywatel Niemiec.
Ten przez cały czas próbował tonować nastroje, ale rzeczywistość pokazała, że nie miał wielkiego wpływu na to, co się dzieje. Jak zawodnicy uznali, że do Brazylii nie polecę, tak nic ich nie było w stanie od tego odwieść. Póki nie dogadali się co do wysokości premii. Stanęło na 60 milionach afrykańskich franków, czyli kwocie rzędu ponad 300 tysięcy złotych na każdego zawodnika, której wypłatę wziął na siebie kameruński rząd. Dodatkowe pieniądze drużyna dostanie od federacji, choć jeśli nie wyjdzie z grupy (a to przecież dość prawdopodobne), będzie to tylko 6% kwoty gwarantowanej przez FIFA. Ta ostatnia kwestia też okazała się zresztą punktem spornym. Mimo że FIFA wykonuje przelewy w terminie 3 miesięcy od zakończenia turnieju, Eto`o i spółka zażądali wypłacenia im zaliczki – 200 milionów franków, jeszcze przed opuszczeniem hotelu. Kameruński związek w trybie pilnym zaciągnął więc pożyczkę z budżetu państwa i warunek spełnił, stawiając na nogi urzędników w dzień wolny od pracy.
**SONG I JEGO SZORSTKA PRZYJAŁ¹Łƒ**
Selekcjoner Volker Finke zarzeka się, że udało mu się oczyścić kadrę z problemów i zbudować atmosferę. Jednak trudno w to uwierzyć, wsłuchując się w kolejne doniesienia. Samuel Eto`o przez lata przywykł do nietypowej roli „kierownika”. Zawodnika na specjalnych prawach, któremu płazem nie uchodziły wyłącznie najpoważniejsze przewinienia. Znieważanie partnerów z drużyny czy sterowanie decyzjami trenerów zwykle należało do tych drobnych. W drużynie nadal nie brakuje takich, dla których Eto`o jest symbolem sukcesu i liderem, ale dla przeciwwagi są i tacy, którzy swoje w piłce już przeżyli i jego osoba nie robi na nich już wrażenia. Choćby Alex Song, którego Eto`o zdążył już publicznie zrecenzować, uznając, że nie należy nawet do najlepszych zawodników w Kamerunie.
Kapitan ma swoich ulubieńców, których nieraz ciągnął już za uszy, wymuszając korzystne decyzje trenerów. Przykład numer jeden – Pierre Achille Webo.
Ten jeszcze przed kilkoma dniami odbierał błogosławieństwo przed mundialem od starszyzny z rodzinnej wioski Bangoua. Mieszkańcom, którzy chcieli być świadkiem ceremoni, udostępniono nawet lokalną szkołę. Choć wiele wskazuje na to, że w Brazylii Webo będzie musiał ustąpić miejsca młodszym.
**SELEKCJONER NOMINOWANY PRZEZ… SPONSORA?**
Ł»eby dopełnić krajobrazu, należałoby na koniec wspomnieć o osobie selekcjonera. Volker Finke od początku budzi bowiem dość skrajne reakcje. Nie kocha go Eto`o, rzekomo z tego względu, że trudno nim sterować. Nie kocha go również piłkarski autorytet – Roger Mila, który zdążył już uznać Niemca za niekompetentnego i publicznie wezwać do dymisji. Działacze póki co się nie ugięli. Awans na mundial im wystarczył. Co nie oznacza, że nie pojawiają się podteksty…
Finke nigdy wcześniej nie pracował z reprezentacją kraju. Zasłynął imponującym stażem w roli trenera Freiburga, w którym pracował nieprzerwanie przez 16 sezonów. Wywalczył z nim pierwszy, historyczny awans do Bundesligi, wprowadził zespół do europejskich pucharów. Ale jednak przez 40 lat trenerskiej kariery z żadnym zespołem nie zdobył choćby jednego tytułu.
Na marginesie, scenka z jego powitalnej konferencji w roli trenera Kamerunu:
Dziennikarz naiwnie zagaduje: – Ponoć prowadzenie afrykańskiej drużyny było jednym z pańskich marzeń.
Finke na to: – Będąc szczerym, taka myśl nigdy nie przeszła mi przez głowę…
Oficjalnie – był jednym z czterech kandydatów, których rozważali działacze federacji i jednym z 80 szkoleniowców, którzy się o tę robotę ubiegali. Po nominacji, sam Finke wyrażał zdziwienie, że postawiono na człowieka, dla którego pierwszym językiem nie jest francuski. Ł»artował, że chce stworzyć drużynę z silnikiem Diesla. Jednak wersja nieoficjalna brzmi inaczej. Selekcjonerem wybrał go… Sfrustrowany chwiejną sytuacją sponsor techniczny reprezentacji Kamerunu, niemiecka firma Puma.
Sam Finke tego typu zarzuty kwituje jednym słowem: przedszkole.
Po krótkim rekonesansie wiosną tego roku uznał, że żaden piłkarz z afrykańskiej ligi nie nadaje się do występów przeciwko rywalom z zagranicy. Po kilku miesiącach nieco zweryfikował swą opinię i zabrał na mundial dwóch młodych graczy mistrza kraju – Cotonsport Garua. Rezerwowych, bramkarza i obrońcę. W międzyczasie – co ciekawe: na wniosek prezesa federacji Josepha Owony – dołączono mu do sztabu czterech kameruńskich asystentów.
**KADRA WYBITNIE EUROPEJSKA**
Czysto piłkarsko – reprezentacja „Nieposkromionych Lwów” od lat jest w poważnym kryzysie. Na mistrzostwach w RPA przegrała wszystkie mecze w grupie. Do ćwierćfinału nie awansowała od 1990 roku. W dwóch minionych latach nie zakwalifikowała się nawet do Pucharu Narodów Afryki. I w tym roku też, patrząc nawet na sam ranking FIFA, w którym Kamerun zanotował ostatnio spadek z 50. na 56. pozycję, ogląda plecy wszystkich grupowych rywali. A przy tym standardowo jest jednym wielkim znakiem zapytania.
Czy Eto`o pociągnie drużynę, czy jeszcze raz zawiedzie? Finke zapowiada, że chce rozłożyć akcenty. Tak, by nie liczył się jeden nietykalny gwiazdor, który na słowa krytyki odpowiada: „wygrałem już tyle, że niczego nie muszę udowadniać”. Chce by ważni poczuli się też Alex Song czy podstawowi obrońcy – Nicolas N`Koulou i Aurelien Chedjou.
Niewątpliwym problemem kadry Kamerunu jest brak klasowego bramkarza. Charles Itandje, broniący ostatnio w Konyasporze, byłym klubie Mariusza Pawełka i Marcina Robaka, z pewnością nie jest gwarantem jakości. Duet stoperów mają stworzyć wspomniani N`Koulou i Chedjou. Na ławkę powędruje prawdopodobnie Benoit Assou-Ekotto, a na lewej stronie zobaczymy Henriego Bedimo, mającego za sobą dobry sezon w Lyonie (m.in. osiem asyst).
W pomocy opcji jest kilka… Mbia, Enoh, Makoun, Song.
Jedno, co pewne to Eto`o w ataku. Wspierany z prawej strony przez Vincenta Aboubakara, mogącego okazać się jednym z kluczowych zawodników (tak jak w minionym sezonie kluczowym okazał się dla Lorient, strzelając 16 goli i notując 11 asyst) oraz kogoś z dwójki Eric Choupo-Moting – Pierre Webo.
W ostatnich tygodniach Kameruńczycy kursowali między trzema kontynentami. Dziś są już w Brazylii. Kilka poprzednich dni spędzili w stolicy swojego kraju, a obóz przygotowawczy zaliczyli w austriackim Kufstein. Wygrali tam towarzysko z Macedonią, przegrali z Paragwajem, by na koniec zremisować 2:2 z Niemcami. Grali twardo, z zaangażowaniem, wybijali gospodarzy z rytmu. I choć ci wystąpili bez kilku podstawowych zawodników, wynik poszedł w świat. Ostrzegawczo. Bo na dłuższą metę niczego nie dowodzi. Generalnie, w przypadku tej reprezentacji trudno być czegoś pewnym, a dwa plus dwa rzadko równa się cztery.
PAWEŁ MUZYKA


